Czyli
coś, czego jeszcze tu nie było :D Niezbyt mi się podoba, jednak
ocenę oddaje w Wasze ręce. Postaram się następnym razem dodać
coś z zamówień, już nawet mam napisane jedno z HGSS, tylko muszę
go poprawić.
Miniaturka
weselsza od poprzedniej, przynajmniej mam taką nadzieje, bo pisałam
to w trakcie wielkiego zmęczenia.
W
każdym razie, proszę o szczere opinie i krytykę, która bardzo
pomaga mi w pisaniu i unikaniu nagminnie powtarzających się
błędów:)
Ps. Miniaturka powstała dzięki Izie, która, świadomie czy też nie, podsunęła mi pomysł na to opowiadanie. I chociaż nie wie, że ten blog istnieje, tę notkę dedykuje właśnie jej :)
Ps. Miniaturka powstała dzięki Izie, która, świadomie czy też nie, podsunęła mi pomysł na to opowiadanie. I chociaż nie wie, że ten blog istnieje, tę notkę dedykuje właśnie jej :)
Szary
zapach dymu leniwie unosił się znad knota wygasłego niedawno
kadzidła i jak woda wsiąkał w każdy milimetr ubrania właścicielki
mieszkania, a właściwie to odległej komnaty zamku. Zasłony,
zajmujące prawie połowę całego dobytku kobiety, zwisały jak
kolorowe serpentyny ze ścian, okien i drzwi. Na podłodze stało
dwanaście okrągłych stolików z dopasowanym kompletem krzeseł, a
na nich przeźroczyste, półokrągłe kule. Czerwony jak krew dywan
był ledwie widoczny spośród ciemnego drewna, okalającego ściany
i podłogę wieży.
Kobieta,
o niesłychanie długich, kręconych blond włosach, przeszła przez
środek swojej sali, nucąc przy tym cicho. Oczy miała na
wpółprzymknięte, usta rozchylone. W lewej ręce trzymała pustą
już butelkę Sherry, obwieszające ją cekiny i paciorki brzęczały
lekko przy każdym jej niezgrabnym ruchu. Kołysząc się na boki,
wycelowała palcem w nos. Gdy druga próba podniesienia okularów nie
dała pozytywnych wyników, prychnęła wściekle i zatrzymała się.
Chcąc skupić uwagę na dogodnym wycelowaniu w cel, zrobiła zeza i
wystawiła język.
Nagle
cisze przerwał donośny śmiech, dochodzący gdzieś z kąta sali.
Kobieta
wzdrygnęła się i upuściła trzymane w dłoniach okulary na
podłogę, tym samym je rozbijając. Szybko obróciła się na
pięcie, wcześniej jednak zapominając o swojej lekkiej
nietrzeźwości. Zachwiała się i opadła na ścianę.
-
Oh, moja droga Sybillo. - Przeciągły syk odbił się od okalającego
salę dymu. - Stęskniłaś się?
Podniosła
głowę w górę i mocno mrużąc oczy, spojrzała w stronę ciemnej
plamy. Rozpoznała go, jednak świadomość, że wszedł tutaj bez
problemu, przerażała ją. Skupiła się na wysokiej postaci
wychodzącej z ciemnego kąta. Jej oczy zabłysły.
-
Tom? - Szepnęła przez uśmiech. Mimowolnie przygładziła wiecznie
rozczochrane włosy, jednak zaraz szybko się zbeształa. Przecież
ON takie lubił. - Jak się tu dostałeś?
Jej
głos brzmiał słodko, jednak wypowiedziane słowa były lekko
bełkotliwe. Cóż, westchnęła w duchu, trzeba będzie odstawić
kochane Sherry.
-
Mam swoje sposoby.
Smukła
postać stanęła na środku sali i teraz bez problemu mogła
przyjrzeć się jego twarzy. Była taka jak zawsze – ciemna,
pozbawiona nosa czaszka z lekko zapadłymi w głąb oczodołami.
Jednak coś w jego wyglądzie nie dawało jej spokoju.
-
Schudłeś. - Gdyby nie wiedza, że w jej żyłach krąży kilka
promilów alkoholu, z pewnością byłaby na siebie wściekła. Nie
chcąc ukazać swoich emocji, zaróżowiła się lekko.
Voldemort
wybuchł głośnym śmiechem.
-
Cała ty. Zawsze zauważasz coś, o co nikt mi znajomy, by mnie nie
posądził. A wiedz, że mam o tym jakąś wiedzę.
Jego
głos przybrał gorzką nutę, a ona nagle poczuła obezwładniający
smutek. Nie taki, który czuła przez całe swoje życie. Nie, ten
smutek miał swój początek w sercu, to tam wyrosło jego nasiono i
zagłębiły się kolczaste korzenie.
-
Przecież wiesz, że wcale tak o tobie nie myślą. - Szepnęła
cicho, odczytując bez problemu jego myśli. Przynajmniej takie miała
wrażenie.
On
jedynie pokręcił głową, nagle odzyskując swoją dawną
niecierpliwość i złość.
-
Mylisz się, kochanie. - Ostatnie słowo wymówił
jak zaraźliwą chorobę, jednak ona zdawała się tego nie zauważać.
- Moi poddani mnie opuścili i gdyby nie jeden obślizgły, lecz
wierny jak pies panu szczur, nie byłoby mnie tu. Jednak nie o tym
chciałem z tobą porozmawiać.
Nagle
pojawił się u jej boku, jego twarz znalazła się niepokojąco
blisko jej. Chcąc zapanować nad przyśpieszonym oddechem, spojrzała
mu w oczy.
-
Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko?
-
A czy kiedykolwiek cię okłamałem? - Odpowiedział pytaniem na
pytanie i jeszcze bardziej się pochylił. Jego ciepły oddech
delikatnie łaskotał ją w szyję. - Chciałem cię spytać... Jak
idzie praca z Potterem?
Zachichotała,
przykładając wolną dłoń do ust.
-
Oh, uwierzył we wszystko, co mu powiedziałam. Chłopak teraz myśli,
że w dalszym ciągu jesteś martwy, nawet nie zadał sobie trudu
myślenia. Bo czyż to nie oczywiste, że najpotężniejszy
czarodziej naszych czasów zawsze znajdzie sposób na powrót?
-
A Dumbledore? - Zaczął niedbale bawić się jej wisiorkami, jednak
widać było, że mocno skupia się na tym, co mówi. - Połknął
haczyk?
-
I to w całości!
Czknęła
głośno i przekrzywiła głowę, niezadowolona. Alkohol coraz
silniej dawał jej się we znaki i to akurat w takim momencie! Chyba
posłucha starej Minerwy i rzuci picie. Tak, zrobi to jeszcze
dzisiaj. Albo jutro, przecież butelka nie ucieknie.
Tom
uśmiechnął się przeciągle.
-
Brawo, brawo – Zaczął powoli ściągać naszyjniki z jej szyi. -
Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie.
-
Ostatnio mówiłeś to samo.
Zacisnął
mocno wargi, a ona zdrętwiała. Miała wielką nadzieje, że go nie
zezłościła, nadal pamiętała ostatni raz.
Po
chwili jednak, ten sam leniwy uśmieszek wrócił na jego cienkie
usta.
-
To było dobre kilkanaście lat temu, kiedy jeszcze nie wiedziałem o
twojej pierwszej przepowiedni. Ale nie martw się, wybaczam ci. Wiem,
że nie jesteś dziś w najlepszym stanie. - Jego spojrzenie
powędrowało w stronę butelki i na niej spoczęło. - Mam nadzieje,
że to ostania?
Kiwnęła
szybko głową i pomogła mu z zapięciem jednego z wisiorków.
Naszyjniki oplatujące jej szyję zniknęły w jednym momencie.
Zadrżała.
-
Zimno? - Ponownie kiwnęła głową, a on przyłożył swoje dłonie
do jej skóry. Ku jej zdziwieniu, były zaskakująco ciepłe. - Od
tej pory nie życzę sobie widzieć ciebie pijanej. Przeszkadza ci to
w myśleniu, a ja nie lubię smaku Sherry.
Powiedziawszy
to, nachylił się ku niej i ja pocałował.
Początkowo
zaskoczona zesztywniała, jednak po chwili oddała mu pocałunek z
wielką chęcią. Jego usta były zimne i bez smaku, jednak nie
przeszkadzało jej to. Kochała go za to, kim jest, a nie jaki jest i
jak wygląda.
Nagle
Tom odsunął się od niej. Z jękiem zawodu oparła się o ścianę
i przymknęła oczy. Jak ona tego nie cierpiała!
-
Coś się stało? - Spytała, nie patrząc na niego.
-
Wydaje mi się, że słyszałem pukanie.
Od
razu wytrzeźwiała i spojrzała na zegarek.
Godzina
lekcyjna!
-
Schowaj się, a ja zaraz wrócę.
Zaciągnęła
go do swojego pokoju i wyszła na schody. Nie zdziwiła się, gdy
zobaczyła tłum uczniów kłębiących się na wysokich stopniach
prowadzących do jej sali i komnat. Przymknęła powieki i
przygarbiła się lekko wiedząc, jakie wtedy sprawia wrażenie na
uczniach.
-
Macie teraz wolne, nie czuję się dobrze. - Odezwała się słabo,
zastanawiając się, jak potem wytłumaczy to wszystko dyrektorowi. -
Nie słyszeliście? Odwołuję lekcje!
Gdy
osłupiali uczniowie odwrócili się w stronę wyjścia z zamku,
odetchnęła i wróciła do siebie. Po chwili jednak sama osłupiała,
gdy zauważyła Toma na swoim łóżku.
-
Co ty robisz? - Wykrztusiła.
-
Skoro już tu jestem... - Syknął, przewracając oczami. - Przecież
to sypialnia, gdzie niby indziej mam siedzieć?
Spojrzała
wymownie na stojący pod oknem stolik wraz z krzesłem, jednak nie
odpowiedziała. Po chwili niezręcznego milczenia, obróciła się do
niego na pięcie i spojrzała w ciemne, puste jak kosmos oczy. Nie
wiedzieć czemu, właśnie teraz poczuła siłę i pewność, jakiej
jeszcze nigdy przedtem nie znała. Wyprostowała się dumnie.
-
Nieraz pytałeś się, dlaczego pije – Zaczęła z mocnym tonem w
głosie. - Jednak nigdy ci nie odpowiadałam. Teraz jednak uważam,
że to był błąd. Nie mój. - Prawie krzyknęła. - Tylko twój.
-
Powiesz wreszcie, o co chodzi? - Voldemort wydawał się być
obojętny na jej słowa, jednak coraz widoczniejsza żyła na jego
skroni temu zaprzeczała. - Nic nie rozumiem z tego, co mówisz.
-
To twoja wina, że wszyscy się ode mnie odwrócili! Nie chce dłużej
tak żyć, w samotności...
-
Samotność to jedyny przyjaciel człowieka. - Odpowiedział chłodno,
a ona poczuła strach. Jeszcze nigdy nie miała do czynienia z tym
wcieleniem i nie była pewna, czy chce je poznawać. - Jeżeli jednak
chcesz mieć znajomych, to proszę – Rozłożył na bok swoje
długie ręce. - Nie zabraniam ci tego. Jednak pamiętaj, by potem
nie przychodzić do mnie z płaczem. Wiesz, że nie uznaje
tchórzostwa, strachu i nieposłuszeństwa. Jeżeli sama chcesz się
do niego przyczynić, to...
-
Nie. - Powiedziała gorzko. - Przepraszam.
Rozciągnął
usta w krzywym uśmiechu.
-
Tak już lepiej. - Po chwili spojrzał na nią i rozłożył ramiona.
- A teraz chodź do mnie.
Choć
cały umysł i dusza się buntowały, jej ciało ruszyło do niego
posłusznie. Usiadła obok Toma i objęła go, wtulając twarz w
zagłębienie w jego barku.
-
Już niedługo – Zaczął spokojnym głosem, wpatrując się w
ścianę i delikatnie gładząc jej włosy. - Jeszcze trochę się
pomęczysz. Dopóki nie wymyślimy planu pozbycia się Dumbledora,
jesteś tu uwięziona. Potem stworzymy nowe imperium, nową władzę
i czarodziejów. - Przerwał, by zabrać oddech. - Jeszcze trochę.
Kiwnęła
głową, tym samym mu potwierdzając. Gdy pochylała się w jego
stronę, chcąc oddać mu pocałunek, ponownie zastanowiła się nad
swoim życiem. Zamknęła oczy, gdy poczuła zimne wargi na swoich. W
tym momencie oddałaby wszystko, by je zmienić.
CZYTAM
= KOMENTUJE