Uwaga!

piątek, 20 czerwca 2014

Bo tak chciał los cz. 1

Hej! Nawet nie wiecie, jak okropnie się czuję - dodawać miniaturkę po tak długim czasie! Wybaczcie, jakiś wirus pochłonął mi połowę komputera, a wraz z nim poleciały opowiadania. Chwilowo jestem w trakcie przywracania plików, ale nie wiem, jak długo mi to zajmie.
Poniższa miniaturka będzie podzielona na dwie części. Wiem, że nie jest dobra, a w niektórych momentach nawet powiewa nudą, jednak chwilowo tylko tyle jestem w stanie wymyślić ;c Zdradzę, że w drugiej części będzie więcej akcji :D
Ps. Przy okazji, zapraszam na swoje konto na facebooku :)

Notatkę dedykuję wszystkim czytelnikom. Dziękuje Wam, że jesteście!


- Ej! - Krzyknęłam, gdy przepychający się przez kolejkę chłopak uderzył mnie łokciem w brzuch. Potarłam obolałe miejsce i rzuciłam zabójcze spojrzenie szybko oddalającej się sylwetce.
Ktoś obok mnie się zaśmiał.
- Spokojnie, Hermiono. - Harry złapał mnie za ramię i pociągnął do przodu, w stronę wolnego miejsca w kolejce stojącej przed wejściem do klubu. Ręką wskazał na drzwi. - Widzisz? I tak szybciej nie wejdzie.
Podniosłam wzrok i utkwiłam go w zamazanej sylwetce, teraz kłócącej się z ochroniarzem. Mimo że z natury jestem raczej pogodową osobą, obraz ten wzbudził we mnie dziwnie miłe uczucie. Potarłam ramiona.
- Naprawdę nie wiem, co chcesz udowodnić, Harry. - Zwróciłam się do przyjaciela, który w odpowiedzi tylko się do mnie wyszczerzył. - Czy to, że naprawdę nie jestem osobą rozrywkową i nie mającą żadnego życia towarzyskiego, czy to, że w jesteś w tym samym stopniu równy jak ja?
- Czy ja właśnie powinienem się obrazić? - Spytał zamyślony i spojrzał na mnie, pełen powagi. Po chwili jednak na jego twarz wrócił szeroki uśmiech, a on sam zaczął się śmiać. - Lepiej już chodź, bo w takim tempie nigdy tam nie dojdziemy.
- Mi to pasuje – Mruknęłam, jednak dałam się mu poprowadzić.
Chwilę później weszliśmy do klubu. Mijając pomalowane na czarno ściany, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek jeszcze dane mi będzie ujrzeć świat zewnętrzny. Całym ciałem przyparłam do Harry'ego i odruchowo złapałam go za rękę. Wąskie korytarze wprawiały mnie bowiem w klaustrofobie, o której istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia.
- Gdzie ty znajdujesz takie miejsca? - Szepnęłam, gdy skręciliśmy w kolejny korytarz.
- Mam pewne kontakty.
Na te słowa mimowolnie się wzdrygnęłam. Wiedziałam, że po wojnie z Voldemortem wiele szpiegów wyszło z ukrycia – zdziwienie Zakonu, gdy okazało się, że Snape nie był jedynym agentem w szeregach wroga, było ogromne – i zaadaptowało się na nowo, tworząc nowe więzi i kontakty, tym samym zdradziło parę niefortunnych informacji. Dobrze zdając sobie sprawę, że Harry po wojnie stał się bardziej otwarty i to właśnie on tworzył te „nowe kontakty i więzi”, nie wpływało na mnie uspokajająco.
- Nika? - Spytałam obojętnie, patrząc się przed siebie.
Harry spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Widocznie nie spodziewał się, że będę znała któregokolwiek ze szpiegów.
Na tę myśl uśmiechnęłam się lekko.
Duszący dym wypełniał całe pomieszczenie sprawiając, że osoby przede mną stawały się ledwo widoczne. Przez chwilę staliśmy z Harrym w drzwiach i obserwowaliśmy tańczące plamki, jednak znajdujący się za nami tłum przepchnął nas do przodu. Ścisnęłam dłonie w pięści i przeszłam na środek sali.
Nie czułam się tu dobrze. Dym dusił mnie, wilgotność sprawiała, że było mi gorąco. Dlatego widząc, że czerwone ściany klubu przebijają się przez mleczną obłoczkę, podeszłam do nich i przyległam plecami do zimnego tynku. Po chwili stanął obok mnie Harry.
- Wszystko w porządku? - Jego głos zagłuszyła głośna muzyka, dlatego musiał powtórzyć swoje pytanie, wykrzykując mi go do ucha.
Kiwnęłam głową i odkleiłam się od ściany. W swoim życiu przeszłam więcej, niż kilka osób razem wziętych. Wymazałam rodzicom pamięć. Wybrałam się z przyjaciółmi na samobójczą misję. To ja pomogłam pokonać Voldemorta.
Dlaczego więc tak reaguję na zwykły klub?
- Chodźmy – Powiedziałam mocno i wyprostowałam się. Zwalczyłam w sobie chęć złapania Harry'ego za rękę i dumnym krokiem ruszyłam w stronę baru.
Drewniana lada błyszczała, przykręcone do podłogi białe krzesła obracały się, gdy ktoś z nich schodził. Usiadłam na jednym z nich i obróciłam się do barmanki.
- Ogni... - Głos uwiązł mi w gardle, gdy przypomniałam sobie, że znajduję się w innym świecie. Już nie moim, obcym. - Tropikalną lagunę, proszę. - Przeczytałam pierwszą rzucającą się w oczy nazwę jakiegoś trunku widniejącym na kolorowej tablicy i położyłam dłonie na ladzie. Po chwili gazowany napój pojawił się przede mną, ozdobiony pomarańczową palemką. Wzięłam pierwszy łyk i zakrztusiłam się.
- Dla mnie to samo. - Harry usiadł na zwolnionym krześle i na mnie spojrzał. Widząc moją minę, szybko zwrócił się do barmanki. - Albo jednak nie.
Zaśmiałam się i odłożyłam szklankę na stół. Od tego powietrza rozbolała mnie głowa.
Nagle Harry zerwał się z miejsca i złapał mnie za rękę, przyciągając do siebie. Styknęliśmy się całym ciałem, nasze twarze były zaledwie parę centymetrów od siebie.
- Nie po to brałem cię do tego miejsca, by widzieć, jak siedzisz w jednym miejscu i odliczasz minuty do wyjścia. - Jego oczy wpatrywały się w moje, oddech łaskotał w szyję. - Zatańczymy?
Niepewnie kiwnęłam głową i ruszyłam za nim na środek parkietu. Gdy stanęliśmy, Harry, w dalszym ciągu trzymając mnie za rękę, odsunął się ode mnie na kilka kroków i ukłonił. Jego oczy cały czas obserwowały moje.
Uśmiechnęłam się i zrobiłam to samo. Nagle wyprostowaliśmy się oboje, a ja obróciłam się w miejscu. Harry zaśmiał się i przyciągnął do siebie tak, że stanęłam do niego plecami. Głowę położył mi na obojczyku i zakołysał się w rytm muzyki.
- Gdzie ty nauczyłeś się tak tańczyć? - Spytałam i poczułam, że się uśmiecha. Dłonie położył mi na talii i delikatnie odsunął od siebie, chcąc ponownie odwrócić mnie w swoją stronę.
Jednak nie udało mu się to, ponieważ ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Mocno uderzyłam w twardy tors i, nim zdążyłam zorientować się w sytuacji, mój porywacz – o ile tak mogę go nazwać – odezwał się.
- Co ty tu robisz, Granger? - Draco Malfoy złapał mnie za ręce i położył je na swoich ramionach. Zrobił to, co mnie zdziwiło, nadzwyczaj delikatnie.
- Nie twoja sprawa – Zaczęłam się wyrywać, jednak jego mocny uścisk w talii skutecznie mi to uniemożliwił. - Puść mnie. - Wysyczałam mu w twarz.
Zaśmiał się i rozluźnił uścisk. Odsunęłam się od niego szybko.
- Poczekaj – Powiedział z uśmiechem, gdy zaczęłam się cofać. - Chcę tylko porozmawiać.
- Wybrałeś sobie bardzo odpowiednie miejsce i czas, nie powiem. - Prychnęłam, jednak się zatrzymałam. Wzrokiem próbowałam odnaleźć Harry'ego, jednak tłum mi na to nie pozwolił.
Objęłam się ramionami i spojrzałam nań stanowczo.
- Co? - Spytałam ostro, gdy w dalszym ciągu nie przerywał milczenia. Chłopak wziął mnie za rękę i poprowadził przed siebie. - Mówiłam ci, byś mnie puścił! - Przekrzyknęłam muzykę i stanęłam. Powoli stawało się to nudne.
Malfoy także przystanął i przewrócił oczyma.
- Naprawdę, Granger?
- Mam wiele powodów, by ci nie ufać, Malfoy.
- W takim razie – Prychnął i wyciągnął rękę w moją stronę. - dasz mi wreszcie dojść do głosu i pozwolić wyjaśnić sobie parę rzeczy?
Dojść do głosu? Złość powoli kłębiła się we mnie, jednak zgłuszyłam ją. Nie wiem, co wtedy mną pokierowało – po szybkiej kalkulacji wyciągnęłam do niego rękę. Długie palce mocno zacisnęły się na moich i pociągnęły w stronę opuszczonego korytarza, z którego przeszliśmy do ciemnego salonu. Niepewnie usiadłam obok niego na kanapie.
- Co chciałeś? - Zaczęłam i złożyłam zaplecione dłonie na kolanach. Nie chciałam pokazać mu, że drżą.
Draco przyglądał mi się chwile. Nagle westchnął i przejechał dłonią po twarzy.
- Ja... - Odchrząknął i spojrzał na mnie ze złością. - To nie jest takie łatwe, wiesz?
Odwzajemniłam jego spojrzenie i wyprostowałam się.
- Nie, dopóki mi nie wyjaśnisz. - Wydawać się mogło, że mój lodowaty głos przecina gęste powietrze, poprzedzane duszącym dymem.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- To ty nie wiesz? - Spytał z mało inteligentną miną.
- Nie. - Odpowiedziałam zirytowana. Zawsze denerwowałam się, gdy czegoś nie wiedziałam.
Chwile mnie obserwował. Nagle się uśmiechnął i rozsiadł w kanapie. Rozluźnił się, ja za to się spięłam.
- W takim razie, to wszystko. - Powiedział swoim zwykłym, oschłym tonem. Na dźwięk zmiany jego głosu, wzdrygnęłam się – wrócił do niego tak niespodziewanie. - Możesz iść. - Powiedział, gdy nie ruszyłam się z miejsca. - Okularnik pewnie się o ciebie niepokoi.
Za nim zdążyłam pomyśleć, uderzyłam go w twarz. Malfoy dotknął czerwonego policzka i z zaskoczeniem na mnie spojrzał. W jego oczach zobaczyłam ból.
Jednak teraz mało mnie to interesowało.
- Nie waż się tak mówić o Harrym - Warknęłam i poderwałam się z miejsca. - Jeżeli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, pożałujesz, Malfoy.
Odwróciłam się i wyszłam, zostawiwszy go z widocznym szokiem na twarzy.

Odnalazłam Harry'ego kilka minut później, przy barze. Stał z poważną miną i rozglądał się na boki. Gdy mnie zobaczył, złapał za ramiona i ścisnął.
- Byłem pewny, że już cię nie znajdę. - Spojrzał na zegarek. - Jeszcze chwila i wzywałbym aurorów.
Uśmiechnęłam się, jednak nie było w tym ani krzty radości.
- Nie musiałeś. - Owinęłam się szalem i spojrzałam na niego z ukosa. - To był tylko Malfoy... - Przerwałam, gdy zauważyłam szok na jego twarzy. - Coś się stało?
Harry pokiwał głową, jednak jego twarz w dalszym ciągu miała surowy wraz. Powoli poprowadził mnie w kierunku wyjścia.
- Czego chciał? - Spytał niewinnie, jednak to pytanie z pewnością do takich nie należało.
- Porozmawiać. - Stwierdziłam, że nie będę rozwijać tego tematu. Cała ta sytuacja wydawała mi się podejrzana, nie wspominając już o zachowaniu obu czarodziejów.
Wybraniec pokiwał głową, jednak gdy ponownie otwierał usta, w klubie rozległy się krzyki.
Nie zważając na przypatrujących się nam mugoli, sięgnęliśmy po różdżki i wyciągnęliśmy je przed siebie. Harry wyszedł przede mnie i rozglądnął się.
- Tędy. - Powiedział i ruszył w kierunku korytarza, którym chwilę temu szłam z Malfoy'em. Przełknęłam ślinę i pobiegłam za nim.
Mimowolnie odetchnęłam, gdy minęliśmy salon, w którym rozmawiałam z blondynem. Pomieszczenie było opuszczone, jedynie plamki kolorowego światła przepływały zgodnym rytmem po ścianach. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na pokój i przeszłam za Harrym do następnego.
Gdy tylko przeszłam przez drzwi, uderzył we mnie mocny zapach stęchlizny. Skrzywiłam się i stanęłam.
- Uważaj! - Usłyszałam znany mi głos i odwróciłam się w jego kierunku akurat wtedy, gdy trafiło mnie zaklęcie.
Mocno upadłam na ziemię, tracąc przytomność.

Pierwszym, co do mnie dotarło, to głośny śmiech. Zaraz po nim nastąpiła cisza.
Ciężką jak ołów ręką dotknęłam czoła i odetchnęłam. Otworzyłam oczy i ponownie je zamknęłam, gdy uderzyła w nie rażąca biel. Było mi dziwnie ciepło i wygodnie.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i jęknęłam. Całe plecy zaprotestowały głośno, a do nich dołączyła głowa. Podparłam się rękoma i otworzyłam oczy.
Cały świat zawirował. Powieki opadły w dół, a ja ponownie zatraciłam się w ciemności.

- Nie powinieneś był z nią wtedy rozmawiać. - Ktoś siedzący na sąsiednim łóżku warknął i uderzył dłonią w materac. - Wyobrażasz sobie, co by zrobiła, gdyby się dowiedziała?
- Może – Ignorancki głos przebił się przez otaczającą mój umysł barierę i w niej się zatrzymał. - Ale watro było spróbować.
Zapanowała pełna napięcia cisza, którą przerwała osoba siedząca na łóżku.
- Czyli...
- Nie, Potter, nie powiedziałem jej. - Głos zaśmiał się, jednak śmiech pozbawiony był wesołości. - Jednak twoja mina watra była tego całego przedstawienia.
Chwilę później coś przeleciało nade mną i usłyszałam, że uderza w osobę z ignoranckim głosem.
- Hej! - Krzyknęła i rzuciła to coś na podłogę. - Tylko na tyle cię stać? Rzucanie poduszką?
- Wolałbyś stolik?
Chciałam się uśmiechnąć, jednak nie mogłam. Wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, ciało było jak sztywne jak rzeźba. Przeraziłam się.
- Jak by zareagowała? - Głos był tak zniekształcony, że nie potrafiłam go odróżnić.
- Nie wiem. - Ktoś westchnął. - Na pewno byłaby wstrząśnięta.
- I wściekła.
Oba głosy się zaśmiały.
- Mam nadzieje, że nas nie słyszy. - Ktoś podszedł i odgarnął mi włosy z czoła. Był to ruch delikatny i dobrze znany, nie mogłam sobie tylko przypomnieć, skąd. - Dostałoby nam się.
- Lepiej się odsuń. - Nie byłam w stanie stwierdzić, czy było to warknięcie, czy śmiech, ani do kogo należał głos, bo ponownie zaczęłam odpływać.
Przed zaśnięciem usłyszałam tylko:
- I tak jest na mnie skazana.

- Jak długo spałam? - Odebrałam od Harry'ego parujący kubek herbaty i uśmiechnęłam się w podziękowaniu. Odpowiedział tym samym i usiadł na rogu łóżka.
Widocznie starał się nie patrzeć mi w oczy, bo omijał je starannymi łukami.
- Dwa dni. - Powiedział spokojnie, a ja opadłam na poduszki. Dwa dni. Straciłam dwa dni życia.
- Czym oberwałam?
- Nie wiem.
Podniosłam głowę i na niego spojrzałam. Pierwszy raz odkąd tu przyszedł, spojrzał mi w oczy.
- McGonagall razem z panią Pomfrey starają się odnaleźć zaklęcie na podstawie obrażeń, jednak jest to bardzo trudne, ze względu na ich braki.
- Moje plecy... - Zaczęłam.
- Bóle twoich pleców były iluzją. - Malfoy stanął w drzwiach i na mnie spojrzał. - Prosto mówiąc: poddano cię symulacji.
Przeszedł przez pokój i stanął za Harrym. Jego włosy były zmierzwione, oczy podkrążone i zmęczone. Nawet koszulę miał wymiętą.
Harry spojrzał na niego ostrzegawczo, na co ten tylko wzruszył ramionami.
- I tak by się dowiedziała.
Na te słowa poderwałam wzrok znad herbaty i przyglądnęłam się obojgu. Sposób wypowiadania brzmiał znajomo, przypominając mi o pewnej rozmowie przeprowadzonej w tym miejscu. Chwilowo jednak nie dałam po sobie poznać, że byłam jej świadoma.
- To mugolski szpital? - Spytałam w zamian, a oni kiwnęli głowami.
- Któryś mugol wezwał karetkę do klubu. - Malfoy potarł kciukiem dłoń. - Problem był taki, że nie było czasu na wymazywanie pamięci. - Spojrzał mi w oczy niewidocznym wzrokiem. - Nie wiedzieliśmy, co się z tobą stało, a przerażeni mugole zaczęli się rozchodzić.
Kiwnęłam głową, gdy coś nagle do mnie dotarło.
- To ty próbowałeś mnie ostrzec? - Spytałam Malfoya.
On tylko prychnął w odpowiedzi.
- Zwariowałaś, Granger?

Szpitalny korytarz bardzo różnił się od tego w klubie: jasne ściany aż biły swoją czystością, wielkie okna wpuszczały masę ciepłego i czystego powietrza, ludzie zachowywali się cicho i spokojnie. Oczywiście zdziwiłabym się, gdyby było inaczej, jednak było to pierwszym, co zauważyłam.
Oparłam się całym ciałem o Harry'ego i objęłam go w pasie. Jego nos wbił mi się w głowę, gdy pochylił się i wziął mnie na ramiona. Zaśmiałam się.
- Aż tak słaba nie jestem – Powiedziałam z uśmiechem i złapałam go mocniej za szyję, gdy przechylił się na bok. - Za to widzę, że ty tak.
- Nie wierz we wszystko, co widzisz – Odwzajemnił uśmiech i wyniósł mnie na zewnątrz.
Gdy Harry schodził po schodach, odwróciłam się w jego ramionach i spojrzałam na białe mury szpitala. Całym ciałem cieszyłam się, że z niego wyszłam, chociaż wyczuwałam pewną cząstkę, która nie chciała opuszczać tego miejsca. Tutaj czułam się bezpieczna.
Nie bądź głupia” upomniałam się i wsiadłam za przyjacielem do auta.
Chwilę później parkowaliśmy przed domem. Wyciągnęłam się w siedzeniu i spojrzałam dół, na różnokolorowe papierki, opakowania po cukierkach i puszkę po napoju. Spojrzałam wymownie na Harry'ego.
- Nie patrz tak na mnie – Podniósł usprawiedliwiająco ręce do góry. - Mam tylko jedną radę; nigdy nie pożyczaj auta Ronowi.
Zaśmiałam się i wysiadłam z auta. Odebrałam od przyjaciela torebkę – przypadkowo zostawiłam ją w aucie – i weszłam do domu.
Od razu zauważyłam, że coś jest nie w porządku. Zazwyczaj równo ułożone fotografie, zostały przełożone i poprzewracane, szuflady w biurku zostały otwarte i przeszukane. Uklękłam przy rozsypanych kartkach, biorąc je do rąk.
- Harry! - Krzyknęłam i upuściłam kartki.
Przede mną rozpościerała się krwawa ścieżka, prowadząca prosto do salonu. Zaczynała się parę metrów ode mnie, przechodziła przez środek dywanu i kończyła za drzwiami. Nie czekając na przyjaciela wstałam i ruszyłam przed siebie.
Nagle ktoś złapał mnie za rękę.
- Poczekaj. - Harry klęknął i skierował różdżkę na krwawą maź. Gdy srebrny promień do niej powrócił, zwrócił się do mnie. - To tylko farba.
Kiwnęłam głową i ponownie spojrzałam na wejście do salonu. Drzwi były lekko uchylone, przez szparę ostro przenikał jasny promień słońca. Zacisnęłam mocno usta i pchnęłam drzwi.
Czerwony ślad farby dalej ciągnął się przez pokój i zakręcał za kanapą. Nie chciałam oglądać się na Harry'ego – wiedziałam, że tylko czeka, aż się zawaham. Wtedy wziąłby mnie za rękę i odciągnął.
A na to mu nie mogę pozwolić.
Wzięłam się w garść i pewnie podeszłam do kanapy. Gdy schyliłam się, zobaczyłam namalowany na niej farbą napis, bardzo podobny do tego, który widzieliśmy z przyjaciółmi w drugiej klasie. Obeszłam siedzenie i stanęłam przed nim, chcąc przeczytać wiadomość. Gdy tylko jej treść do mnie dotarła, krzyknęłam.

Koniec cz. 1