Uwaga!

sobota, 12 lipca 2014

Kto by pomyślał? cz. 1


Hej :) Wstawiam dopiero co napisaną miniaturkę, która - tak jak miała poprzednia - składać się będzie z dwóch części (tym razem na pewno :D). Jest w niej kilka zdań, które niezbyt mi się podobają, jednak mam nadzieje, że nie jest aż tak źle :D Bardzo prosiłabym o szczere opinie i krytykę, która na pewno przyda mi się na przyszłość :)
Część druga powinna ukazać się mniej więcej w przeciągu dwóch tygodni, ponieważ wyjeżdżam.



PS. Chciałam bardzo podziękować za ponad 3 tysiące wyświetleń! Bez Was nie byłoby tego wszystkiego :)

PPS. Także chciałabym życzyć Wam udanych wakacji :) Miejmy nadzieje, że słońce niedługo się do nas przyłączy
 



Odchyliłam się do tyłu i zamknęłam oczy. Gdy podest, na którym siedziałam podniósł się, usiadłam i położyłam otwarte dłonie na ziemi. Na próbę oderwałam je, zostawiając mokre odciski palców na gładkiej podłodze. Autentycznie się denerwowałam.

Wolno wyjechałam w górę. W siadzie cofnęłam się, obserwując jak moja biała sukienka marszczy się i przyjmuje kształt spienionych fal na błękitnym morzu. Wyobraziłam sobie leniwie uginające się palmy pod wpływem wiatru, okrążające plaże czarnobiałe, skrzeczące mewy, ciepły piasek i równocześnie z tym wyobrażeniem przeniosłam się do rodziców, do Australii. Wraz z rosnącą wysokością, rosła moja tęsknota do rodziców, do ich uśmiechów i uścisków. Marzyłam o tym, by przyjść do nich, usiąść i przypomnieć im, że mają córkę. Rozmawiać z nimi. Śmiać się. Płakać. Jednak wiedziałam, że nie mogę tego zrobić.

Gdy usłyszałam muzykę, wolno się podniosłam, ręce sztywno trzymając przy bokach. Ciasna sukienka opinała mnie mocno, w niektórych momentach aż musiałam walczyć o wdech. Mimo, że znajdowałam się w bardzo niewygodnej sytuacji, nie dawałam tego po sobie poznać. Zdecydowanie uniosłam podbródek do góry, roziskrzone oczy utkwiłam w nieruchomej publiczności. Uśmiechnęłam się, gdy z sufitu poleciały czerwone płatki róż. Zaczęłam tańczyć.

Początkowo nie czułam nic. Muzyka niosła mnie jak rzeka łódkę, aż dałam ponieść się jej niebezpiecznemu nurtowi. Pełna energii uniosłam ręce w górę i obróciłam się wokół własnej osi. Zaczęłam leniwie kołysać się w rytm muzyki, co jakiś czas unosząc głowę i ją opuszczając, rękami kreśląc niewyobrażalne kształty. Gdy poczułam delikatny uścisk w talii, odwróciłam się tyłem do publiczności i spojrzałam w oczy swojego partnera.

Jednak nie wpatrywałam się w nie długo. Ubrany w maskę towarzysz odwrócił mnie i przechylił tak, że włosami dotykałam ziemi. Zamknęłam oczy. Uczucie lekkości ogarnęło mnie tak nagle i łapczywie, że zapragnęłam nigdy się z nim nie rozstawać. Niestety, nie trwało ono długo - po zaledwie kilku sekundach mój partner pociągnął mnie za rękę i obrócił dookoła. Wygięłam się i przyparłam do niego całym bokiem, głowę kładąc mu na ramieniu. Chwilę trwaliśmy w takim ustawieniu.

Nagle ściany teatru zabarwiły się na czerwono, z sufitu poleciała nowa dostawa białych różanych płatków, muzyka zmieniła tony. Uniosłam wzrok ku górze i przez ułamek sekundy delektowałam się pięknem życia. Jak w zwolnionym tempie obserwowałam kręcące się wokół własnej osi płatki i uśmiechnęłam się. Delikatnie podałam dłoń partnerowi i dałam mu poprowadzić się na środek sali, na którym ponownie zaczęliśmy tańczyć. Ze sposobu ruchu starałam się ustalić, z kim tańczę, jednak nie było to łatwe.

Bowiem w naszym teatrze występowały pewne zasady. Pierwszą z nich, i zdecydowanie najważniejszą, była anonimowość aktorów. Aż do samego końca sztuki, publiczność ani, rzecz jasna, uczestnicy, nie mieli pojęcia, z kim tańczą. Działało to na pewnym prostym układzie - do teatru było przyjmowanych wielu tancerzy, jednak tylko dwójka z nich zostawała wybierana. Całe zgromadzenie wcześniej ćwiczyło doskonale przygotowany układ choreograficzny, tak długo, aż ruchy wszystkich zgromadzonych nie stawały się identyczne. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie jest to mądre ze względu marnowania talentu i czasu uczestników, jednak ja się z tym nie zgodzę. Te ćwiczenia dają nam nie tylko możliwości doszlifowania swojej pasji, jednak także nas sprawdzają. Testowi rozpoznawczemu nie są poddawani tyko tancerze - stosuje się jej także na publiczności. Dlatego nasz teatr, choć wystawiamy tylko jedno przedstawienie na dwa tygodnie, jest tak oblegany.

Ostatni raz obróciłam się i oparłam o ramiona towarzysza. Razem, jak jedno ciało, zakołysaliśmy się w rytm muzyki, oblegani przez otaczające nas zewsząd białe płatki, podkoloryzowane czerwienią bijącą ze ścian. Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy. Gdy w moje nozdrza uderzyła przyjemna woń męskich perfum, zaśmiałam się cicho i wyrwałam partnerowi. On, ubrany w czarny garnitur, z maską, identyczną w każdym calu jak moja, na twarzy i rękawiczkach, stanął i wyciągnął w oczekiwaniu rękę. Złapałam ją i mocno zacisnęłam na niej palce. Zdziwiłam się, gdy towarzysz odpowiedział mi tym samym. Uścisk miał mocny, jednak biła od niego delikatność i pewność siebie.

Ukłoniliśmy się i, w towarzystwie głośnych oklasków i cichej muzyki, opuściliśmy scenę. Gdy weszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, od razu uderzyła we mnie panująca wszędzie biel i jasność, zupełna odwrotność oświetlenia panującego na sali. Zamrugałam parę razy oczyma i dopiero gdy mój wzrok całkiem przywykł do jasności, zdałam sobie sprawę, że mojego towarzysza od dawna przy mnie nie ma. Poczułam ciche ukłucie zawodu.

- Hermiono!

Radosny krzyk przebił się przez plątaninę głosów i co chwilę wybuchających śmiechów. Odwróciłam się w jego kierunku, od razu napotykając spojrzenie brązowych oczu.

- Dobry wieczór, Ginny. - Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i ją uścisnęłam. Dziewczyna podskoczyła w moich ramionach i pisnęła.

- Byłaś wspaniała! - Krzyknęła mi do ucha i zaczęła kiwać się na boki. Złapałam jej dłonie i ścisnęłam.

- Spokojnie, Ginny - Zaśmiałam się. - Ludzie na nas patrzą.

- To dobrze. - Przestała się kiwać i na mnie spojrzała. - To było naprawdę wspaniałe, Hermiono. Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak... profesjonalnego.

- Może dlatego, że normalnie nie chodzisz na występy taneczne? - Spytałam przekornie, jednak myślami byłam w zupełnie innym miejscu. Delikatnie wyrwałam się przyjaciółce z uścisku i potarłam ramiona.

Co oczywiste, moja nagła zmiana w zachowaniu nie uszła uwadze Ginny. Od razu domyślając się, o co mi chodzi, uśmiechnęła się złowieszczo.

- Wyszedł tylnymi drzwiami.

- Słucham? - Spytałam, całkiem zbita z tropu.

- Nie udawaj, dobrze wiesz, o co mi chodzi. - Prychnęła i szybkim krokiem odeszła w stronę szatni.

Po chwili wróciła, w rękach trzymając mój płaszcz i torbę. Bez najmniejszych oporów cisnęła mi ubranie w ręce i spojrzała twardo, gdy się nie ruszyłam.

- Na co czekasz? - Wskazała palcem drzwi i pchnęła mnie w ich kierunku. - Jego cierpliwość nie trwa wieki.

Założyłam płaszcz i otuliłam się szalem. Gdy sięgałam o torebkę, coś nagle do mnie dotarło.

- Chwila. - Wyprostowałam się i spojrzałam na rudą. - Wiesz, kim on jest?

- Wszyscy wiedzą. - Uśmiechnęła się i wyrzuciła mnie za drzwi. - Przecież to jest takie oczywiste.

..........



Skuliłam się, gdy mocny wiatr zawiał mi prosto w twarz. Postawiłam prosto kołnierz płaszcza i rozglądnęłam się. Oprócz widniejących przede mną chwiejnych i z nienajlepszą reputacją schodów, nie było widać nic. Jedynie ciemna latarnia połyskiwała co chwilę, gdzieś w oddali majaczyły się kolorowe światła aut. Ręką odzianą w rękawiczkę sięgnęłam w stronę balustrady i postawiłam pierwszy krok na schodach.

Buty na wysokich obcasach zakołysały się mocno, a ja razem z nimi. Mocniej złapałam się poręczy i, zaciskając zęby, zrobiłam kolejny krok, którego prawie od razu pożałowałam.

Gdy tylko przełożyłam ciężar ciała na prawą nogę, usłyszałam trzask pękającego obcasu i wylądowałam na ziemi. Mocno wypuściłam powietrze i z trudem powstrzymałam łzy. Coś czułam, że od teraz chodzenie nie będzie najprzyjemniejsze. Starając się podnieść, przypadkowo zahaczyłam rękawem o wystającą niedaleko rynnę, tym samym powodując, że osadzony na niej śnieg zsypał się prosto za mój kołnierz. Zacisnęłam mocno powieki i złapałam się poręczy, starając się zignorować lodowate zimno przemieszczające się teraz po całym moim ciele.

- Pomóc ci? - Neutralny, lecz znany mi głos odezwał się zaraz przede mną. Cicho wydusiłam "tak" i podałam nieznajomemu dłoń. - Jesteś bardzo zimna.

Chciałam odpowiedzieć coś zgryźliwego, jednak powstrzymałam się. Nie będę na nim wyładowywać złości. Szybko otrzepałam płaszcz ze śniegu i spojrzałam na nieznajomego.

- Hmm, tak. - Odchrząknęłam i opuściłam wzrok, gdy nie zauważyłam nic oprócz majaczącego się w ciemnościach zarysu jego postaci. - Przewróciłam się, gdy... - Zamilkłam, zdajać sobie sprawę z tego, jak głupia byłam, zakładając szpilki na taką pogodę. Zacisnęłam powieki i pokręciłam głową. - Nieważne. Dziękuje. - Praktycznie wyplułam to słowo, tak byłam zziębnięta. Potarłam dłońmi ramiona. - Będę już wracać.

Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi teatru, jednak zapomniałam o jednym. Złamany obcas. Jak długa runęłam do przodu, jednak przed ponownym upadkiem uratował mnie mocny uścisk nieznajomego. Upuściłam głowę w dół, pozwalając włosom opaść mi na twarz i głośno wypuściłam powietrze.

- Dziękuje. - Powtórzyłam i ciężko wstałam z klęczek. Nieznajomy zaśmiał się chrapliwie. - Co? - Spytałam ostro.

Mężczyzna osunął się ode mnie i założył ręce na piersiach. W jasnym blasku księżyca mogłam dostrzec błysk jego zębów.

- Bawisz mnie. - Aż czułam, jak się uśmiecha. Czarna postać zakołysała się lekko i złapała mnie za rękę. - Spokojnie. - Powiedział delikatnie, gdy zaczęłam się wyrywać. - Nic ci nie zrobię.

Lekko przyciągnął mnie do siebie i spojrzał w oczy. Mimo że było ciemno - nie licząc słabego światła księżyca - dostrzegłam zarys jego szczęki, nosa i oczy, wpatrujące się w moje. Wolno podniósł dłoń i odgarnął kosmki włosów z mojej twarzy.

- Drżysz. - Stwierdził po chwili, palcem przejeżdżając po moim policzku. Westchnął i lekko się uśmiechnął. - Chodź. - Mocniej zacisnął palce na moich i pociągnął za sobą. - Zaprowadzę cię do magicznego miejsca, w którym przywrócimy ci krążenie. Jesteś zimna jak lód.

Mimo wielkich obaw, ruszyłam za nim.

W ciemność.

........



- Gdzie my jesteśmy? - Spytałam, gdy po raz któryś skręciliśmy w kolejną małą i ciemną uliczkę. Mężczyzna tylko mocniej zacisnął swoją dłoń na mojej. - Dobra, to chociaż powiedz mi, jak się nazywasz.

Zaśmiał się i stanął twarzą do mnie.

- Spróbuj się domyślić. - Przyciągnął mnie do siebie i szepnął. - Przecież znasz mnie bardzo dobrze.

Choć z całych sił próbowałam nie patrzeć mu w oczy, coś ciągnęło mój wzrok jak magnes w ich stronę. Po chwili oparłam się mu i zatraciłam w jego spojrzeniu.

Nagle odpowiedź sama spłynęła mi na usta.

- Draco. - Powiedziałam cicho. - Jak to się stało?

Malfoy zesztywniał, po chwili jednak uspokoił się i stanął luźno. Obiema rękami sięgnął po moje dłonie i uniósł je na wysokość swojej piersi. Uśmiechnął się.

- Tak samo, jak to, dlaczego się teraz nie wyrywasz. - Potarł kciukiem wierzch mojej dłoni. - Niewytłumaczalnie.

- Nie wyrywam się, bo mi na to nie pozwalasz. - Stwierdziłam chłodno i na próbę szarpnęłam rękami. - Widzisz?

Chłopak uśmiechnął się wrednie.

- Gdybyś chciała, już dawno opuściłabyś to miejsce. Znam cię - Zamilkł na chwilę i spojrzał mi w oczy. - Nie jesteś słaba.

- Może. - Potwierdziłam i spojrzałam na nasze splecione dłonie. - A teraz się wytłumacz.

- Zrobię to. - Obiecał i stanął prosto. - Jednak najpierw... - Spojrzał na mnie z ukosa. - Pozwól, że zaprowadzę nas w jakieś ciepłe miejsce. Mam już dość tego mrożącego żyły śniegu.

Zaśmiałam się niepewnie.

- Zgoda. - Mocniej okryłam się płaszczem i rozglądnęłam się dookoła. - Daleko jest to miejsce?

Draco pokręcił przecząco głową i ruszył przed siebie, puszczając moje ręce. Nie czując jego dotyku czułam się wolna, jednak narastające zimno ogarniające koniuszki moich palców powoli stawało się męczące. Dlatego odetchnęłam, gdy chłopak zatrzymał się i wskazał mi delikatnie pulsuące światełko w oddali.

Kilka minut później otwierał przede mną drzwi do włoskiej restauracji. Przekroczyłam próg drzwi jak zaczarowana, z przyjemnością wdychając zapach niedawno co wyciągniętej z pieca pizzy i delektując się przyjemnym ciepłem. Ściągając płaszcz, ruszyłam w stronę wolnego stolika i usiadłam.

Prawie od razu pojawił się przy nas kelner. Czarny garnitur połyskiwał mu w świetle stojącej przed nami świeczki, miłe oczy iskrzyły się radośnie. Mężczyzna spojrzał na Draco i mnie i uśmiechnął się do nas.

- Bonjorno - Powitał nas po włosku i położył przed nami karty. - Czy napiliby się państwo wina?

- Nie... - Zaczęłam, jednak przerwał mi podniesiony głos Malfoya.

- Bardzo chętnie. - Sięgnął po kartę i otworzył ją na środku.

Nagle odłożył ją i na mnie spojrzał.

- Nie będziemy dziś korzystać z kart. - Wyrwał mi moją i oddał ją kelnerowi. Spojrzałam na niego wściekle, jednak on zdawał się tego nie zauważać. - Zdamy się na pana. Polecasz coś?

Kelner uśmiechnął się przebiegle i odebrał od niego karty. Kiwnął głową i po chwili zniknął w kuchni.

Malfoy oparł się wygonie o oparcie krzesła.

- Okej, to było dziwne. - Założył ręce na piersi i posłał mi szeroki uśmiech. - Nie denerwuj się. W tej restauracji to norma.

- Założę się, że przyprowadzasz tu każdą. - Odparowałam chłodno. - A teraz, gdybyś był tak miły, odpowiedz mi na moje poprzednie pytanie. O co ci chodzi?

Chłopak spojrzał w okno i zamyślił się. Jego spojrzenie było tak mgliste, że aż do niego nie podobne. Jego zachowanie powoli mnie denerwowało.

- O nic wielkiego. Chciałem jedynie ci pomóc. - Spojrzał mi w oczy. - Wiem, że to do mnie nie podobne, jednak... - Westchnął i sięgnął po widelec, który zaczął obracać w palcach. - Granger, ludzie się zmieniają. A już w szczególności po wojnie. Powinnaś to zrozumieć.

- Nie zmieniaj tematu, Malfoy. - Warknęłam, dobrze wiedząc, do czego prowadzi ta rozmowa. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać kolejnych tłumaczeń, dlaczego to zdradził naszych przyjaciół, niektórych nawet skazując na śmierć. Są rzeczy których się nie zapomina, a te w stu procentach do nich należą. - Przejdź do sedna.

- Dostałem zadanie. - Powiedział powoli, wpatrując się gdzieś za mnie. Jego wzrok był skupiony, twarz nieprzenikniona. - Jeżeli go nie wypełnię... Ujmijmy to tak, Granger: staną się straszne rzeczy i nic nie będzie w stanie tego powstrzymać.

Koniec cz. 1