Uwaga!

sobota, 8 marca 2014

Miej sherry pod ręką

Czyli coś, czego jeszcze tu nie było :D Niezbyt mi się podoba, jednak ocenę oddaje w Wasze ręce. Postaram się następnym razem dodać coś z zamówień, już nawet mam napisane jedno z HGSS, tylko muszę go poprawić. 
Miniaturka weselsza od poprzedniej, przynajmniej mam taką nadzieje, bo pisałam to w trakcie wielkiego zmęczenia. 
W każdym razie, proszę o szczere opinie i krytykę, która bardzo pomaga mi w pisaniu i unikaniu nagminnie powtarzających się błędów:)
Ps. Miniaturka powstała dzięki Izie, która, świadomie czy też nie, podsunęła mi pomysł na to opowiadanie. I chociaż nie wie, że ten blog istnieje, tę notkę dedykuje właśnie jej :)


Szary zapach dymu leniwie unosił się znad knota wygasłego niedawno kadzidła i jak woda wsiąkał w każdy milimetr ubrania właścicielki mieszkania, a właściwie to odległej komnaty zamku. Zasłony, zajmujące prawie połowę całego dobytku kobiety, zwisały jak kolorowe serpentyny ze ścian, okien i drzwi. Na podłodze stało dwanaście okrągłych stolików z dopasowanym kompletem krzeseł, a na nich przeźroczyste, półokrągłe kule. Czerwony jak krew dywan był ledwie widoczny spośród ciemnego drewna, okalającego ściany i podłogę wieży.
Kobieta, o niesłychanie długich, kręconych blond włosach, przeszła przez środek swojej sali, nucąc przy tym cicho. Oczy miała na wpółprzymknięte, usta rozchylone. W lewej ręce trzymała pustą już butelkę Sherry, obwieszające ją cekiny i paciorki brzęczały lekko przy każdym jej niezgrabnym ruchu. Kołysząc się na boki, wycelowała palcem w nos. Gdy druga próba podniesienia okularów nie dała pozytywnych wyników, prychnęła wściekle i zatrzymała się. Chcąc skupić uwagę na dogodnym wycelowaniu w cel, zrobiła zeza i wystawiła język.
Nagle cisze przerwał donośny śmiech, dochodzący gdzieś z kąta sali.
Kobieta wzdrygnęła się i upuściła trzymane w dłoniach okulary na podłogę, tym samym je rozbijając. Szybko obróciła się na pięcie, wcześniej jednak zapominając o swojej lekkiej nietrzeźwości. Zachwiała się i opadła na ścianę.
- Oh, moja droga Sybillo. - Przeciągły syk odbił się od okalającego salę dymu. - Stęskniłaś się?
Podniosła głowę w górę i mocno mrużąc oczy, spojrzała w stronę ciemnej plamy. Rozpoznała go, jednak świadomość, że wszedł tutaj bez problemu, przerażała ją. Skupiła się na wysokiej postaci wychodzącej z ciemnego kąta. Jej oczy zabłysły.
- Tom? - Szepnęła przez uśmiech. Mimowolnie przygładziła wiecznie rozczochrane włosy, jednak zaraz szybko się zbeształa. Przecież ON takie lubił. - Jak się tu dostałeś?
Jej głos brzmiał słodko, jednak wypowiedziane słowa były lekko bełkotliwe. Cóż, westchnęła w duchu, trzeba będzie odstawić kochane Sherry.
- Mam swoje sposoby.
Smukła postać stanęła na środku sali i teraz bez problemu mogła przyjrzeć się jego twarzy. Była taka jak zawsze – ciemna, pozbawiona nosa czaszka z lekko zapadłymi w głąb oczodołami. Jednak coś w jego wyglądzie nie dawało jej spokoju.
- Schudłeś. - Gdyby nie wiedza, że w jej żyłach krąży kilka promilów alkoholu, z pewnością byłaby na siebie wściekła. Nie chcąc ukazać swoich emocji, zaróżowiła się lekko.
Voldemort wybuchł głośnym śmiechem.
- Cała ty. Zawsze zauważasz coś, o co nikt mi znajomy, by mnie nie posądził. A wiedz, że mam o tym jakąś wiedzę.
Jego głos przybrał gorzką nutę, a ona nagle poczuła obezwładniający smutek. Nie taki, który czuła przez całe swoje życie. Nie, ten smutek miał swój początek w sercu, to tam wyrosło jego nasiono i zagłębiły się kolczaste korzenie.
- Przecież wiesz, że wcale tak o tobie nie myślą. - Szepnęła cicho, odczytując bez problemu jego myśli. Przynajmniej takie miała wrażenie.
On jedynie pokręcił głową, nagle odzyskując swoją dawną niecierpliwość i złość.
- Mylisz się, kochanie. - Ostatnie słowo wymówił jak zaraźliwą chorobę, jednak ona zdawała się tego nie zauważać. - Moi poddani mnie opuścili i gdyby nie jeden obślizgły, lecz wierny jak pies panu szczur, nie byłoby mnie tu. Jednak nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
Nagle pojawił się u jej boku, jego twarz znalazła się niepokojąco blisko jej. Chcąc zapanować nad przyśpieszonym oddechem, spojrzała mu w oczy.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko?
- A czy kiedykolwiek cię okłamałem? - Odpowiedział pytaniem na pytanie i jeszcze bardziej się pochylił. Jego ciepły oddech delikatnie łaskotał ją w szyję. - Chciałem cię spytać... Jak idzie praca z Potterem?
Zachichotała, przykładając wolną dłoń do ust.
- Oh, uwierzył we wszystko, co mu powiedziałam. Chłopak teraz myśli, że w dalszym ciągu jesteś martwy, nawet nie zadał sobie trudu myślenia. Bo czyż to nie oczywiste, że najpotężniejszy czarodziej naszych czasów zawsze znajdzie sposób na powrót?
- A Dumbledore? - Zaczął niedbale bawić się jej wisiorkami, jednak widać było, że mocno skupia się na tym, co mówi. - Połknął haczyk?
- I to w całości!
Czknęła głośno i przekrzywiła głowę, niezadowolona. Alkohol coraz silniej dawał jej się we znaki i to akurat w takim momencie! Chyba posłucha starej Minerwy i rzuci picie. Tak, zrobi to jeszcze dzisiaj. Albo jutro, przecież butelka nie ucieknie.
Tom uśmiechnął się przeciągle.
- Brawo, brawo – Zaczął powoli ściągać naszyjniki z jej szyi. - Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie.
- Ostatnio mówiłeś to samo.
Zacisnął mocno wargi, a ona zdrętwiała. Miała wielką nadzieje, że go nie zezłościła, nadal pamiętała ostatni raz.
Po chwili jednak, ten sam leniwy uśmieszek wrócił na jego cienkie usta.
- To było dobre kilkanaście lat temu, kiedy jeszcze nie wiedziałem o twojej pierwszej przepowiedni. Ale nie martw się, wybaczam ci. Wiem, że nie jesteś dziś w najlepszym stanie. - Jego spojrzenie powędrowało w stronę butelki i na niej spoczęło. - Mam nadzieje, że to ostania?
Kiwnęła szybko głową i pomogła mu z zapięciem jednego z wisiorków. Naszyjniki oplatujące jej szyję zniknęły w jednym momencie. Zadrżała.
- Zimno? - Ponownie kiwnęła głową, a on przyłożył swoje dłonie do jej skóry. Ku jej zdziwieniu, były zaskakująco ciepłe. - Od tej pory nie życzę sobie widzieć ciebie pijanej. Przeszkadza ci to w myśleniu, a ja nie lubię smaku Sherry.
Powiedziawszy to, nachylił się ku niej i ja pocałował.
Początkowo zaskoczona zesztywniała, jednak po chwili oddała mu pocałunek z wielką chęcią. Jego usta były zimne i bez smaku, jednak nie przeszkadzało jej to. Kochała go za to, kim jest, a nie jaki jest i jak wygląda.
Nagle Tom odsunął się od niej. Z jękiem zawodu oparła się o ścianę i przymknęła oczy. Jak ona tego nie cierpiała!
- Coś się stało? - Spytała, nie patrząc na niego.
- Wydaje mi się, że słyszałem pukanie.
Od razu wytrzeźwiała i spojrzała na zegarek.
Godzina lekcyjna!
- Schowaj się, a ja zaraz wrócę.
Zaciągnęła go do swojego pokoju i wyszła na schody. Nie zdziwiła się, gdy zobaczyła tłum uczniów kłębiących się na wysokich stopniach prowadzących do jej sali i komnat. Przymknęła powieki i przygarbiła się lekko wiedząc, jakie wtedy sprawia wrażenie na uczniach.
- Macie teraz wolne, nie czuję się dobrze. - Odezwała się słabo, zastanawiając się, jak potem wytłumaczy to wszystko dyrektorowi. - Nie słyszeliście? Odwołuję lekcje!
Gdy osłupiali uczniowie odwrócili się w stronę wyjścia z zamku, odetchnęła i wróciła do siebie. Po chwili jednak sama osłupiała, gdy zauważyła Toma na swoim łóżku.
- Co ty robisz? - Wykrztusiła.
- Skoro już tu jestem... - Syknął, przewracając oczami. - Przecież to sypialnia, gdzie niby indziej mam siedzieć?
Spojrzała wymownie na stojący pod oknem stolik wraz z krzesłem, jednak nie odpowiedziała. Po chwili niezręcznego milczenia, obróciła się do niego na pięcie i spojrzała w ciemne, puste jak kosmos oczy. Nie wiedzieć czemu, właśnie teraz poczuła siłę i pewność, jakiej jeszcze nigdy przedtem nie znała. Wyprostowała się dumnie.
- Nieraz pytałeś się, dlaczego pije – Zaczęła z mocnym tonem w głosie. - Jednak nigdy ci nie odpowiadałam. Teraz jednak uważam, że to był błąd. Nie mój. - Prawie krzyknęła. - Tylko twój.
- Powiesz wreszcie, o co chodzi? - Voldemort wydawał się być obojętny na jej słowa, jednak coraz widoczniejsza żyła na jego skroni temu zaprzeczała. - Nic nie rozumiem z tego, co mówisz.
- To twoja wina, że wszyscy się ode mnie odwrócili! Nie chce dłużej tak żyć, w samotności...
- Samotność to jedyny przyjaciel człowieka. - Odpowiedział chłodno, a ona poczuła strach. Jeszcze nigdy nie miała do czynienia z tym wcieleniem i nie była pewna, czy chce je poznawać. - Jeżeli jednak chcesz mieć znajomych, to proszę – Rozłożył na bok swoje długie ręce. - Nie zabraniam ci tego. Jednak pamiętaj, by potem nie przychodzić do mnie z płaczem. Wiesz, że nie uznaje tchórzostwa, strachu i nieposłuszeństwa. Jeżeli sama chcesz się do niego przyczynić, to...
- Nie. - Powiedziała gorzko. - Przepraszam.
Rozciągnął usta w krzywym uśmiechu.
- Tak już lepiej. - Po chwili spojrzał na nią i rozłożył ramiona. - A teraz chodź do mnie.
Choć cały umysł i dusza się buntowały, jej ciało ruszyło do niego posłusznie. Usiadła obok Toma i objęła go, wtulając twarz w zagłębienie w jego barku.
- Już niedługo – Zaczął spokojnym głosem, wpatrując się w ścianę i delikatnie gładząc jej włosy. - Jeszcze trochę się pomęczysz. Dopóki nie wymyślimy planu pozbycia się Dumbledora, jesteś tu uwięziona. Potem stworzymy nowe imperium, nową władzę i czarodziejów. - Przerwał, by zabrać oddech. - Jeszcze trochę.

Kiwnęła głową, tym samym mu potwierdzając. Gdy pochylała się w jego stronę, chcąc oddać mu pocałunek, ponownie zastanowiła się nad swoim życiem. Zamknęła oczy, gdy poczuła zimne wargi na swoich. W tym momencie oddałaby wszystko, by je zmienić.


CZYTAM = KOMENTUJE