Mam wrażenie, że wyszła mi z tego jakaś tania powieść rhomantyczna, ale to już do oceny oddaje Wam. Bardzo proszę o szczere komentarze i krytykę, za którą będę naprawdę wdzięczna.
Miniaturka na zamówienie always, mam nadzieje, że chociaż trochę się spodoba:)
Piosenka na dziś TUTAJ
Chwilowo także muszę wstrzymać zamówienia. Powróciła szkoła, a wraz z nią testy, zadania i całkowity brak czasu. Postaram się szybko napisać pozostałe miniaturki i jak tylko uporam się ze szkołą, to zostaną ponownie wznowione :)
Chwilowo także muszę wstrzymać zamówienia. Powróciła szkoła, a wraz z nią testy, zadania i całkowity brak czasu. Postaram się szybko napisać pozostałe miniaturki i jak tylko uporam się ze szkołą, to zostaną ponownie wznowione :)
Życzę miłego czytania.
Ps. Przy okazji dziękuję za wcześniejsze komentarze, moja wena się nimi karmi :D
Jest
taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą.
~ Jan Twardowski
Gdy otwierał Ognistą
Whiskey, przez drzwi do jego sypialni wpadła zdyszana Hermiona.
Przez chwilę błądziła wzrokiem, którego nie powstydziłby się
żaden szaleniec i gdy tylko go zobaczyła, podbiegła i rozpaczliwie
rzuciła mu się na szyje.
Przez chwilę nie wiedział
co zrobić, jednak po chwili westchnął i mocno ją objął. By było
jej wygodniej, siadł na zniszczonym fotelu i ułożył ją
delikatnie na swoich kolanach. Głaszcząc ją uspokajająco po
włosach i wdychając jej zapach, myślał o swojej przyszłości.
Niewątpliwie nie zapowiadała się ona dobrze, Merlinie, dobrze to
za dużo powiedziane. Nie wiedział, czy przeżyje, choć swoim losem
nie przejmował się aż tak bardzo. Spojrzał w twarz powoli
zasypiającej Gryfonki i jak przez mgłę, przypomniał sobie
wczorajszy dzień.
Obudził go wielki ból w
lewym przedramieniu. Szybko wstając z łózka popędził do łazienki
przebrać się w swoje nieśmiertelne czarne szaty i po chwili
aportował się z błoń z towarzyszącym temu cichym pyknięciem.
Zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje, odetchnął
głęboko. W Malfoy Manor odbywały się tylko spotkania kręgu
wewnętrznego, także sprawa nie mogła być poważna. Gdyby Czarny
Pan chciał zastraszyć nieposłusznych Śmierciożerców, spotkanie
odbywałoby się gdzie indziej.
Zmierzając pewnym krokiem
w stronę obszernej Sali Zebrań, zastanawiał się, co jest powodem
tego spotkania. Pewnie Voldemort (nie bójmy się wypowiedzieć tego
w myślach) znowu wymyślił jakiś genialny plan zabicia Pottera,
który i tak spokojnie ucieknie z miejsca zdarzenia, śpiewając
wesoło przy tym pod nosem. Czarny Pan nigdy nie miał dobrych
pomysłów (nie, żeby nie był mu za to wdzięczny) dlatego powoli
denerwowało go to, że musi wykonywać wszystkie jego zachcianki.
Severusie zabij tego, wykop tamtego, dowódź tym i tamtym, a tak
poza tym, to...
Zamknął szczelnie swój
umysł, gdy przekroczył próg sali w domu Lucjusza. Starając się
skupić jak najbardziej, usiadł na zajętym już dla niego wcześniej
miejscu, prosto obok Wężowatego, jak go czasami nazywał i zaczął
się rozglądać. Jego uwadze nie uszło to, że Sala została
dwukrotnie zmniejszona, wymiarami aktualnie przypominała zwykły
pokój. Oczywiście na zebranie przyszła o połowę mniejsza grupa
Śmierciożerców z kręgu Wewnętrznego.
Gdy Czarny Pan wreszcie
raczył przybyć na zebranie, Severus udając lekkie zainteresowanie
spojrzał w jego stronę i wstając, ukłonił się nisko.
- Mój Panie –
Wyszeptał z przesadnym szacunkiem, kątem oka obserwując
zachowanie Wężowatego.
Ten tylko gestem nakazał
mu wstać.
- Jak dobrze Severusie,
jak dobrze... - Wysyczał i zajął swoje miejsce, znajdujące się
centralnie na środku sali. - Mam do ciebie pewną sprawę, sprawę
wielkiej wagi, och tak. Ale ona może zaczekać. Siadajcie.
Gdy wszyscy
posłusznie wykonali jego polecenie, Czarny Pan podniósł rękę i
wskazał, nienaturalnie długim palcem na Greybacka.
- Tak,
Panie? - Spytał, charcząc przy tym głośno.
- Jak akcja
z napadem na sierociniec?
Chociaż
Severusa absolutnie nie interesowały sprawy innych Śmierciożerców
i ich zadania, tym razem z zaciekawieniem pomieszanym z obrzydzeniem
zaczął się przysłuchiwać opowieści wilkołaka. Choć tego nie
pokazał, był zdziwiony tematem jego misji. Severus był jedną z
niewielu osób na ziemi, które miały taką przyjemność i
zapoznały się z przeszłością Voldemorta. Wiedział także
to, że wychowywał się w sierocińcu. Jak widać, musiał naprawdę
nienawidzić tego miejsca, skoro zadał tak okrutną misję.
Wyobrażając sobie setki zagryzionych dzieci w różnym wieku,
poczuł tak niewyobrażalną nienawiść do Czarnego Pana, że aż
dziw, że nie spłonął tu i teraz. Może Severus dla większości
uczniów był starym nietoperzem-wampirem bez uczuć, jednak gdy w
jego życiu pojawiła się Hermiona, tak wiele się zmieniło.
Przypomniał sobie jej wielkie, czekoladowe oczy i uśmiech, który
należał tylko do niego. Momentalnie zrobiło mu się lżej na
sercu. Była taka czysta, taka piękna duchowo, nieznająca
nieszczęść wojny i strasznego uczucia zabijania.
Nagle Severus
oprzytomniał. To nie miejsce i czas na takie rozmyślanie. Wystarczy
jedna pomyłka, jedna przerwa w skupieniu i nie tylko on będzie
zgubiony, ale także wszystkie osoby z jego myśli i wspomnień
okryję aura szybkiej zagłady.
Ponieważ dawno
zaprzestał słuchania monologu Greybacka, przez chwilę nie wiedział
o czym mówią zebrani i poczuł złość. „Nieznośna Gryfonka!”
krzyknął w myślach, gdy po raz kolejny na zebraniu zaczął o niej
myśleć i zacisnął mocniej dłoń.
Wtedy usłyszał
jedno zdanie Czarnego Pana i już wiedział, że jest całkowicie
rozbudzony.
- Jutro
popołudniu napadniemy na Hogwart. Chcę, byście czekali u progu
Zakazanego Lasu, dokładne miejsce zebrania wskaże wam Mroczny
Znak. Oczywiście Severusa to nie dotyczy - Spojrzał w jego
kierunku, wykrzywiając twarz w okrutnym uśmiechu. Nagle wyrzucił
ręce do góry. - Już jutro opanujemy Szkołę Magii i
Czarodziejstwa, potem świat czarodziejów będzie nasz!
Jak
jeden mąż,wszyscy Śmierciożercy wstali i zaczęli wiwatować.
Severus z niesmakiem obserwował, jak Yaxley w przypływie radości
zaczyna rozbierać młodą mugolaczkę, trzymaną tu w celach
służebnych. Gdy poczuł na sobie palące spojrzenie, odwrócił się
i ruszył w kierunku Czarnego Pana ciekaw, jakie zadanie szykuje mu
tym razem.
Przypomniawszy
sobie rozmowę z Wężowatym, drgnął lekko, jednak w porę się
opamiętał,gdy zdał sobie sprawę z obecności Gryfonki. Jego
zadanie, jak nazwał to Czarny Pan, polegało na wpuszczeniu ich do
Szkoły. Nic prostszego. Dotknął jej twarzy i delikatnie zaczął
błądzić po niej palcami. Niechcący obudził tym dziewczynę.
- Co
się stało? - Spytała opierając się na łokciu, niechcący
uciskając na jego wrażliwe miejsce. Gdy to zauważyła,
zarumieniła się lekko. - Przepraszam.
Chciała
wstać, jednak on szybko złapał ją za rękę i jednym ruchem
przyciągnął do siebie. Siedzieli teraz tak, że ich nosy
praktycznie się zderzały, a ciepłe oddechy mieszały się ze sobą.
Niewiele myśląc, Severus przybliżył się do niej i złożył na
jej ustach mały pocałunek, który oddała z wielką chęcią. Gdy
był przy rozpinaniu ostatniego guzika w koszuli dziewczyny, nagle
poczuł palący ból w lewej ręce. Odrywając się od Gryfonki,
szybkim ruchem zerknął na Mroczny Znak i wcale się nie zdziwił,
gdy zauważył zmianę jego koloru. Wiedział, co to oznacza.
Z
ociąganiem spojrzał w oczy Hermiony, w których dostrzegł wielki
ból. Nie była głupia, musiała zauważyć jego syknięcie.
Jak
gdyby nigdy nic, powolnym ruchem zaczął zapinać koszulę
dziewczyny. Gdy kończył, ona nagle złapała go za ręce, tym samym
uniemożliwiając mu zapięcie ostatniego guzika. Trzęsła się i z
całych sił starała się nie rozpłakać. Chociaż dobrze ukrywała
swoje emocje, Severus i tak to zauważył. Kiedyś także miał
problemy z uczuciowością, jednak skończyło się to po śmierci
jego matki.
- Obiecaj,
że do mnie wrócisz – Powiedziała lekko drżącym głosem. -
Jeżeli po wojnie spóźnisz się choć chwilę, odnajdę cię i
zabije. Obiecaj mi to.
- Obiecuje
– Wyszeptał i z bólem obserwował, jak dziewczyna posyła mu
ostatnie spojrzenie i wychodzi, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Avada
kedavra!
Zaklęcie Severusa pomknęło w zastraszająco szybkim
tępię w stronę nieznanego mu Śmierciożercy. Trafiony zielonym
promieniem, bez życia padł na zdeptaną ziemie. Nie zatrzymując
się, by obejrzeć efekt swojego zaklęcia, Mistrz Eliksirów pobiegł
dalej, widząc dużą grupkę swoich dawnych kolegów stojących
pod drzewem. Posyłając w ich stronę kilka zaklęć z radością
obserwował jak martwi spadają na siebie.
Woja trwała już kilka godzin i w dalszym ciągu nie
było widać końca. Choć Severus sam przed sobą nie chciał się
przyznać, robił się coraz słabszy i efekty były widoczne nawet
w zaklęciach. Już nie te lata pomyślał z goryczą i oddał
przed siebie kilka zaklęć. Na razie nikt się nie zorientował, że
nie jest po stronie Śmierciożerców, jednak czuł, że nastąpi to
niedługo.
Pośpiesz się Potter!
Biegnąc wzdłuż błoń kątem oka obserwował, jak
Longbottom wykańcza Bellatrix. Lekko uśmiechnął się przy tym pod
nosem. Może dzieciak był strasznym ciamajdą, jednak, czego nigdy w
życiu nie przyzna, chłopak odziedziczył posługiwanie się różdżką
po matce.
Przez całą swoją drogę rozglądał się
nieznacznie,w poszukiwaniu pewnej brązowowłosej dziewczyny.
Niestety nigdzie jej nie zauważył.
Nagle usłyszał huk i na powoli ciemniejącym niebie
pojawił się błysk, który sprawił, że wszyscy walczący stanęli
zdziwieni. Przystanął także i on, jednak nie widząc w tym nic
ciekawego, wykorzystał okazję i zaczął zabijać niczego
niepodejrzewających Śmierciożerców. Zabił chyba z dziesiątkę,
gdy nagle pojawił się przed nim wściekły Yaxley. Podwinął
rękawy swojego płaszcza i skierował swoją różdżkę prosto na
Severusa.
- Wiedziałem, że jest z tobą coś nie tak, Snape!
Teraz nareszcie wiem, co. Jesteś pieprzonym zdrajcą! ZDRAJCA! -
Huknął, przyciągając wzrok innych.
- Yaxley, zastanów się, co ty wygadujesz – Powiedział
spokojnie, chcąc zwabić Śmierciożerców w błąd. - Jak niby
miałbym być zdrajcą, będąc najbliższym sługą Czarnego Pana?
Myślisz, że da się go oszukać?
- Widziałem, jak zabijasz Marcusa! - Krzyknął, jednak
widać było, że jest coraz mniej pewny. - Widziałem, jak posyłasz
zaklęcie w jego kierunku!
- Posyłałem wiele zaklęć, w wiele kierunków, więc
skąd wiesz, że akurat tamto było przeznaczone dla Marcusa?
Snape wiedział, że wygrał, w momencie, gdy
Śmierciozerca rozpaczliwie zaczął szukać odpowiedzi. Nie
przewidział jednak tego, że będzie miał więcej niż jednego
świadka.
- Także to widziałem – Z tłumu wyszedł młody
Śmierciozerca, w którym Snape rozpoznał swojego dawnego ucznia.
- I ja.
- Ja także.
Choć wiedział, że nie widział żadnego z nich, to
teraz i tak jego szanse na przeżycie były bliskie zera, także
Severus zaryzykował i zaczął rzucać Avadami we wszystkich
zgromadzonych Śmierciożerców. Zdziwił się, gdy kilka promieni
przeleciało obok niego i trafiło niczego nieświadomych
Śmierciożerców. Kalkulując swoje szanse, szybko obrócił się w
kierunku padania śmiercionośnych zaklęć i zaniemówił, gdy
zobaczył Hermionę.
- Co ty wyprawiasz?!
- Ratuje ci życie! – Również krzyknęła, tylko ona
uśmiechnęła się przy tym promiennie.
Szacując, że zagrożenie jest niewielkie, szybko do
niej podbiegł. Dziewczyna widząc to, rzuciła się w jego ramiona.
- Jak się ciesze, że nic ci nie jest.
- Jeszcze.
- Nawet tak nie mów! - Krzyknęła, uderzając go przy
tym w ramię. - Bitwa zbliża się ku końcowi, więc są wielkie
szanse, że przeżyjesz.
- Skąd to wiesz? O końcu wojny?
- Widziałam jak Harry idzie do Voldemorta – Nagle
spojrzała na niego wystraszona. - Melinie, Harry! Ja m u s z ę
tam być!
Na pożegnanie tylko dotknęła jego policzka i ruszyła
biegiem w stronę Wrzeszczącej Chaty. Severus patrzył się tylko.
Cieszył się, naprawdę cieszył się z tego, że dziewczyna mu
pomogła. Bez niej nie dałby sobie rady, choć zdawał sobie sprawę
z tego, jakie uczucia targały teraz Hermioną. Wyrzuty sumienia po
zabiciu jednego człowieka są ogromne, nie mówiąc już o kilku.
Obiecując się zająć tym od razu po zakończeniu wojny, ruszył
przed siebie.
Wieść o zabiciu przez Harrego Voldemorta,
rozprzestrzeniła się po całym Hogwarcie. Dookoła można było
słyszeć śmiech, ale również płacz i zgryzotę po bezpowrotnej
stracie bliskich osób. Severus wchodził właśnie do zamku, gdy
jego uwagę przykuł pewien mały drobiazg. Mała gwiazda
symbolizująca Czarnego Pana, leżała sobie spokojnie na ziemi. W
innych okolicznościach nie zwróciłby na to uwagi, jednak właśnie
teraz jego szósty zmysł szpiega podpowiadał mu, że coś jest
bardzo nie w porządku.
- Snape.
Z cienia, potwierdzając jego wszystkie obawy, powoli
wyszedł Greyback. Jego szaty były postrzępione i skąpane we krwi.
Ciało nadal miało kształt wilkołaka, jednak twarz zostawił
ludzką. Szaleńcze oczy wypełniała radość.
- Wiedziałem, że Yaxley miał rację. Trzeba cię było
już dawno wykończyć, ty plugawy zdrajco.
- Kogo nazywasz plugawym, Greyback?
- Severus?
Nagle Mistrzem Eliksirów wstrząsnął niepohamowany
strach, taki, jakiego nie doświadczył w całym swoim życiu.
Hermiona. Musiała usłyszeć glosy i teraz szła w ich kierunku.
Greyback, widząc jego przerażenie, zaśmiał się
paskudnie.
- Czyżby twoja kochasia? Spokojnie, nie zrobię jej
krzywdy, ale pod jednym warunkiem. Ty nie skrzywdzisz mnie.
Gdy Hermiona wyszła za zakrętu, zobaczyła coś, czego
nigdy nie zapomni.
Przed nią stał Severus i rozmawiał z Greybackiem.
Nawet nie miał wyciągniętej różdżki. Co się z nim
stało?
- Severus? - Powtórzyła, robiąc parę kroków przed
siebie. Przed pobiegnięciem do niego, powstrzymała ją jego
wyciągnięta ręka.
- Nie ruszaj się z miejsca – Spokojny głos Snape'a
zadziałał nią jak najlepsza hipnoza. Z bólem w sercu usłuchała
go i stanęła.
- Co się dzieje? - Nie mogła pohamować pytań ani łez.
Gdzieś w środku wyczuwała najgorsze.
Mistrz Eliksirów obrócił się do niej i gdy otwierał
usta, Greyback zaatakował.
Usłyszał krzyk Hermiony i gdy poczuł zęby wilkołaka
na swojej szyi, był już przygotowany. Nie walczył, wiedział, że
nie ma to najmniejszego sensu.
Posługując się magią bezróżdżkową (pod koniec
bitwy jakiś olbrzym nadepnął na jego różdżkę. Do tej pory
zastanawiał się, jak to było możliwe) wyczarował barierę mająca
zatrzymać dziewczynę w jednym miejscu. Widząc jak rzuca się ona
bezradnie, odwrócił wzrok.
Gdy bariera zatrzymująca ją w miejscu zniknęła,
Hermiona rzuciła się w stronę Severusa i upadła na ziemię obok
niego. Chwilę wcześniej wilkołak uciekł do lasu, dlatego była
pewna, że jest bezpieczna.
Po pośpiesznie wysłanym patronusie do pani Pomfey,
zaczęła tamować jego rany, wmawiając sobie, że jeszcze nie jest
za późno. Hamując łzy, przeczesywała rękami jego włosy, mówiąc
przy tym coś cicho.
W ostatnich chwilach życia Severus był przytomny.
Dlatego nie chcąc tracić czasu otworzył oczy i spojrzał na
płacząca dziewczynę, przypominając sobie wszystkie chwile
spędzone razem.
Wypowiadając do niej swoje ostatnie słowa, zamknął oczy i przeniósł się do świata cierpień. Do świata bez niej.
Wypowiadając do niej swoje ostatnie słowa, zamknął oczy i przeniósł się do świata cierpień. Do świata bez niej.
CZYTAM = KOMENTUJE