"Różowe Ciasteczka" to ogólno-portalowa Akcja Wymiany Komentarzy pod opowiadaniami. Celem jest szerzenie motywacji do pisania oraz wzajemnego szacunku. Akcja ma promować aktywne czytelnictwo wśród polskiej grupy internetowych autorów, co obejmuje treściwe komentowanie opowiadań. Różowe Ciasteczka skupia autorów, którzy chcąc otrzymać komentarz mają samemu skomentować, dając dobry przykład formułowania oraz odbierania krytyki. Wspólnie szerzymy motywację, wenę i samozaparcie oraz dobre nawyki czytelnicze. Staramy się też wzajemnie czegoś nauczyć.
Bardzo spodobała mi się ta akcja, dlatego postanowiłam pomóc w jej rozprzestrzenianiu. Wpis pochodzi ze strony Dementorka. Zachęcamy do promowania jej :)
Anonimki kochane, ujawnijcie się!
Uwaga!
niedziela, 30 listopada 2014
"Pergaminowe zaklęcie" część 2
Udało mi się! Pod koniec tygodnia, jednak w terminie :D Uff
Ta część w niektórych momentach bardzo mi się nie podoba. Nie wyszło mi to tak, jak chciałam - miały być dwie części, na chwilę obecną wychodzą trzy (ta notka ma prawie 13 stron! :o). Nie wiem, kiedy dodam następną - rysujący się przed nami tydzień będzie dla mnie bardzo ciężki, jednak może uda mi się coś naskrobać :)
Bardzo proszę o komentarze. Jest nas coraz więcej, w niektórych postach wejść jest dużo ponad trzysta. Nie chce tego robić, ale muszę - następną miniaturkę dodam, jeżeli pod tym wpisem będzie przynajmniej pięć komentarzy.
Mam nadzieje, że się spodoba c:
"Pergamione zaklęcie" część 1
CZĘŚĆ 2
Hermiona stanęła przed lustrem i spojrzała w nie, jednak wcale nie zwracała uwagi na swoje odbicie. Myślami błąziła w tekście dopiero co przeczytanej książki i tym, jakie niebezpieczeństwo wiązało się z jej ochroną. Palcami przeczesała włosy i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że jest ubrana w te same rzeczy, co w dniu wczorajszym, a jej fryzura jest w całkowitym nieładzie.
Szybko podeszła do szafy i wyciągnęła z niej białą suknienkę, z pięknym srebrnym pasem znajdującym się pod piersiami. Delikatnie ułożyła ją na łóżku i zaczęła ściągać brudne rzeczy.
Gdy już się przebrała i umyła, zaplotła włosy w długi warkocz, który, po krótkim namyśle, upięła w górze. Dopiero wtedy wyszła z komnaty i skierowała się do jadalni.
Powitano ją cichymi i badawczymi spojrzeniami. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i szybko usiadła przy stoliku, który zazwyczaj zajmowała z przyjaciółmi. Nie minęła chwila, a obok niej pojawił się Harry.
- Gratulacje, Hermiono! - Nie przejmując się obserwującymi ich uczniami, wziął dziewczynę w ramiona i mocno przytulił. - Wiedziałem, że ci się uda.
- Dziękuje, Harry. - Hermiona posłała mu słaby uśmiech i odsunęła się na długość ramienia. - Usiądziemy?
- Słyszałem, że nie wybrano jeszcze pomocnika strażnika. - Powiedział, gdy podano śniadanie. Chłopak sięgnął po sztucće i zaczął jeść jajecznicę. - Luna i Draco w dalszym ciągu są poddani próbie?
- Harry, nie tutaj! - Szepnęła wystrasznona Hermiona i szybkim ruchem sięgnęła po sól, chcąc zapanować nad drdżeniem rąk. - Tak, to prawda, ale nie zaczynaj tego tematu, gdy wiesz, że twoje uszy nie są jedyne w pomieszczeniu. - Rozglądneła się uważnie po sali i odetchnęła, gdy zobaczyła, że nikt ich nie obserwuje. - Poza tym, wcale nie jestem zadowolona z tej pozycji. To zadanie jest bardzo niebezpieczne.
Harry zakrztusił się herbatą i spojrzał na nią wielkimi oczyma.
- Co masz na myśli?
- To, że nie tylko czarownicy z naszego sabatu pragną dostać księge w swoje ręce. - Powiedziała cicho i nachyliła się. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile mamy wrogów, tylko czekających na nasze pierwsze potknięcie! Nie wiem, jak mam ochronić książkę, skoro nawet nie wiem, jak ochronić was.
Chłopak złapał ją za ręke i ścisnął.
- O nas się nie martw. - Spojrzał na nią poważnie, jednak po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. - Zobacz, Ginny i Ron idą.
Hermiona szybko wyrwała ręke spod uścisku przyjaciela i złapała nią filiżankę. Podobno Harry spotykał się z Ginny od pewnego czasu, jednak ukrywali to przed Ronem, który, gdyby się o tym dowiedział, wpadłby w wściekłość. Były to tylko pogłoski, jednak dziewczyna bardzo często odnajdywała w nich prawdę.
- Smacznego! - Ginny usiadła obok Hermiony i uśmiechnęła się do niej szeroko. Po chwili jej spojrzenie powędrowało w stronę Pottera i zatrzymało się na nim o jedną sekundę za długo.
Hermiona trąciła lekko przyjaciółkę, a ta zarumieniła się i sięgnęła po bułkę.
- Słyszałam pogłoski, że...
- Nie rozmawiajmy o tym teraz, dobrze?
- Dlaczego? - Spytał Ron z pełną buzią, co sprawiało, że trudno go było zrozumieć. - Musimy o tym porozmaiwać, ponieważ mam nadzieje, że powiesz mi, że to nieprawda. Bo nie jest nią, co nie?
Hermiona spojrzała zrozpaczona na przyjaciół i gdy już miała odpowiadać, za jej plecami odezwał się tak znany jej głos.
- Po pierwsze, Weasley: - Severus Snape położył rękę na oparciu krzesła Hermiony i nachylił się do Rona. - nie mówi się z pełnymi ustami, chyba, że jesteś w towarzystwie takich samych prostaków, jak ty. Po drugie, zostaw pannę Granger w spokoju. Męczenie jej, to moja działka. - Uśmiechnął się i kiwnął na Hermionę. - Musimy iść.
- Dokąd?
- Nie pytaj, tylko rusz się. - Warknął i poprawił szaty. Dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że był on niesamowicie chudy, a obszerne szaty miały tylko to ukrywać. Uśmiechnęła się do swoich przyjaciół i wyszła z sali za Snapem.
Przez dłuższą część drogi szli w milczeniu, jednak gdy Hermiona zorientowała się, dokąd idą, stanęła.
- Nie zamierzam tam iść.
- To wielka szkoda, ponieważ Dumbledore na ciebie czeka.
- W pana komnatach? - Prychnęła i niechętnie do niego podeszła.
- Nie mój pomysł. - Odpowiedział niezadowolony i odwrócił się do niej plecami. - I jak, Granger? Sława podchodzi?
- Zdecydowanie nie. - Przeszła za nim do kolejnego ukrytego przejścia i kichnęła. - Ile tu kurzu!
- Dlatego, że to miejsce nie było używane przez co najmniej pięćset lat. Idziemy. - Machnął na nią ręką i zapalił świeczkę w świecznkiku.
Droga dłużyła jej się niemilosiernie. W tunelu było ciasno i ciemno, nieraz potykała się o nierówne podłoże. Gdy w pewnym momencie szczur przeleciał kilka cali przed jej nogami, krzyknęła.
Snape w mgnieniu oka znalazł się przed nią i wyciągnął różdżkę. Dopiero gdy zorientował się, że była to tylko pomyłka, wściekł się.
- Granger! Czy ty naprawdę nie myślisz?
- Wypraszam sobie! - Krzyknęła Hermiona i poczuła, jak rumieni się ze złości i wstydu. W tym momencie było jej wszystko jedno, co zrobi i powie. A już w szczególności omijała myśli dotyczące brudnego nietoperza stojącego tak blisko niej. - To nie ja idę tak szybko, że nawet bazyliszek miałby problemy z dogonieniem mnie! To nie ja rozstawiam wszystkich po kątach i poniżam przy przyjaciołach! Jesteś... jesteś...
- No dalej, powiedz to, Granger. - Snape uśmiechnął się do niej chytrze i oparł o ścianę. - Kim jestem?
Gdy Hermiona miała odpowiedzieć mu setkami przekleństw (oczywiście nauczonych od Rona) nagle uspokoiła się i spojrzała na swojego profesora spokojnym wzrokiem.
- Podobno się spieszysliśmy, nieprawdaż? - Odpowiedziała z uśmiechem, jednak w środku w dalszym ciągu gotowała się ze złości. Jak on śmiał tak stać i ze spokojem ją obserwować?!
- To prawda. - Snape spojrzał na nią jeszcze raz, a w jego oczach zabłysła ciekawość. - Ruszaj przodem, Granger, skoro boisz się ciemności i małych gryzoni.
Dziewczyna wyminęła go z godnością wypisaną na twarzy, a on mimowolnie na ten widok się uśmiechnął.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i z hukiem odbiły od ściany. Omijając sprawnie kurz, do środka dumnym krokiem weszła McGonagall.
Draco i Luna natychmiastowo usiedli na łóżku. Oboje byli zaspani i rozczochrani, w pewnym momencie chłopak nawet starał się przygładzić włosy, jednak przestał, gdy Lovegood posłała mu rozbawione spojrzenie. Odpowiedział jej tym samym i odsunął się nieznacznie.
- Jesteście gotowi na wybory?
- Pyta nas pani, bo oczekuje odpowiedzi, czy jest to pytanie retoryczne? - Draco wstał i otrzepał ubranie. Mimo że nie było na nim żadnego kurzu, chłopak ciągle je wygładzał.
- Panie Malfoy, pozwoli pan, że nie nie odpowiem na to pytanie. - McGonagall odwróciła się do nich tyłem i machnęła. - Chodźcie.
Oboje spojrzeli na siebie niepewnie i ruszyli za panią profesor.
Chwile później stali na podwyższeniu w Wielkiej Sali Teatru Magów. Draco uśmiechnął się i spojrzał na Lunę.
- Czyli tak wyglądają drugie inicjacje? Ciekaw jestem, jak wyglądało zadanie Hermiony...
Przerwał, gdy zobaczył, jak dziewczyna siada na schodach teatru i ukrywa twarz w dłoniach. Szybko do niej podbiegł i usiadł obok.
- Luna? Wszystko w porządku?
- Nie. - W jej oczach zabłysły łzy, a ona pokręciła głową. - To wszystko jest tak... skomplikowane. Co dzieje się z osobą, która nie ma żadnego przypisanego obowiązku?
Draco zacisnął wargi i przysunął się do dziewczyny.
- Nie wiem. - Westchnął i delikatnie objął ją ramieniem. - Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto posiadałby wiedzę większą, niż ja sam. Oczywiście w tym temacie.
Luna uderzyła go żartobliwie w ramię, a on się zaśmiał. W jej towarzystwie miał wrażenie, że staje się innym człowiekiem. Człowiekiem, mogącym osiągnąć wszystko.
Lepszym.
- Ty chyba naprawdę jesteś chory.
- Możliwe. - Westchnął i zamknął oczy. Gdy je otworzył, zobaczył wpatrującą się w niego Lunę i aż uśmiechnął się na ten widok. Wyglądała tak bezbronnie i krucho, że nabrał ochoty na ponowne przytulenie jej.
Czego, oczywiście, nie zrobił.
Luna przysunęła się do niego bliżej i oparła głowę na jego ramieniu. Początkowo zdrętwiał, jednal po chwili odprężył się i pozwolił jej na odpoczynek.
- Draco...
- Hm?
- Jak będzie wyglądało nasze życie po wyborach? - Wyszeptala, w dalszym ciągu opierając się na jego ramieniu. Gdy nie odpowiedział, dodała: - Boje się, że odeślą mnie gdzieś daleko i zamkną, odgradzając od wszelkiego życia.
- Czemu tak myślisz? - Zumiał się chłopak i spojrzał na zmęczoną dziewczynę.
- Ponieważ nie mam najmniejszych szans na wygraną. - Powiedziała słabo i pociągnęła nosem. - Wiem to.
Draco złapał dziewczynę za ramiona i odsunął od siebie tak, by móc na nią spojrzeć.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone. - Powiedział spokojnie, jednak wiedział, że nie może być z nią całkiem szczery. W drugich zadaniach magicznych zazwyczaj wygrywają mężczyźni, ponieważ początkowo były zaplanowane one tylko dla nich. W tamtych czasach kobiety nie miały w tej sprawie nic do powiedzenia. - Jesteś slina i inteligenta, a to liczy się najbardziej.
- To nie wszystko...
- W prawdziwym życiu oczywiście, że nie, ale tu - tak. - Spojrzał na nią i uśmiechnął się, gdy ta odpowiedziała mu tym samym.
Nagle, nie wiedząc dlaczego, nachylił się do niej i ją pocałował. Trwało to tylko chwilę, jednak wiedział, że była to najwspanialsza rzecz, jakiej kiedykolwiek doznał. Gdy zdezorientowana Luna oddała mu pocałunek, poczuł, że przepadł. Dlatego objął ją w pasie i przyciągnął do siebie mocno, nie chcąc jej puścić.
Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy do pokoju weszła McGonagall. Spojrzała na ich dwójkę rozbawiona i oparła się o ścianę.
- Skoro możemy już zacząć, to prosiłabym, byście do mnie podeszli.
Draco spojrzał na Lunę i wyciągnął w jej stronę rękę, którą ona od razu przyjęła. Razem wstali ze schodów i podeszli do pani profesor.
Tam chłopak ponownie nachylił się do dziewczyny i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
- Powodzenia, Lovegood.
- Powodzenia, Malfoy.
- Cóż to się stało, że nasza sławna fontanna słów zaniemówiła? - Snape uniósł świecznik do góry i spojrzał z podniesioną brwią na Hermionę.
Dziewczyna tylko w odpowiedzi prychnęła.
- Na spotkanie z Dumbledorem radzę ci odzyskać mowę. - Powiedział wrednie i brodą wskazał jej, by skręciła w lewo.
- Dlaczego? - Spytała, gdy cisza stała się nie do zniesienia. Zmęczona, kopnęła kamień leżący jej na drodzę i spojrzała w ciemność.
- Nie znam szczegółów. - Odpowiedział, a ona nagle uzmysłowiła sobie, że pierwszy raz rozmawia z nim na temat, który zaczął sam z siebie. - W każdym razie, konwersacja będzie dość ważna.
- Tu WSZYSTKO jest ważne. - Prychnęła i zacisnęła wargi, gdy promień świecy prawie zgasł.
Snape zaśmiał się cicho.
- To prawda. - Wysunął świecznik do przodu i podał go Hermionie. - Z tyłu wieje. Zakryj świeczkę dłonią. - Wyjaśnił i oddał go dziewczynie. - Przeczytałaś książkę?
Zadowolona Hermiona z tego, że wreszcie ma choć odrobinę światła więcej, nagle zamarła.
- Skąd pan wie o książce? - Odwróciła się wolno i spojrzała mu w oczy.
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
- Jestem w zarządzie. Ta informacja jest ogólnie dostępna.
Powiedział to tak lekko, jakby wierzył, że taka jest prawda. Jednak Hermiona nie była tego taka pewna.
- Jeszcze jej nie dostałam. - Skłamała i szybko ruszyła przed siebie.
- Gdyby tak było, to nie wiedziałabyś o jej istnieniu. - Snape dogonił ją w kilku krokach i stanął obok niej. - Więc?
Postanowiła nie odpowiadać. Uniosła tylko podbródek do góry i skręciła w prawo, wprost do pustego, ciemnego korytarza. Był on tak wielki, że lekki promień światła świeczki nie oświetlił nawet jego połowy. Dziewczyna stanęła i przełkneła ślinę.
- Do przodu, Granger. - Snape stał za nią tak blisko, że aż czuła bijące od niego ciepło.
- Mam wrażenie, że kręcimy się w nieskończoność. - Odpowiedziała słabo i uniosła wyżej świeczke, w tym samym momencie jednak przybliżając ją do siebie. - Daleko jeszcze?
- Jesteśmy tu dopiero pięć minut, na oko zrobiliśmy pięćset metrów. Ruszaj, Granger. - Snape lekko pchnął ją do przodu, a ona westchnęła, gdy poczuła jego duże dłonie na plecach. Gdyby nie okoliczności, w których aktualnie się znajdowali, byłoby to całkiem przyjemne uczucie.
Hermiona zacisnęła wargi i zrobiła kilka kroków przed siebie. Dookoła było całkiem ciemno, czasem nawet nie widziała głównej ścieżki. Wyciągnęła rękę przed siebie, w poszukiwaniu ściany, jednak zamiast niej, natrafiła na coś zimnego i śliskiego.
Krzyknęła głośno i cofnęła się do tyłu.
- Granger! - Krzyknął Snape i odebrał jej świecznik. - Chcesz, byśmy tu spłonęli?
- Tam coś jest. - Powiedziała chłodno, jednak w duchu cała się trzęsła.
Snape westchnął i, rozdrażniony, podszedł do mniejsca wskazanego przez dziewczynę. Powoli, tak by niczego nie pominąć, zaczął błądzić świeczką po ścianie, jednak, ku rozczarowaniu Hermiony, niczego nie znalazł.
- Po tym wszystkim, Granger, przyjdziesz do mnie i wypijesz eliksir trzeźwości. - Mężczyzna spojrzał na nią spod przymrużonych oczu i podał świeczkę. - A teraz idź przed siebie, cały czas prosto, strając się nie zachowywać jak typowy Gryfon.
Hermiona spojrzała na njego z wściekłością, jednak po chwli przełknęła dumę i, z wyciągniętą świeczką w ręce, ruszyła do przodu.
Nagle powietrze przeszył ogłuszający pisk, a dziewczyna zgięła się w pół i zasłoniła uszy rękami. Świecznik upadł na ziemię, a niewielka świeczka zgasła, powodując, że dookoła zapanowała ciemność.
- Granger! - Krzyk Snape'a rozległ się po jej prawej stronie, jednak był tak oddalony, że nie można było dokładnie określić jego źródła. - Nie ruszaj się, zaraz do ciebie dojdę. Mów do mnie. - Rozkazał, a gdy nie odpowiedziała, krzyknął. - Granger!
- Tutaj - Powiedziała cicho i odchrząkneła. - Tu, profesorze! - Odpowiedziała, tym razem głośniej i zaczęła po omacku szukać oparcia. - Co to... - Zaczęła, jednak ponowny pisk, tym razem głośniejszy i dłuższy, przerwał jej w połowie. Hermiona zamarła. - Znam ten dźwięk.
- Ciekawe skąd, bo ja słyszę go pierwszy raz. - Snape odpowiedział z wyraźną nutą sakrazmu w głosie, jednak dziewczyna zignorowała to i odwróciła się w jego kierunku. Był coraz bliżej niej.
- Można je usłyszeć w Zakazanym Lesie. - Odpowiedziała ze świadomością, że właśnie zdradza swój największy sekret osobie prawie jej nie znanej. - Tylko co robiłyby w zamku o tej porze?
- Granger, możesz mi wreszcie powiedzieć, o czym ty mówisz? - Głos Mistrza Eliksirów rozbrzmiał przy jej prawym uchu, a ona prawie podskoczyła. - I co ty...
- Tutaj. - Powiedziała głośno i wyciągnęła ręce w jego kierunku. Po chwili zaciskała swoje palce na jego ciepłej koszuli i, nie zdając sobie z tego sprawy, przyciągała do siebie.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie zaśliniała mojej koszuli. - Stłumiony przez jej włosy głos Snape'a wdarł się do jej głowy, a ona zarumieniła się. Nie wiedziała, że tak szybko znajdzie się blisko niej.
Jednak zanim zdązyła odpowiedzieć, coś złapało ją za szatę i pociągnęło do tyłu. Hermiona krzyknęła i mocniej złapała się Snape'a, jednak tylko sprawiła, że on poleciał za nią. Mistrz Eliksirów zacisnął swoje dłonie na jej nadgarstkach i mocnym ruchem wyrwał Hermionę z uścisku nieznanego stwora.
- Biegnij przed siebie i pod żadnym pozorem się nie zatrzymuj. - Krzyknął do niej i pchnął ją do przodu.
Hermiona zaczęła biec, jednak po kilku krokach oglądnęła się za siebie i z przerażeniem stwierdziła, że profesor został z tyłu, razem ze stworem, który wcześniej próbował ją złapać. Krzykneła do niego, jednak gdy nie uzyskała odpowiedzi, zaczęła do niego wracać.
- Tam jest Dumblerore! - Nagle krzyknął, a Hermiona zadrdżała, gdy dotarło do niej to, jak brzmiał on słabo. - Biegnij przed siebie, Granger!
Następne chwile pamiętała jak przez mgłę - wiedziała, że zaczyna biec, jednak w którym kierunku i gdzie, nie. W jej świadomości było tylko to, że chciała jak najszybciej uciec z tego miejsca.
Nagle w jej umyśle zapanowała ciemność a ostatnie, co pamiętała, to bolesny upadek i zmartwione spojrzenie dyrektora.
Luna uderzyła mocno o kamienną posadzkę i jęknęła, gdy próbowała wstać. Wszystkie jej mięśnie były naciągnięte i napięte, kończyny bolały ją przy każdym ruchu. Zaciskając zęby, podparła się na dłoniach i podniosła z ziemi.
Przed sobą zobaczyła ciemność. Ciemny pył unosił się na wysokość kilkupiętrowegp budynku, niebo i słońce nie było widoczne. Dziewczyna kaszlnęła i położyął dłoń na wysokości klatki piersowiej.
Nagle z pyłu wyjechał samochód. Był on czarny jak smoła, z ciemno zamalowanmi szybami - widać było tylko kierowce, którego nie rozpoznała. Luna przestała kasłać i powoli podeszła do zatrzymującego się pojazdu.
- Kto tam? - Szepnęła i kaszlnęła ponownie. Pył był praktycznie wszędzie. - Halo?
- To my, Luno. - McGonagall trzasnęła drzwiami auta i do niej podeszła. - Witaj.
- Profesor... - Dziewczyna zakasłała ponownie, tym razem mocniej i ugięła się. Coraz trudniej było jej oddychać. - Co się dzieje? - Wykrztusiła i chrząknęła kilka razy, jednak to nie wiele pomogło.
- Nie przeszłaś próby Pomocnika. - Minerwa spojrzała na nią współczująco. - Na pocieszenie dodam, że przegrałaś jedynie jednym zadaniem. Mówiąc szczerze, jesteś silniejsza od pana Malfoya, jednak nie chciałaś tego ujawnić... Szkoda.
Luna spojrzała na nią z boku i kaszlnęła, tym razem słabiej, niż popszednio. Uznała to za drobrą oznakę i wyprostowała się.
- Co to dla mnie oznacza?
McGonagall spojrzała na nią badawczo i uśmiechnęła się lekko.
- To zależy od ciebie. Możesz wybrać wolność - Wskazała na powoli wyłaniającą się z pyłu ścieżkę i pomachała dłonią. - lub przyłączyć się do nas. - Drugą rękę wyciągnęła przed siebie i spojrzała na dziewczynę. - To już twoja decyzja.
Luna tęsknie spojrzała w stronę ścieżki i westchnęła. Wolność była tak blisko, jednak także tak daleko. Nie mogła sobie pozwolić na stratę przyjaciół, pozostawienie ojca w samotnym mu świecie. Powoli ze ścieżki przeniosła wzrok na McGonagall.
- Dlaczego niczego nie pamiętam?
- Ponieważ zaklęcie Strażnika na to nie pozwala. - Wyjaśniła profesor i wygładziła suknię. - To pewnien sposób ochrony.
- Rozumiem. - Odpowiedziała krótko i spojrzała przed siebie, na wiszący w powietrzu pył. Był ciemny, jednak w niektórych miejsach przedzierało się przez niego jasne światło powodując, że stawał się szaro-czary. Dziewczyna uśmiechneła się powoli i spojrzała na profesor.
Już wiedziała, co zrobi.
- Przyłączę się do was.
Minerwa uśmiechnęła się do niej szeroko i ponownie wyciągnęła rękę, którą Luna, bez chwili wahania, złapała.
Mocne pociągnięcie w przód sprawiło, że ponownie straciła przytomność.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem i szybko usiadła, z dłonią przyciśniętą do gardła.
Pokój, w którym się znajdowała, były wypełniony książkami. Ich zapach unosił się wszędzie, nawet dywan nimi przesiąknął. Dziewczyna z lubością zatonęłaby w ich wnętrzu, jednak głośne chrząknięcie wyciągnęło ją z oczarowania.
Dumbledore wstał z krzesła i szybko do niej podszedł. Klękając, złapał ją za podbródek i spojrzał prosto w oczy. Hermiona wciągnęła głęboko powietrze, jednak nie odezwała się ani słowem.
- Wszystko w porządku? - Spytał dyrektor i, po krótkiej analizie, ją puścił. - Co się stało?
Dziewczyna kiwnęła głową i powoli zaczęła odpowiadać na jego pytania. Z każym kolejnym głowa zaczynała boleć ją coraz bardziej, aż w koncu nie wytrzymała i spojrzała ostro na Dumblerora.
- Gdzie Severus? - Nie wiedziała, co nią kierowało, jednak wstała i podeszła do przejścia. - Zostawiłam go tam samego! - Nawet nie zwróciła uwagi na ton, w jakim zwracała się do dyrektora i w jakim mówiła o swoim nauczycielu. Kilka razy uderzyła pięścią w portret jednego z profesorów, jednak gdy to nic nie dało, oparła o niego czoło. - Proszę mnie tam puścić! - Krzykneła i ponownie uderzyła w płótno otwarą dłonią.
- Przyro mi, panno Granger, ale nie mogę tego zrobić. - Dumbledore ze smutkiem pokręcił głową, jednak pił przy tym herbatę, przez co nie wypadło to przekonywująco.
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością i sięgnęła do ramy. Na ten widok dyrektor wstał i, wcześniej odkładając filiżankę, podszedł do niej.
Gdy Hermiona już ściągała obraz ze ściany, za jej plecami odezwał się głos, przez który zamarła.
- Granger, uspokój się i zostaw tę ramę w spokoju. - Snape wyszedł z cienia i oparł się nonszlandzko o ścianę. - Już wystarczy, że zamęczasz Pottera, Weasley'a i mnie swoją osobą. Nie każ cierpieć tej ścianie.
Hermiona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma i puściła ramę obrazu. Jej ciało zrobiło się nagle tak gipkie, że osunęła się powoli na ziemię.
- Pan żyje. - Wyszeptała i spojrzała na niego zszokowana. - Jak to możliwe?
- Jestem byłym Śmierciożercą. - Zachichotał wrednie i podszedł do niej. - Wstrawaj, mamy coś do omówienia.
- Zaczekaj. - Wtrącił się dyrektor i machnął na dziewczynę. - Najpierw to ja z nią porozmawiam.
- Mam dla ciebie pewne wieści, panno Granger.
Dumbledore spojrzał na nią badawczo i usiadł za biurkiem, wcześniej zaproponowawszy jej to samo. Hermiona zajęła miejsce przed dyrektorem i okryła szczelniej kocem, który dostała zaraz po wybudzeniu.
- Słucham. - Odpowiedziała słabo i spojrzała w bok. Wszystkie wcześniejsze emocje spłynęły na jej osobę tak nagle, że nawet otwarcie oczu przychodziło jej z trudem.
Cicho westchnęła i oparła się wygodniej na krześle.
- Znamy tożsamość Pomocnika, który od tej pory będzie pod twoim rozkazem. - Powiedział, a ona nieświadomie uniosła się do pozycji prostej i otworzyła szerzej oczy. - To Draco Malfoy.
- To niemożliwe. - Wydusiła i opadła mocno na krzesło. - Nie, to nie może być on.
- Nie ode mnie zależą wyniki. - Uśmiechnął się do niej pocieszająco i sięgnął do szuflady biurka. - Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia, jednak myślę, że już teraz możemy przejść do tej ważniejszej. - Powiedział i wolnym ruchem przesunął po balcie mały kluczyk. Jego ręka zatrzymała się chwilę przed Hermioną i puściła srebrny przedmiot powodując, że zabłysł on lekko w świetle świec. - Dzięki niemu możesz dotrzeć do książki.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Dzięki kluczowi mam się dowiedzieć, gdzie jest ukryta potężna księga magiczna? - Spytała z niedowierzeniem i sięgnęła po przedmiot.
- Tak. - Dyrektor uśmiechnął się na wiodok jej miny i po raz kolejny sięgnął do szuflady. - Mam także dla ciebie list, dzięki któremu dowiesz się, jak przywołać Pomocnika. Będzie on dostępny na każdą twoją prośbę.
- Nie podoba mi się to. - Mruknęła i zaczęła czytać list. - Traktuje się ich tak, jak Skrzaty domowe. - Zgięła kartkę i schowała ją do kieszeni szaty. - Chociaż może Malfoy'owi wyjdzie to na dobre?
Po opuszczeniu gabinetu dyrektora, Hermiona skierowała się w prawo, w stronę biblioteki. Chciała chwilę odpocząć i, co najważniejesze, zastanowić się nad wszystkimi tajemnicami Sabatu. Prawda ciążyła jej barkach, każde kłamstwo powiedziane przyjaciołom sprawiało, że czuła się źle.
Dziewczyna westchnęła i po raz kolejny obróciła w dłoni srebrny kluczyk. Praktycznie nie różnił się niczym od innych, jedynie mała różyczka wyryta na główce sprawiała, że stawał się wyjątkowy.
W pewnym momencie, gdy właśnie miała przekraczać próg szkolnej biblioteki, coś kazało jej stanąć. Posłusznie zatrzymała się i mocniej zacisnęła dłoń na kluczyku, jednak gdy rozglądnęła się, nikogo nie zauważyła. Dziewczyna zacisnęła wargi i skierowała się w stronę pustego korytarza.
Otoczyła ją ciemność. Hermiona przygryzła wewnętrzną stronę policzka i zamknęła oczy, jednak po kilku sekundach powoli ruszyła. Rąbkami długiej sukni szurała po brudnym korytażu, z każdym oddechem miała wrażenie, że jej gorset zaciska się coraz bardziej. Nagle stanęła i skierowała się w stronę lekko jaśniejącego obrazu.
Przedstawiał on młodą dziewczynę, wyglądem przypominającą Sybillę. Miała ona rozpuszczone włosy, które wiatr lekko rozwiewał. Na jej ustach błąkał się lekki uśmieszek, a jej postwa świadczyła o całkowitym rozluźnieniu.
Podobizna Sybilli siedziała na stalowej ławeczce, prawdopodobnie w parku królewskim. Otaczały ją drzewa i krzewy czerwonych róż. Jedną główkę kwiatu kobieta trzymała w wyciągniętej dłoni, jednak jej wzrok nie był na niej skupiony.
Sybilla patrzyła w bok, jej wzrok był wyostrzony i pełen powagi, tak bardzo różniący się od jej postawy i uśmiechu. Hermiona przybliżyła się do obrazu i spojrzała w tą samą stronę, co poprzednia Strażniczka, na samotnie rosnącą różę w rogu obrazu.
Dziewczyna skierowała się do niej z wyciągniętą dłonią i lekko czubkiem palca przejechała po pótnie. Kwiat był gładki, nawet jedna bruzda farby nie zniekształcała jego powierzchni. W pewnym momencie jednak Hermiona wyczuła wgłębienie w malowidle i lekko zaczęła na nie naciskać.
Płótno przerwało się z głośnym szarpnięciem, ukazując tym samym małą dziurkę w ścianie. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie pod nosem i na oślep włożyła w nią klucz, który po chwili przekręciła.
W korytarzu zabrzmiał cichy dźwięk otwieranego zamka. Hermiona pociągnęła za klucz, zastępując go gałką i pociągnęła malowidło za sobą. Obraz zsunął się ze ściany i mocno uderzył o kamienną posadzkę.
Przed Hermioną pojawiły się drewniane drzwi. Nie były one zdobione - zostały one stworzone z taniego drewna tagiego, jakiego używa się do tworzenia kuchennego wejścia. Uśmiechnięta dziewczyna powoli otworzyła drzwi i przez nie przeszła.
Jasne światło padło jej na twarz, oślepiając ją na chwilę. Luna zasłoniła oczy ręką i zamrugała kilka razy.
- Witamy w zarządzie, panno Lovegood. - Dumbledore uśmiechnął się do niej potulnie i wskazał na krzesło stojące przed jego biurkiem. - Herbaty?
- Poproszę. - Powiedziała słabo i z trudem usiadła. Z niewiadowmych przyczyn, bolało ją wszystko. - Co się stało?
- Oh, wiele rzeczy. - Dyrektor podał jej filiżankę z gorącym napojem i rozsiadł się wygodniej. - Jednak najważniejsze jest to, że dołączyła pani do nas. Dzięki temu, wreszcie możemy pozwolić sobie na pewnien odpoczynek.
- Rozumiem, że niewiele osób wybiera waszą ścieżkę. - Odpwiedziała i napiła się herbaty. Przyjemne cieło rozpłynęło się po całym jej ciele, a ona mimowolnie się uśmiechnęła.
- Niestety nie. - Dumbledore westchnął i odłożył książkę, którą wcześniej obracał w palcach. - Ostatnim razem, mniej więcej jakieś czterdzieści lat temu, dołączyła do nas Minerwa. Przegrała z Sybillą. - Wyjaśnił i spojrzał za okno. - Sprawa z Severusem natomiast rozgrywa się zupełnie inaczej. - Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej. - Jednak o niej porozmawiamy innym razem. Teraz musisz odpocząć.
Hermiona weszła do niewielkiej sali i obróciła się dookoła. Wszystkie jej ściany osadzane były diamentami, kolorowe kamienie błyszczały w świetle świec. Dziewczyna wciągnęła powietrze i prawie się zahłysnęła - cała sąsiednia komnata zapełniona była starymi książkami. Hermiona wpadła do niej jak burza, a szeroki uśmiech rozświetlił jej twarz.
Jednak zniknął on tak szybko, jak się pojawił, gdy zdała sobię sprawę, jak ciężko będzie znaleźć jej tą jedyną książkę.
Książkę, której nigdy nie widziała.
Ta część w niektórych momentach bardzo mi się nie podoba. Nie wyszło mi to tak, jak chciałam - miały być dwie części, na chwilę obecną wychodzą trzy (ta notka ma prawie 13 stron! :o). Nie wiem, kiedy dodam następną - rysujący się przed nami tydzień będzie dla mnie bardzo ciężki, jednak może uda mi się coś naskrobać :)
Bardzo proszę o komentarze. Jest nas coraz więcej, w niektórych postach wejść jest dużo ponad trzysta. Nie chce tego robić, ale muszę - następną miniaturkę dodam, jeżeli pod tym wpisem będzie przynajmniej pięć komentarzy.
Mam nadzieje, że się spodoba c:
"Pergamione zaklęcie" część 1
CZĘŚĆ 2
Hermiona stanęła przed lustrem i spojrzała w nie, jednak wcale nie zwracała uwagi na swoje odbicie. Myślami błąziła w tekście dopiero co przeczytanej książki i tym, jakie niebezpieczeństwo wiązało się z jej ochroną. Palcami przeczesała włosy i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że jest ubrana w te same rzeczy, co w dniu wczorajszym, a jej fryzura jest w całkowitym nieładzie.
Szybko podeszła do szafy i wyciągnęła z niej białą suknienkę, z pięknym srebrnym pasem znajdującym się pod piersiami. Delikatnie ułożyła ją na łóżku i zaczęła ściągać brudne rzeczy.
Gdy już się przebrała i umyła, zaplotła włosy w długi warkocz, który, po krótkim namyśle, upięła w górze. Dopiero wtedy wyszła z komnaty i skierowała się do jadalni.
Powitano ją cichymi i badawczymi spojrzeniami. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i szybko usiadła przy stoliku, który zazwyczaj zajmowała z przyjaciółmi. Nie minęła chwila, a obok niej pojawił się Harry.
- Gratulacje, Hermiono! - Nie przejmując się obserwującymi ich uczniami, wziął dziewczynę w ramiona i mocno przytulił. - Wiedziałem, że ci się uda.
- Dziękuje, Harry. - Hermiona posłała mu słaby uśmiech i odsunęła się na długość ramienia. - Usiądziemy?
- Słyszałem, że nie wybrano jeszcze pomocnika strażnika. - Powiedział, gdy podano śniadanie. Chłopak sięgnął po sztucće i zaczął jeść jajecznicę. - Luna i Draco w dalszym ciągu są poddani próbie?
- Harry, nie tutaj! - Szepnęła wystrasznona Hermiona i szybkim ruchem sięgnęła po sól, chcąc zapanować nad drdżeniem rąk. - Tak, to prawda, ale nie zaczynaj tego tematu, gdy wiesz, że twoje uszy nie są jedyne w pomieszczeniu. - Rozglądneła się uważnie po sali i odetchnęła, gdy zobaczyła, że nikt ich nie obserwuje. - Poza tym, wcale nie jestem zadowolona z tej pozycji. To zadanie jest bardzo niebezpieczne.
Harry zakrztusił się herbatą i spojrzał na nią wielkimi oczyma.
- Co masz na myśli?
- To, że nie tylko czarownicy z naszego sabatu pragną dostać księge w swoje ręce. - Powiedziała cicho i nachyliła się. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile mamy wrogów, tylko czekających na nasze pierwsze potknięcie! Nie wiem, jak mam ochronić książkę, skoro nawet nie wiem, jak ochronić was.
Chłopak złapał ją za ręke i ścisnął.
- O nas się nie martw. - Spojrzał na nią poważnie, jednak po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. - Zobacz, Ginny i Ron idą.
Hermiona szybko wyrwała ręke spod uścisku przyjaciela i złapała nią filiżankę. Podobno Harry spotykał się z Ginny od pewnego czasu, jednak ukrywali to przed Ronem, który, gdyby się o tym dowiedział, wpadłby w wściekłość. Były to tylko pogłoski, jednak dziewczyna bardzo często odnajdywała w nich prawdę.
- Smacznego! - Ginny usiadła obok Hermiony i uśmiechnęła się do niej szeroko. Po chwili jej spojrzenie powędrowało w stronę Pottera i zatrzymało się na nim o jedną sekundę za długo.
Hermiona trąciła lekko przyjaciółkę, a ta zarumieniła się i sięgnęła po bułkę.
- Słyszałam pogłoski, że...
- Nie rozmawiajmy o tym teraz, dobrze?
- Dlaczego? - Spytał Ron z pełną buzią, co sprawiało, że trudno go było zrozumieć. - Musimy o tym porozmaiwać, ponieważ mam nadzieje, że powiesz mi, że to nieprawda. Bo nie jest nią, co nie?
Hermiona spojrzała zrozpaczona na przyjaciół i gdy już miała odpowiadać, za jej plecami odezwał się tak znany jej głos.
- Po pierwsze, Weasley: - Severus Snape położył rękę na oparciu krzesła Hermiony i nachylił się do Rona. - nie mówi się z pełnymi ustami, chyba, że jesteś w towarzystwie takich samych prostaków, jak ty. Po drugie, zostaw pannę Granger w spokoju. Męczenie jej, to moja działka. - Uśmiechnął się i kiwnął na Hermionę. - Musimy iść.
- Dokąd?
- Nie pytaj, tylko rusz się. - Warknął i poprawił szaty. Dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że był on niesamowicie chudy, a obszerne szaty miały tylko to ukrywać. Uśmiechnęła się do swoich przyjaciół i wyszła z sali za Snapem.
Przez dłuższą część drogi szli w milczeniu, jednak gdy Hermiona zorientowała się, dokąd idą, stanęła.
- Nie zamierzam tam iść.
- To wielka szkoda, ponieważ Dumbledore na ciebie czeka.
- W pana komnatach? - Prychnęła i niechętnie do niego podeszła.
- Nie mój pomysł. - Odpowiedział niezadowolony i odwrócił się do niej plecami. - I jak, Granger? Sława podchodzi?
- Zdecydowanie nie. - Przeszła za nim do kolejnego ukrytego przejścia i kichnęła. - Ile tu kurzu!
- Dlatego, że to miejsce nie było używane przez co najmniej pięćset lat. Idziemy. - Machnął na nią ręką i zapalił świeczkę w świecznkiku.
Droga dłużyła jej się niemilosiernie. W tunelu było ciasno i ciemno, nieraz potykała się o nierówne podłoże. Gdy w pewnym momencie szczur przeleciał kilka cali przed jej nogami, krzyknęła.
Snape w mgnieniu oka znalazł się przed nią i wyciągnął różdżkę. Dopiero gdy zorientował się, że była to tylko pomyłka, wściekł się.
- Granger! Czy ty naprawdę nie myślisz?
- Wypraszam sobie! - Krzyknęła Hermiona i poczuła, jak rumieni się ze złości i wstydu. W tym momencie było jej wszystko jedno, co zrobi i powie. A już w szczególności omijała myśli dotyczące brudnego nietoperza stojącego tak blisko niej. - To nie ja idę tak szybko, że nawet bazyliszek miałby problemy z dogonieniem mnie! To nie ja rozstawiam wszystkich po kątach i poniżam przy przyjaciołach! Jesteś... jesteś...
- No dalej, powiedz to, Granger. - Snape uśmiechnął się do niej chytrze i oparł o ścianę. - Kim jestem?
Gdy Hermiona miała odpowiedzieć mu setkami przekleństw (oczywiście nauczonych od Rona) nagle uspokoiła się i spojrzała na swojego profesora spokojnym wzrokiem.
- Podobno się spieszysliśmy, nieprawdaż? - Odpowiedziała z uśmiechem, jednak w środku w dalszym ciągu gotowała się ze złości. Jak on śmiał tak stać i ze spokojem ją obserwować?!
- To prawda. - Snape spojrzał na nią jeszcze raz, a w jego oczach zabłysła ciekawość. - Ruszaj przodem, Granger, skoro boisz się ciemności i małych gryzoni.
Dziewczyna wyminęła go z godnością wypisaną na twarzy, a on mimowolnie na ten widok się uśmiechnął.
*****
Drzwi otworzyły się gwałtownie i z hukiem odbiły od ściany. Omijając sprawnie kurz, do środka dumnym krokiem weszła McGonagall.
Draco i Luna natychmiastowo usiedli na łóżku. Oboje byli zaspani i rozczochrani, w pewnym momencie chłopak nawet starał się przygładzić włosy, jednak przestał, gdy Lovegood posłała mu rozbawione spojrzenie. Odpowiedział jej tym samym i odsunął się nieznacznie.
- Jesteście gotowi na wybory?
- Pyta nas pani, bo oczekuje odpowiedzi, czy jest to pytanie retoryczne? - Draco wstał i otrzepał ubranie. Mimo że nie było na nim żadnego kurzu, chłopak ciągle je wygładzał.
- Panie Malfoy, pozwoli pan, że nie nie odpowiem na to pytanie. - McGonagall odwróciła się do nich tyłem i machnęła. - Chodźcie.
Oboje spojrzeli na siebie niepewnie i ruszyli za panią profesor.
Chwile później stali na podwyższeniu w Wielkiej Sali Teatru Magów. Draco uśmiechnął się i spojrzał na Lunę.
- Czyli tak wyglądają drugie inicjacje? Ciekaw jestem, jak wyglądało zadanie Hermiony...
Przerwał, gdy zobaczył, jak dziewczyna siada na schodach teatru i ukrywa twarz w dłoniach. Szybko do niej podbiegł i usiadł obok.
- Luna? Wszystko w porządku?
- Nie. - W jej oczach zabłysły łzy, a ona pokręciła głową. - To wszystko jest tak... skomplikowane. Co dzieje się z osobą, która nie ma żadnego przypisanego obowiązku?
Draco zacisnął wargi i przysunął się do dziewczyny.
- Nie wiem. - Westchnął i delikatnie objął ją ramieniem. - Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto posiadałby wiedzę większą, niż ja sam. Oczywiście w tym temacie.
Luna uderzyła go żartobliwie w ramię, a on się zaśmiał. W jej towarzystwie miał wrażenie, że staje się innym człowiekiem. Człowiekiem, mogącym osiągnąć wszystko.
Lepszym.
- Ty chyba naprawdę jesteś chory.
- Możliwe. - Westchnął i zamknął oczy. Gdy je otworzył, zobaczył wpatrującą się w niego Lunę i aż uśmiechnął się na ten widok. Wyglądała tak bezbronnie i krucho, że nabrał ochoty na ponowne przytulenie jej.
Czego, oczywiście, nie zrobił.
Luna przysunęła się do niego bliżej i oparła głowę na jego ramieniu. Początkowo zdrętwiał, jednal po chwili odprężył się i pozwolił jej na odpoczynek.
- Draco...
- Hm?
- Jak będzie wyglądało nasze życie po wyborach? - Wyszeptala, w dalszym ciągu opierając się na jego ramieniu. Gdy nie odpowiedział, dodała: - Boje się, że odeślą mnie gdzieś daleko i zamkną, odgradzając od wszelkiego życia.
- Czemu tak myślisz? - Zumiał się chłopak i spojrzał na zmęczoną dziewczynę.
- Ponieważ nie mam najmniejszych szans na wygraną. - Powiedziała słabo i pociągnęła nosem. - Wiem to.
Draco złapał dziewczynę za ramiona i odsunął od siebie tak, by móc na nią spojrzeć.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone. - Powiedział spokojnie, jednak wiedział, że nie może być z nią całkiem szczery. W drugich zadaniach magicznych zazwyczaj wygrywają mężczyźni, ponieważ początkowo były zaplanowane one tylko dla nich. W tamtych czasach kobiety nie miały w tej sprawie nic do powiedzenia. - Jesteś slina i inteligenta, a to liczy się najbardziej.
- To nie wszystko...
- W prawdziwym życiu oczywiście, że nie, ale tu - tak. - Spojrzał na nią i uśmiechnął się, gdy ta odpowiedziała mu tym samym.
Nagle, nie wiedząc dlaczego, nachylił się do niej i ją pocałował. Trwało to tylko chwilę, jednak wiedział, że była to najwspanialsza rzecz, jakiej kiedykolwiek doznał. Gdy zdezorientowana Luna oddała mu pocałunek, poczuł, że przepadł. Dlatego objął ją w pasie i przyciągnął do siebie mocno, nie chcąc jej puścić.
Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy do pokoju weszła McGonagall. Spojrzała na ich dwójkę rozbawiona i oparła się o ścianę.
- Skoro możemy już zacząć, to prosiłabym, byście do mnie podeszli.
Draco spojrzał na Lunę i wyciągnął w jej stronę rękę, którą ona od razu przyjęła. Razem wstali ze schodów i podeszli do pani profesor.
Tam chłopak ponownie nachylił się do dziewczyny i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
- Powodzenia, Lovegood.
- Powodzenia, Malfoy.
*****
- Cóż to się stało, że nasza sławna fontanna słów zaniemówiła? - Snape uniósł świecznik do góry i spojrzał z podniesioną brwią na Hermionę.
Dziewczyna tylko w odpowiedzi prychnęła.
- Na spotkanie z Dumbledorem radzę ci odzyskać mowę. - Powiedział wrednie i brodą wskazał jej, by skręciła w lewo.
- Dlaczego? - Spytała, gdy cisza stała się nie do zniesienia. Zmęczona, kopnęła kamień leżący jej na drodzę i spojrzała w ciemność.
- Nie znam szczegółów. - Odpowiedział, a ona nagle uzmysłowiła sobie, że pierwszy raz rozmawia z nim na temat, który zaczął sam z siebie. - W każdym razie, konwersacja będzie dość ważna.
- Tu WSZYSTKO jest ważne. - Prychnęła i zacisnęła wargi, gdy promień świecy prawie zgasł.
Snape zaśmiał się cicho.
- To prawda. - Wysunął świecznik do przodu i podał go Hermionie. - Z tyłu wieje. Zakryj świeczkę dłonią. - Wyjaśnił i oddał go dziewczynie. - Przeczytałaś książkę?
Zadowolona Hermiona z tego, że wreszcie ma choć odrobinę światła więcej, nagle zamarła.
- Skąd pan wie o książce? - Odwróciła się wolno i spojrzała mu w oczy.
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
- Jestem w zarządzie. Ta informacja jest ogólnie dostępna.
Powiedział to tak lekko, jakby wierzył, że taka jest prawda. Jednak Hermiona nie była tego taka pewna.
- Jeszcze jej nie dostałam. - Skłamała i szybko ruszyła przed siebie.
- Gdyby tak było, to nie wiedziałabyś o jej istnieniu. - Snape dogonił ją w kilku krokach i stanął obok niej. - Więc?
Postanowiła nie odpowiadać. Uniosła tylko podbródek do góry i skręciła w prawo, wprost do pustego, ciemnego korytarza. Był on tak wielki, że lekki promień światła świeczki nie oświetlił nawet jego połowy. Dziewczyna stanęła i przełkneła ślinę.
- Do przodu, Granger. - Snape stał za nią tak blisko, że aż czuła bijące od niego ciepło.
- Mam wrażenie, że kręcimy się w nieskończoność. - Odpowiedziała słabo i uniosła wyżej świeczke, w tym samym momencie jednak przybliżając ją do siebie. - Daleko jeszcze?
- Jesteśmy tu dopiero pięć minut, na oko zrobiliśmy pięćset metrów. Ruszaj, Granger. - Snape lekko pchnął ją do przodu, a ona westchnęła, gdy poczuła jego duże dłonie na plecach. Gdyby nie okoliczności, w których aktualnie się znajdowali, byłoby to całkiem przyjemne uczucie.
Hermiona zacisnęła wargi i zrobiła kilka kroków przed siebie. Dookoła było całkiem ciemno, czasem nawet nie widziała głównej ścieżki. Wyciągnęła rękę przed siebie, w poszukiwaniu ściany, jednak zamiast niej, natrafiła na coś zimnego i śliskiego.
Krzyknęła głośno i cofnęła się do tyłu.
- Granger! - Krzyknął Snape i odebrał jej świecznik. - Chcesz, byśmy tu spłonęli?
- Tam coś jest. - Powiedziała chłodno, jednak w duchu cała się trzęsła.
Snape westchnął i, rozdrażniony, podszedł do mniejsca wskazanego przez dziewczynę. Powoli, tak by niczego nie pominąć, zaczął błądzić świeczką po ścianie, jednak, ku rozczarowaniu Hermiony, niczego nie znalazł.
- Po tym wszystkim, Granger, przyjdziesz do mnie i wypijesz eliksir trzeźwości. - Mężczyzna spojrzał na nią spod przymrużonych oczu i podał świeczkę. - A teraz idź przed siebie, cały czas prosto, strając się nie zachowywać jak typowy Gryfon.
Hermiona spojrzała na njego z wściekłością, jednak po chwli przełknęła dumę i, z wyciągniętą świeczką w ręce, ruszyła do przodu.
Nagle powietrze przeszył ogłuszający pisk, a dziewczyna zgięła się w pół i zasłoniła uszy rękami. Świecznik upadł na ziemię, a niewielka świeczka zgasła, powodując, że dookoła zapanowała ciemność.
- Granger! - Krzyk Snape'a rozległ się po jej prawej stronie, jednak był tak oddalony, że nie można było dokładnie określić jego źródła. - Nie ruszaj się, zaraz do ciebie dojdę. Mów do mnie. - Rozkazał, a gdy nie odpowiedziała, krzyknął. - Granger!
- Tutaj - Powiedziała cicho i odchrząkneła. - Tu, profesorze! - Odpowiedziała, tym razem głośniej i zaczęła po omacku szukać oparcia. - Co to... - Zaczęła, jednak ponowny pisk, tym razem głośniejszy i dłuższy, przerwał jej w połowie. Hermiona zamarła. - Znam ten dźwięk.
- Ciekawe skąd, bo ja słyszę go pierwszy raz. - Snape odpowiedział z wyraźną nutą sakrazmu w głosie, jednak dziewczyna zignorowała to i odwróciła się w jego kierunku. Był coraz bliżej niej.
- Można je usłyszeć w Zakazanym Lesie. - Odpowiedziała ze świadomością, że właśnie zdradza swój największy sekret osobie prawie jej nie znanej. - Tylko co robiłyby w zamku o tej porze?
- Granger, możesz mi wreszcie powiedzieć, o czym ty mówisz? - Głos Mistrza Eliksirów rozbrzmiał przy jej prawym uchu, a ona prawie podskoczyła. - I co ty...
- Tutaj. - Powiedziała głośno i wyciągnęła ręce w jego kierunku. Po chwili zaciskała swoje palce na jego ciepłej koszuli i, nie zdając sobie z tego sprawy, przyciągała do siebie.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie zaśliniała mojej koszuli. - Stłumiony przez jej włosy głos Snape'a wdarł się do jej głowy, a ona zarumieniła się. Nie wiedziała, że tak szybko znajdzie się blisko niej.
Jednak zanim zdązyła odpowiedzieć, coś złapało ją za szatę i pociągnęło do tyłu. Hermiona krzyknęła i mocniej złapała się Snape'a, jednak tylko sprawiła, że on poleciał za nią. Mistrz Eliksirów zacisnął swoje dłonie na jej nadgarstkach i mocnym ruchem wyrwał Hermionę z uścisku nieznanego stwora.
- Biegnij przed siebie i pod żadnym pozorem się nie zatrzymuj. - Krzyknął do niej i pchnął ją do przodu.
Hermiona zaczęła biec, jednak po kilku krokach oglądnęła się za siebie i z przerażeniem stwierdziła, że profesor został z tyłu, razem ze stworem, który wcześniej próbował ją złapać. Krzykneła do niego, jednak gdy nie uzyskała odpowiedzi, zaczęła do niego wracać.
- Tam jest Dumblerore! - Nagle krzyknął, a Hermiona zadrdżała, gdy dotarło do niej to, jak brzmiał on słabo. - Biegnij przed siebie, Granger!
Następne chwile pamiętała jak przez mgłę - wiedziała, że zaczyna biec, jednak w którym kierunku i gdzie, nie. W jej świadomości było tylko to, że chciała jak najszybciej uciec z tego miejsca.
Nagle w jej umyśle zapanowała ciemność a ostatnie, co pamiętała, to bolesny upadek i zmartwione spojrzenie dyrektora.
Luna uderzyła mocno o kamienną posadzkę i jęknęła, gdy próbowała wstać. Wszystkie jej mięśnie były naciągnięte i napięte, kończyny bolały ją przy każdym ruchu. Zaciskając zęby, podparła się na dłoniach i podniosła z ziemi.
Przed sobą zobaczyła ciemność. Ciemny pył unosił się na wysokość kilkupiętrowegp budynku, niebo i słońce nie było widoczne. Dziewczyna kaszlnęła i położyął dłoń na wysokości klatki piersowiej.
Nagle z pyłu wyjechał samochód. Był on czarny jak smoła, z ciemno zamalowanmi szybami - widać było tylko kierowce, którego nie rozpoznała. Luna przestała kasłać i powoli podeszła do zatrzymującego się pojazdu.
- Kto tam? - Szepnęła i kaszlnęła ponownie. Pył był praktycznie wszędzie. - Halo?
- To my, Luno. - McGonagall trzasnęła drzwiami auta i do niej podeszła. - Witaj.
- Profesor... - Dziewczyna zakasłała ponownie, tym razem mocniej i ugięła się. Coraz trudniej było jej oddychać. - Co się dzieje? - Wykrztusiła i chrząknęła kilka razy, jednak to nie wiele pomogło.
- Nie przeszłaś próby Pomocnika. - Minerwa spojrzała na nią współczująco. - Na pocieszenie dodam, że przegrałaś jedynie jednym zadaniem. Mówiąc szczerze, jesteś silniejsza od pana Malfoya, jednak nie chciałaś tego ujawnić... Szkoda.
Luna spojrzała na nią z boku i kaszlnęła, tym razem słabiej, niż popszednio. Uznała to za drobrą oznakę i wyprostowała się.
- Co to dla mnie oznacza?
McGonagall spojrzała na nią badawczo i uśmiechnęła się lekko.
- To zależy od ciebie. Możesz wybrać wolność - Wskazała na powoli wyłaniającą się z pyłu ścieżkę i pomachała dłonią. - lub przyłączyć się do nas. - Drugą rękę wyciągnęła przed siebie i spojrzała na dziewczynę. - To już twoja decyzja.
Luna tęsknie spojrzała w stronę ścieżki i westchnęła. Wolność była tak blisko, jednak także tak daleko. Nie mogła sobie pozwolić na stratę przyjaciół, pozostawienie ojca w samotnym mu świecie. Powoli ze ścieżki przeniosła wzrok na McGonagall.
- Dlaczego niczego nie pamiętam?
- Ponieważ zaklęcie Strażnika na to nie pozwala. - Wyjaśniła profesor i wygładziła suknię. - To pewnien sposób ochrony.
- Rozumiem. - Odpowiedziała krótko i spojrzała przed siebie, na wiszący w powietrzu pył. Był ciemny, jednak w niektórych miejsach przedzierało się przez niego jasne światło powodując, że stawał się szaro-czary. Dziewczyna uśmiechneła się powoli i spojrzała na profesor.
Już wiedziała, co zrobi.
- Przyłączę się do was.
Minerwa uśmiechnęła się do niej szeroko i ponownie wyciągnęła rękę, którą Luna, bez chwili wahania, złapała.
Mocne pociągnięcie w przód sprawiło, że ponownie straciła przytomność.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem i szybko usiadła, z dłonią przyciśniętą do gardła.
Pokój, w którym się znajdowała, były wypełniony książkami. Ich zapach unosił się wszędzie, nawet dywan nimi przesiąknął. Dziewczyna z lubością zatonęłaby w ich wnętrzu, jednak głośne chrząknięcie wyciągnęło ją z oczarowania.
Dumbledore wstał z krzesła i szybko do niej podszedł. Klękając, złapał ją za podbródek i spojrzał prosto w oczy. Hermiona wciągnęła głęboko powietrze, jednak nie odezwała się ani słowem.
- Wszystko w porządku? - Spytał dyrektor i, po krótkiej analizie, ją puścił. - Co się stało?
Dziewczyna kiwnęła głową i powoli zaczęła odpowiadać na jego pytania. Z każym kolejnym głowa zaczynała boleć ją coraz bardziej, aż w koncu nie wytrzymała i spojrzała ostro na Dumblerora.
- Gdzie Severus? - Nie wiedziała, co nią kierowało, jednak wstała i podeszła do przejścia. - Zostawiłam go tam samego! - Nawet nie zwróciła uwagi na ton, w jakim zwracała się do dyrektora i w jakim mówiła o swoim nauczycielu. Kilka razy uderzyła pięścią w portret jednego z profesorów, jednak gdy to nic nie dało, oparła o niego czoło. - Proszę mnie tam puścić! - Krzykneła i ponownie uderzyła w płótno otwarą dłonią.
- Przyro mi, panno Granger, ale nie mogę tego zrobić. - Dumbledore ze smutkiem pokręcił głową, jednak pił przy tym herbatę, przez co nie wypadło to przekonywująco.
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością i sięgnęła do ramy. Na ten widok dyrektor wstał i, wcześniej odkładając filiżankę, podszedł do niej.
Gdy Hermiona już ściągała obraz ze ściany, za jej plecami odezwał się głos, przez który zamarła.
- Granger, uspokój się i zostaw tę ramę w spokoju. - Snape wyszedł z cienia i oparł się nonszlandzko o ścianę. - Już wystarczy, że zamęczasz Pottera, Weasley'a i mnie swoją osobą. Nie każ cierpieć tej ścianie.
Hermiona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma i puściła ramę obrazu. Jej ciało zrobiło się nagle tak gipkie, że osunęła się powoli na ziemię.
- Pan żyje. - Wyszeptała i spojrzała na niego zszokowana. - Jak to możliwe?
- Jestem byłym Śmierciożercą. - Zachichotał wrednie i podszedł do niej. - Wstrawaj, mamy coś do omówienia.
- Zaczekaj. - Wtrącił się dyrektor i machnął na dziewczynę. - Najpierw to ja z nią porozmawiam.
- Mam dla ciebie pewne wieści, panno Granger.
Dumbledore spojrzał na nią badawczo i usiadł za biurkiem, wcześniej zaproponowawszy jej to samo. Hermiona zajęła miejsce przed dyrektorem i okryła szczelniej kocem, który dostała zaraz po wybudzeniu.
- Słucham. - Odpowiedziała słabo i spojrzała w bok. Wszystkie wcześniejsze emocje spłynęły na jej osobę tak nagle, że nawet otwarcie oczu przychodziło jej z trudem.
Cicho westchnęła i oparła się wygodniej na krześle.
- Znamy tożsamość Pomocnika, który od tej pory będzie pod twoim rozkazem. - Powiedział, a ona nieświadomie uniosła się do pozycji prostej i otworzyła szerzej oczy. - To Draco Malfoy.
- To niemożliwe. - Wydusiła i opadła mocno na krzesło. - Nie, to nie może być on.
- Nie ode mnie zależą wyniki. - Uśmiechnął się do niej pocieszająco i sięgnął do szuflady biurka. - Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia, jednak myślę, że już teraz możemy przejść do tej ważniejszej. - Powiedział i wolnym ruchem przesunął po balcie mały kluczyk. Jego ręka zatrzymała się chwilę przed Hermioną i puściła srebrny przedmiot powodując, że zabłysł on lekko w świetle świec. - Dzięki niemu możesz dotrzeć do książki.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Dzięki kluczowi mam się dowiedzieć, gdzie jest ukryta potężna księga magiczna? - Spytała z niedowierzeniem i sięgnęła po przedmiot.
- Tak. - Dyrektor uśmiechnął się na wiodok jej miny i po raz kolejny sięgnął do szuflady. - Mam także dla ciebie list, dzięki któremu dowiesz się, jak przywołać Pomocnika. Będzie on dostępny na każdą twoją prośbę.
- Nie podoba mi się to. - Mruknęła i zaczęła czytać list. - Traktuje się ich tak, jak Skrzaty domowe. - Zgięła kartkę i schowała ją do kieszeni szaty. - Chociaż może Malfoy'owi wyjdzie to na dobre?
Po opuszczeniu gabinetu dyrektora, Hermiona skierowała się w prawo, w stronę biblioteki. Chciała chwilę odpocząć i, co najważniejesze, zastanowić się nad wszystkimi tajemnicami Sabatu. Prawda ciążyła jej barkach, każde kłamstwo powiedziane przyjaciołom sprawiało, że czuła się źle.
Dziewczyna westchnęła i po raz kolejny obróciła w dłoni srebrny kluczyk. Praktycznie nie różnił się niczym od innych, jedynie mała różyczka wyryta na główce sprawiała, że stawał się wyjątkowy.
W pewnym momencie, gdy właśnie miała przekraczać próg szkolnej biblioteki, coś kazało jej stanąć. Posłusznie zatrzymała się i mocniej zacisnęła dłoń na kluczyku, jednak gdy rozglądnęła się, nikogo nie zauważyła. Dziewczyna zacisnęła wargi i skierowała się w stronę pustego korytarza.
Otoczyła ją ciemność. Hermiona przygryzła wewnętrzną stronę policzka i zamknęła oczy, jednak po kilku sekundach powoli ruszyła. Rąbkami długiej sukni szurała po brudnym korytażu, z każdym oddechem miała wrażenie, że jej gorset zaciska się coraz bardziej. Nagle stanęła i skierowała się w stronę lekko jaśniejącego obrazu.
Przedstawiał on młodą dziewczynę, wyglądem przypominającą Sybillę. Miała ona rozpuszczone włosy, które wiatr lekko rozwiewał. Na jej ustach błąkał się lekki uśmieszek, a jej postwa świadczyła o całkowitym rozluźnieniu.
Podobizna Sybilli siedziała na stalowej ławeczce, prawdopodobnie w parku królewskim. Otaczały ją drzewa i krzewy czerwonych róż. Jedną główkę kwiatu kobieta trzymała w wyciągniętej dłoni, jednak jej wzrok nie był na niej skupiony.
Sybilla patrzyła w bok, jej wzrok był wyostrzony i pełen powagi, tak bardzo różniący się od jej postawy i uśmiechu. Hermiona przybliżyła się do obrazu i spojrzała w tą samą stronę, co poprzednia Strażniczka, na samotnie rosnącą różę w rogu obrazu.
Dziewczyna skierowała się do niej z wyciągniętą dłonią i lekko czubkiem palca przejechała po pótnie. Kwiat był gładki, nawet jedna bruzda farby nie zniekształcała jego powierzchni. W pewnym momencie jednak Hermiona wyczuła wgłębienie w malowidle i lekko zaczęła na nie naciskać.
Płótno przerwało się z głośnym szarpnięciem, ukazując tym samym małą dziurkę w ścianie. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie pod nosem i na oślep włożyła w nią klucz, który po chwili przekręciła.
W korytarzu zabrzmiał cichy dźwięk otwieranego zamka. Hermiona pociągnęła za klucz, zastępując go gałką i pociągnęła malowidło za sobą. Obraz zsunął się ze ściany i mocno uderzył o kamienną posadzkę.
Przed Hermioną pojawiły się drewniane drzwi. Nie były one zdobione - zostały one stworzone z taniego drewna tagiego, jakiego używa się do tworzenia kuchennego wejścia. Uśmiechnięta dziewczyna powoli otworzyła drzwi i przez nie przeszła.
Jasne światło padło jej na twarz, oślepiając ją na chwilę. Luna zasłoniła oczy ręką i zamrugała kilka razy.
- Witamy w zarządzie, panno Lovegood. - Dumbledore uśmiechnął się do niej potulnie i wskazał na krzesło stojące przed jego biurkiem. - Herbaty?
- Poproszę. - Powiedziała słabo i z trudem usiadła. Z niewiadowmych przyczyn, bolało ją wszystko. - Co się stało?
- Oh, wiele rzeczy. - Dyrektor podał jej filiżankę z gorącym napojem i rozsiadł się wygodniej. - Jednak najważniejsze jest to, że dołączyła pani do nas. Dzięki temu, wreszcie możemy pozwolić sobie na pewnien odpoczynek.
- Rozumiem, że niewiele osób wybiera waszą ścieżkę. - Odpwiedziała i napiła się herbaty. Przyjemne cieło rozpłynęło się po całym jej ciele, a ona mimowolnie się uśmiechnęła.
- Niestety nie. - Dumbledore westchnął i odłożył książkę, którą wcześniej obracał w palcach. - Ostatnim razem, mniej więcej jakieś czterdzieści lat temu, dołączyła do nas Minerwa. Przegrała z Sybillą. - Wyjaśnił i spojrzał za okno. - Sprawa z Severusem natomiast rozgrywa się zupełnie inaczej. - Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej. - Jednak o niej porozmawiamy innym razem. Teraz musisz odpocząć.
Hermiona weszła do niewielkiej sali i obróciła się dookoła. Wszystkie jej ściany osadzane były diamentami, kolorowe kamienie błyszczały w świetle świec. Dziewczyna wciągnęła powietrze i prawie się zahłysnęła - cała sąsiednia komnata zapełniona była starymi książkami. Hermiona wpadła do niej jak burza, a szeroki uśmiech rozświetlił jej twarz.
Jednak zniknął on tak szybko, jak się pojawił, gdy zdała sobię sprawę, jak ciężko będzie znaleźć jej tą jedyną książkę.
Książkę, której nigdy nie widziała.
KONIEC CZĘŚCI 2
Przypominam o informowaniu o nowych notkach - jeżeli jesteście zainteresowani, to napiszcie o tym w komentarzu lub zakładce poczta :)
poniedziałek, 24 listopada 2014
Małe szczęście
Hej hej :) Wiem, że dzisiaj miała się ukazać druga część "Pergaminowego zaklęcia", jednak mam lekki problem z jej zakończeniem, dlatego zamiast niej, wstawiam to :) Poniższa miniaturka jest na zamówienie kochanej Favez. Mam nadzieje, że się spodoba :)
Ps. Druga część Sevmione powinna ukazać się do końca tego tygodnia. Nie chciałabym mówić dokładnie kiedy, bo nie wiem, czy dam radę się z nią wyrobić.
- Oh, spójrz, jaki on słodki!
Lily nachyliła się nad kołyską i spojrzała z ukosa na męża. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, a w oczach malowała się miłość i troska. James podszedł do niej i ukucnął przy dziecku.
- Prawda? Jest taki podobny do mnie. - Zaśmiał się, gdy Lily uderzyła go w ramię. - Syriusz ciągle to powtarza.
- Syriusz jest ślepy. - Kobieta poprawiła kocyk przykrywający śpiące niemowle i spojrzała na nie z czułością. - Jest taki maleńki.
- Kiedyś wyrośnie na wspaniałego mężczyzne. - Odpowiedział jej mąż i ucałował w policzek. - Jak myślisz, będzie lubił Quiditcha?
Lily zamyśliła się i po chwili kiwnęła głową.
- Z takim ojcem? Na pewno.
James przyciągnął ją do siebie i objął w pasie. Zaczęli się kołysać, jednak ani na chwilę nie spuszczali z oczu dziecka. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Ciekaw jestem, jak ujawni się jego magia. - Westchnął i oparł brodę na barku żony. - I jakim będzie szukającym.
Lily się zaśmiała i szybko pocałowała ukochanego.
- A może on wcale nie polubi tej głupiej gry? - Uśmiechnęła się szeroko na widok miny męża i kontynuowała. - Zamierzam go posłać w stronę książek. Mam mu tyle do opowiedzenia na temat historii magii, zielarstwa i eliksirów...
- Proszę, nie wspominaj o Smarku w tak pięknej chwili.
- On wcale...
- Ciii... - James musnął ustami szyję żony i uśmiechnął się. - Możemy odłożyć to na kiedy indziej.
- Możemy. - Wymruczała i przymknęła oczy. - Tak mocno was kocham.
- Powiedz mi tylko, że nie rozmawiamy już o Smarku. - James odsunął Lily na długość ramienia i spojrzał poważnie, chociaż w jego oczach igrały iskierki rozbawienia. - Bo poczuję się dotknięty.
- Nie rozmawiamy już o Severusie. - Lily powiedziała to z ustami przy jego ustach i uśmiechnęła się. - Mówie o tobie i Harrym.
- Taką wersję jestem w stanie przyjąć. - Kobieta zaśmiała się głośno, gdy James delikatnie ją połaskotał, jednak przestała, gdy mały Harry zaczął płakać.
- I obudziłeś go. - Powiedziała z wyrzutem do męża i wzięła niemowlaka na ręce. - Spokojnie, maleńki. - Szepnęła do dziecka i zaczęła go tulić. - To tylko twój niedobry tata.
James spojrzał na nią skruszony i pogłaskał gówkę dziecka.
- Ale ty jesteś twardy, nie wystraszysz się byle krzyku. - Uśmiechnął się czule i zaśmiał, gdy Harry ułożył swoją rączkę w malutką piąstke. - Widzisz?
- Przyniesiesz chusteczki z kuchni? Powinny stać na stole. - Lily pominęła wcześniejszą uwagę męża i zaczęła kołysać dziecko.
Mężczyzna ostatni raz musnął rączkę Harry'ego i odwrócił się. Po chwili wrócił, w rękach trzymając opakowanie chusteczek higienicznych i podał je żonie.
- Zaprosiłem Petera na następny weekend. - Powiedział i zaczął obserwować, jak żona wyciera twarz dziecku. - W końcu niedługo jest Halloween, dlatego pomyślałem, że razem z nim i Syriuszem możemy przebrać się i z pochodzić z Harrym po...
- Po ulicy w takim zimnie? - Lily spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. - On dopiero ma trzy miesiące...
- Prawie cztery... - Wtrącił szybko James.
-...więc nawet nie myśl, że wypuszcze was na pole, przy takim mrozie. - Kobieta nawet nie zwróciła uwagi na nieme prośby męża i odłożyła niemowlaka do kołyski. - Poza tym wiesz, że teraz nie jest bezpiecznie.
- Dumbledore...
- Dumbledore może mówić, co tylko chce. - Lily odłożyła chusteczki na komodę i oparła się o nią plecami. Założyła ręce na piersi i potarła ramiona. - Prawda jest taka, że on nie musi się martwić o każdy dzień, ponieważ wie, że ma przy sobie kilkunastu najlepiej wyszkolonych magów. My mamy tylko siebie.
- Lily...
- Mam złe przeczucia, James. - Weszła mu mocno w zdanie i spojrzała na kołyskę. Jej dolna warga prawie niewidocznie zaczęła drdżeć. - Boje się. O ciebie. O Harry'ego. Już nawet nie wiem, komu mogę ufać...
James podszedł do niej szybko i przyciągnął do siebie. Kobieta schowała twarz w zagłębieniu jego barku i odetchnęła głęboko, prawie z drdżeniem.
- Możesz ufać mi. - Powiedział. - Dumbledorowi. Syriuszowi i Peterowi. W końcu to dzięki niemu mamy ochronę. - Ucałował żonę w czubek głowy i pogłaskał uspakajająco po plecach. - Naszą właśną, niezawodną ochronę.
- Masz rację. - Odetchnęła Lily, jednak w dalszym ciągu nie mogła odwrócić wzroku znad kołyski. - Jak chcesz, to możemy użądzić sobie prywatne Halloween, tu, w domu. Co ty na to? - Spojrzała mężowi w oczy i uśmiechnęła się, gdy ten kiwnął głową i cicho gwizdnął, by nie obudzić dziecka. - Przygotuję słodycze i może upiekę jakieś ciasto.
- Jesteś najlepszą żoną na świecie. - Szepnął James i ucałował ją mocno. Po chwili złapał ją za rękę i podprowadził do kołyski, gdzie jasne światło księżyca padało na twarzyczkę niemowlaka. Tam zatrzymali się i spojrzeli po sobie.
- Jestem najwspanialszą żoną i mam najwspanialszą rodzinę na świecie. - Uśmiechnęła się Lily i pogładziła dłoń męża. - Która może niedługo się powiększy.
- Nie mówisz poważnie. - James spojrzał na nią zszokowany, jednak gdy kobieta kiwnęła głową, ten złapał ją w ramiona. - Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. - Szepnął jej we włosy i przymknął oczy.
- Ja też. - Odpowiedziała mu żona i uśmiechnęła się leko, wdychając zapach męża. - To będzie naprawdę piękne życie, czuję to.
Jeżeli byłby ktoś z Was zainteresowany informowaniem o nowych miniaturkach, to napiszcie o tym w komentarzu lub w zakładce POCZTA :)
Ps. Druga część Sevmione powinna ukazać się do końca tego tygodnia. Nie chciałabym mówić dokładnie kiedy, bo nie wiem, czy dam radę się z nią wyrobić.
- Oh, spójrz, jaki on słodki!
Lily nachyliła się nad kołyską i spojrzała z ukosa na męża. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, a w oczach malowała się miłość i troska. James podszedł do niej i ukucnął przy dziecku.
- Prawda? Jest taki podobny do mnie. - Zaśmiał się, gdy Lily uderzyła go w ramię. - Syriusz ciągle to powtarza.
- Syriusz jest ślepy. - Kobieta poprawiła kocyk przykrywający śpiące niemowle i spojrzała na nie z czułością. - Jest taki maleńki.
- Kiedyś wyrośnie na wspaniałego mężczyzne. - Odpowiedział jej mąż i ucałował w policzek. - Jak myślisz, będzie lubił Quiditcha?
Lily zamyśliła się i po chwili kiwnęła głową.
- Z takim ojcem? Na pewno.
James przyciągnął ją do siebie i objął w pasie. Zaczęli się kołysać, jednak ani na chwilę nie spuszczali z oczu dziecka. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Ciekaw jestem, jak ujawni się jego magia. - Westchnął i oparł brodę na barku żony. - I jakim będzie szukającym.
Lily się zaśmiała i szybko pocałowała ukochanego.
- A może on wcale nie polubi tej głupiej gry? - Uśmiechnęła się szeroko na widok miny męża i kontynuowała. - Zamierzam go posłać w stronę książek. Mam mu tyle do opowiedzenia na temat historii magii, zielarstwa i eliksirów...
- Proszę, nie wspominaj o Smarku w tak pięknej chwili.
- On wcale...
- Ciii... - James musnął ustami szyję żony i uśmiechnął się. - Możemy odłożyć to na kiedy indziej.
- Możemy. - Wymruczała i przymknęła oczy. - Tak mocno was kocham.
- Powiedz mi tylko, że nie rozmawiamy już o Smarku. - James odsunął Lily na długość ramienia i spojrzał poważnie, chociaż w jego oczach igrały iskierki rozbawienia. - Bo poczuję się dotknięty.
- Nie rozmawiamy już o Severusie. - Lily powiedziała to z ustami przy jego ustach i uśmiechnęła się. - Mówie o tobie i Harrym.
- Taką wersję jestem w stanie przyjąć. - Kobieta zaśmiała się głośno, gdy James delikatnie ją połaskotał, jednak przestała, gdy mały Harry zaczął płakać.
- I obudziłeś go. - Powiedziała z wyrzutem do męża i wzięła niemowlaka na ręce. - Spokojnie, maleńki. - Szepnęła do dziecka i zaczęła go tulić. - To tylko twój niedobry tata.
James spojrzał na nią skruszony i pogłaskał gówkę dziecka.
- Ale ty jesteś twardy, nie wystraszysz się byle krzyku. - Uśmiechnął się czule i zaśmiał, gdy Harry ułożył swoją rączkę w malutką piąstke. - Widzisz?
- Przyniesiesz chusteczki z kuchni? Powinny stać na stole. - Lily pominęła wcześniejszą uwagę męża i zaczęła kołysać dziecko.
Mężczyzna ostatni raz musnął rączkę Harry'ego i odwrócił się. Po chwili wrócił, w rękach trzymając opakowanie chusteczek higienicznych i podał je żonie.
- Zaprosiłem Petera na następny weekend. - Powiedział i zaczął obserwować, jak żona wyciera twarz dziecku. - W końcu niedługo jest Halloween, dlatego pomyślałem, że razem z nim i Syriuszem możemy przebrać się i z pochodzić z Harrym po...
- Po ulicy w takim zimnie? - Lily spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. - On dopiero ma trzy miesiące...
- Prawie cztery... - Wtrącił szybko James.
-...więc nawet nie myśl, że wypuszcze was na pole, przy takim mrozie. - Kobieta nawet nie zwróciła uwagi na nieme prośby męża i odłożyła niemowlaka do kołyski. - Poza tym wiesz, że teraz nie jest bezpiecznie.
- Dumbledore...
- Dumbledore może mówić, co tylko chce. - Lily odłożyła chusteczki na komodę i oparła się o nią plecami. Założyła ręce na piersi i potarła ramiona. - Prawda jest taka, że on nie musi się martwić o każdy dzień, ponieważ wie, że ma przy sobie kilkunastu najlepiej wyszkolonych magów. My mamy tylko siebie.
- Lily...
- Mam złe przeczucia, James. - Weszła mu mocno w zdanie i spojrzała na kołyskę. Jej dolna warga prawie niewidocznie zaczęła drdżeć. - Boje się. O ciebie. O Harry'ego. Już nawet nie wiem, komu mogę ufać...
James podszedł do niej szybko i przyciągnął do siebie. Kobieta schowała twarz w zagłębieniu jego barku i odetchnęła głęboko, prawie z drdżeniem.
- Możesz ufać mi. - Powiedział. - Dumbledorowi. Syriuszowi i Peterowi. W końcu to dzięki niemu mamy ochronę. - Ucałował żonę w czubek głowy i pogłaskał uspakajająco po plecach. - Naszą właśną, niezawodną ochronę.
- Masz rację. - Odetchnęła Lily, jednak w dalszym ciągu nie mogła odwrócić wzroku znad kołyski. - Jak chcesz, to możemy użądzić sobie prywatne Halloween, tu, w domu. Co ty na to? - Spojrzała mężowi w oczy i uśmiechnęła się, gdy ten kiwnął głową i cicho gwizdnął, by nie obudzić dziecka. - Przygotuję słodycze i może upiekę jakieś ciasto.
- Jesteś najlepszą żoną na świecie. - Szepnął James i ucałował ją mocno. Po chwili złapał ją za rękę i podprowadził do kołyski, gdzie jasne światło księżyca padało na twarzyczkę niemowlaka. Tam zatrzymali się i spojrzeli po sobie.
- Jestem najwspanialszą żoną i mam najwspanialszą rodzinę na świecie. - Uśmiechnęła się Lily i pogładziła dłoń męża. - Która może niedługo się powiększy.
- Nie mówisz poważnie. - James spojrzał na nią zszokowany, jednak gdy kobieta kiwnęła głową, ten złapał ją w ramiona. - Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. - Szepnął jej we włosy i przymknął oczy.
- Ja też. - Odpowiedziała mu żona i uśmiechnęła się leko, wdychając zapach męża. - To będzie naprawdę piękne życie, czuję to.
Jeżeli byłby ktoś z Was zainteresowany informowaniem o nowych miniaturkach, to napiszcie o tym w komentarzu lub w zakładce POCZTA :)
poniedziałek, 17 listopada 2014
Pergaminowe zaklęcie cz. 1
Udało mi się! Przez cały weekend pisałam tą miniaturkę. Przyznam się, że jestem z niej zadowolona, jednak zdaje sobie sprawę, że nie jest ona wspaniała. Miałam dużą przerwę i mój styl nie jest najlepszy, ale... rozkręcam się :D Dlatego następne opowiadania powinny być lepsze, przynajmniej się postaram (jeżeli znajdziecie jakieś błędy, to proszę wytknijcie mi je:) Krytyka jest dla mnie bardzo ważna).
Część drugą "Pergaminowego zaklęcia" mam już napisaną w połowie, dlatego powinna się ona ukazać najpóźniej w przyszły poniedziałek. Stworzyłam listę informacyjną, gdzie możecie zobaczyć, kiedy pojawią się nowe miniaturki. Zapraszam do sprawdzenia:)
Powoli nadrabiam braki w czytaniu Waszych blogów, do wszystkich na pewno kiedyś dotrę :D Mam tylko prośbę - jeżeli jesteście zainteresowani informowaniem o nowych notkach, to napiszcie mi o tym w komentarzu, a ja następnym razem poinformuje Was o nowościach. Czasem jest tego tak dużo, że zaczynam się gubić xd
Gdybyście mieli jakieś pytania, to mój mail jest zawsze dostępny. Możecie go znaleźć na moim profilu :)
Uf, ale się rozpisałam :D
Kończę i zapraszam do czytania :)
Londyn, rok 1875
Tajna siedziba Albusa Dumbledora
Z pomiędzy drzew wyłoniła się czarna postać i stanęła, obserwując. Jej skupiony wzrok był utkwiony w drewnianym domku, znajdującym się na skraju lasu, a uszy szukały najmniejszego dźwięku, świadczącego o niebezpieczeństwie.
Po kilkunastu minutach cień przesunął się lekko do przodu i ukucnął przy pobliskim krzaku. Mógł teraz spokojnie siedzieć, nie obawiając się o zdemaskowanie - wszystko szło zgodnie z jego planem.
Już jutro o tej porze będzie pałał się zwycięstwem, a marna garstka ocalałych magów zapewne pogrąży się w rozpaczy i poszukiwaniach zwycięzcy.
Którego, zresztą, nie uda im się odnaleźć.
Już on o to zadba.
- Najważniejszym zadaniem naszego zgromadzenia jest ochrona książki. - McGonagall stanęła przed tablicą i kredą namalowała okrąg, do którego wpisała literkę X. - To jesteśmy my. - Wskazała na literkę i po chwili obok okręgu narysowała kwadrat, dużo większych rozmiarów. - A to nasi wrogowie. - Powoli odwróciła się do zgromadzonych i nabrała powietrza. - Jest ich siedemdziesiąt procent więcej niż nas, co ponownie zmniejsza nasze szanse na wygranie. - Podniosła rękę do góry i przerwała, chcąc podnieść napięcie. Gdy jej się to udało, kontynuowała. - Jednak nie zapomniajcie, że to my jesteśmy magami, posiadający dar tworzenia czegoś, z nicości. To my przetrwaliśmy wojny i mroźne zimy, leczyliśmy i zabijaliśmy. Nawet podczas tych ciężkich czasów dawaliśmy radę chować i stawać w obronie książki. Nie zapomnajcie o tym. - McGonagall spojrzała lodowato na zebranych i machnęła ręką. - Jakieś pytania?
Kilka rąk uniosło się do góry. Czarownica spojrzała na siedzących i wskazała na znajdującą się w samym kącie dziewczynę.
- Luno?
- Czy zostaną wybrani ochroniarze? - Spytała rozmarzonym głosem, jednak cała jej postawa świadczyła o całkowitym skupieniu. Jedynie lekki makijaż nałożony na policzki powodował, że automatycznie zostawała ona przekierywowana do gupy ludzi lekko niedorozwiniętych.
- Na końcu zebrania. - Słysząc chłodny głos pani profesor, kilka osób się wzdyrgnęło. - Parvati?
- Chciałam zapytać o to samo. - Dziewczyna zaczerwieniła się, a jej siostra bliźniaczka spojrzała na nią karcąco. - Przepraszam.
- Nic się nie stało. - McGonagall nawet spróbowała się usmiechnąć. - Czy są jeszcze jakieś pytania, oczywiście nie dotyczące wyznaczenia ochroniarzy? - Gdy nikt się nie ruszył, kobieta westchnęła. - W takim razie możemy przejśc do inicjacji.
Na jej znak wszystcy wstali. Profesor wyjęła różdżkę i kiwnęła głową.
- Wyciągnijcie różdżki. - Nakazała i spojrzała za okno. - Gdy już to zrobicie, powtarzajcie za mną. Jeżeli ktoś poczuje słabość, mdłości, czy jakiekolwiek inne oznaki, niech natychmiast usiądzie. - Odczekała chwilę, aż wszyscy się rozstawią i zaczęła mówić. - Testor supremum sanctae et summae potestatis rogare atque... - Podczas gdy mówili, kilka osób zaczęło siadać. Niektórzy byli zadowoleni z siebie i najwidoczniej dumni lecz większość wyglądała na zaniepokojonych. Gdy na nogach pozostały zaledwie trzy osoby, McGonagall przerwała. - Cudownie. - Uśmiechnęła się i kiwnęła na stojących. - Chodźcie za mną.
Lekko dyszący pomachali do siedzących i przeszli za profesorką do następnej sali. Tam stanęli i spojrzeli na nauczycielkę.
- Poprzednie zadanie miało ukazać, jak wielką posiadacie predyspozycję do bólu, jednak jest one dość łatwe do złamania. - Klasnęła w dłonie. - Dlatego wymyślono zadanie drugie. - Lekko się uśmiechnęła i usiadła. - Hermiono, Luno, Draconie. Czy jesteście gotowi na następną turę?
Ich trójka powoli kiwnęła głową. Odkąd kewstia rywalizacji stała się jasno widoczna, żadne z nich nie spoglądało na siebie ani się nie uśmiechało. Co jakiś czas Malfoy prostował się i robił pewne miny, pozatym jednak nie zwracali oni na siebie nawet najmniejszej uwagi.
McGonagall wstała i przeszła na koniec pokoju. Poza jedną skrzynią i szczelnie zasłonionym oknem, był on pusty. Ciemne ściany tylko podkreślały jego niewielkie rozmiary, nierówna podłoga sprawiała, że stawał się on niepodobny do wszystkich podstawowych kształtów. Luna nabrała powietrza i przysunęła się do Hermiony.
- Denerwuję się. - Powiedziała szeptem i zacisnęła usta. Jej twarz była blada i nawet najmniejsze machnięcia pędzlem nie poprawiłyby jej kolorytu.
- Będzie dobrze, Luno. - Granger posłała jej niewyraźny uśmiech i utkwiła spojrzenie w profesorce. - Zabrnęliśmy już tak daleko...
- Co tylko sprawia, że stresuję się bardziej. A wiesz, że takie sytuacje nie służą trawieniu. - Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i wydała cichy jęk. - Mój tata twierdzi, że...
- Dziewczęta! - McGonagall klasnęła i spojrzała na nie surowo. Hermiona odsunęła się od Luny i wygładziła suknie.
- Jak zapewne słyszęliście, ochroniarzy jest dwójka. - Wszyscy kiwnęli głowami, a pani profesor wydęła usta w dziubek. - Niestety muszę rozwiać wasze wątpliwości. Zaklęcie wyznacza tylko jednego strażnika, pozostali są poddani następnej próbie, z której wybiera się zastępce. Ma on pomagać strażnikowi i służyć mu, jednak nie ma on dostępu do książki. Zrozumieliśmy się?
Trójka wybranych spojrzała po sobie i ponownie kiwnęła głowami, tym razem jednak z mniejszym przekonaniem. Miało to oznaczać, że tylko dwójka z nich posiądzie tajemną wiedzę, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, a jedna osoba odpadnie. Co stanie się z tą osobą, stanowiło dla nich kolejną zagadkę.
McGonagall westchnęła głęboko i machnięciem różdżki otworzyła wielką skrzynie, z której buchnął płomień kurzu. Gdy jego stężenie zmalało, zgromadzeni mogli dostrzec leżące na samym jej dnie malutkie pudełeczko. Profesor sięgnęła po nie i przykryła dłonią.
- Czy... Czy to jest właśnie ta książka? - Luna zrobiła krok w stronę skrzyni, jednak zatrzymała się w połowie. Jej oczy powiększyły się do rozmarów galeona, a usta ułożyły w równą literę "O".
- Tego dowiecie się później. - Tajemniczo odpowiedziała McGonagall i uśmiechnęła się. - A teraz zamknijcie oczy.
To, co wydażyło się później, stanowiło dla nich jedną wielką tajemnicę.
Draco obudził się i podskoczył, gdy zdał sobie sprawę, że znajduję się w obcym sobie miejscu. Jego łóżko, zazwyczaj miękkie i otulone białą pierzyną, było teraz twarde i płaskie. Chłopak złapał się za głowę, gdy poczuł nagłe ukłucie i jęknął.
- Jest tu ktoś? - Z ciemności dobiegł cichy, kobiecy głos. Malfoy wyprostował się i zmrużył oczy.
- Tak. Kim jesteś? - Odpowiedział głośno i zaczął się rozglądać.
- To ja powinnam zadać to pytanie pierwsza, nie sądzisz?
- No cóż, spóźniłaś się. - Mimowolnie się do siebie uśmiechnął, jednak po chwili wrócił do swojej wcześniejszej postawy. - Odpowiesz mi?
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Draco słyszał jedynie cichy oddech nieznajomej i głośne bicie swojego serca.
- Luna. - Gdy już myślał, że dziewczyna się rozmyśliła, odpowiedziała. - Luna Lovegood.
- Boże, dlaczego? - Mruknął chłopak i uderzył pięścią w pościel. Ta dziewczyna od początku doprowadzała go do szaleństwa, co wcale nie powodowało, że czuł się lepiej. Mimo wszystko miał nadzieje, że nie słyszała tego, co powiedział chwilę wcześniej.
- A ty?
- Draco Malfoy.
Tym razem cisza trwała dłużej. Gdy Draco zaczynał się niepokoić o życie dziewczyny, ta odezwała się ponownie.
- Szkoda.
- Czego? - Spytał, szczerze ciekawy.
- Tego, że to nie my zostaniemy strażnikami książki.
- Dlaczego tak uważasz? - Gdy tylko zadał to pytanie, odnalazł odpowiedź. Jego cała nadzijea nagle opadła, a on zdał sobie sprawę, jak bardzo to stanowisko było mu potrzebne.
Jednak Luna nie wiedziała, że Draco uświadomił sobie tę przykrą prawdę. Zamiast skierować rozmowę na inne tory, cicho odpowiedziała:
- Ponieważ to jedna osoba miała zostać wybrana. Z tego, że jej tutaj nie ma wnioskuje, że jest nią Hermiona. Chyba, że gdzieś się tu ukrywa.
- Raczej nie. - Wycedził Dracon, nagle zły na siebie samego. Czym sprawił, że wyniki były takie, a nie inne? - Pamiętasz może, jak wyglądało zadanie drugie? Mam wrażenie, że zaraz po tym, jak zamknąłem oczy w pustej sali, otworzyłem je tu.
- Mam tak samo. W dodatku ten potworny ból głowy...
Malfoy kiwnął głową i oparł się o ścianę.
- Draco?
- Hm?
- Możesz do mnie mówić?
Chłopak szeroko otworzył oczy i pochylił się do przodu, próbując dostrzec coś w otaczającej ich ciemności.
- Dlaczego?
- Bo chce do ciebie pójść. Ten kamień jest naprawdę zimny.
- Siedzisz na ziemi? - Mimo tego, że Draco nie przepadał za tą dziewczyną, przeraził się. - Jak to możliwe? Kobiete posadzić na zimnej posadzce, a mężczyzne na łóżku?
- Może się pomylili?
- Bardzo zabawne. - Odpwowiedział dopiero, gdy zrozumiał, o co jej chodziło. Niestety trwało to dość długo.
- Masz włosy bardzo podobne do moich, a twoja cera...
- Oh, daj już spokój. - Gdy tylko to powiedział, poczuł, jak łóżko przechyla się lekko na prawą stronę. Luna westchnęła głęboko i przysunęła do niego.
- Nareszcie wygodnie. - Zamruczała, a on poczuł, jak przyjemne ciepło przepływa po całym jego ciele. Natychmiastowo się znienawidził. - Ciekawe, jak długo będziemy tu siedzieć.
- Właśnie. - Powiedział, starając się odsunąc jak najbardziej od Luny. - Ciekawe.
Czerwień i krzyk. Wszędzie widoczna krew i rozdarte ciała. Uciekający ludzie i rozszalałe zwierzęta. Buchający płomien z okna i rozwalające się budynki.
Hermiona stała pośrodku całego chaosu i krzyczała. Próbowała uwolnić magię, jednak całe jej trudy poszyły na marne. Mogła tylko patrzeć na nieszczęście nieznanych jej ludzi i poddać się temu, co szykował dla nich los.
Dziewczyna zaczęła iśc przed siebie. W pewnym momencie wpadła na małą dziewczynkę, która spojrzała na nią wielkimi, przesyconymi bólem oczyma i zaczęła płakać. Hermiona ukucnęła przy niej i schowała w ramionach.
- Ciii... - Zaczęła ją uspokajać, przy okazji ze strachem rozglądając się na boki.
Ludzie zrgomadzeni na ulicach szaleli. Nie było to szaleństwo takie, jakie można było zobaczyć w teatrze - było to szaleństwo mające swój początek w naturze ludzkiej i tym, w co owi wierzyli. Niektórzy wymachiwali w powietrzu rękoma, inni - zatrzymywali się na samym środku ulicy lub przed bramami domów i zaczynali płakać. Rodzielało to serce Hermiony.
W pewnym momencie grunt pod nogami dziewczyny zaczął drdżeć. Hermiona mocniej przycisnęła dziewczynkę do siebie i zamknęła oczy. Schowane w jej ramionach dziecko zaczęło dygotać tak, że trudno go było utrzymać. Wszystko, co w tym momencie mogła zrobić, to ciche uspokojanie dziewczynki.
Nage wszystko zniknęło.
Wszystkie krzyki i jęki zastapiła cisza, nie było już zrozpaczonych ludzi i chaosu panującego na ulicach. Wszystko, co kilka sekund wcześniej miało miejsce, zniknęło i zostało zastąpionee ciemnym pokojem.
Zdezorientowana Hermiona upadła na podłogę i ukryła zapłakaną twarz w dłoniach. McGonagall spojrzała na nią ze smutkiem, jednak nie podeszła i nie pocieszyła dziewczyny. Stała tylko i patrzyła, jak ta odkrywa, że w swoich ramionach trzyma okrytą popiołem zabawkę, którą w jej wyobraźni trzymała zrozpaczona dziewczynka.
- Uspokój się. - Nakazała tylko i machnęła różdżką, gdy ta nie posłuchała. Hermiona uniosła się w powietrzu i utkwiła pusty wzrok w profesorce.
- Co to było? - Spytała słabo i pociągnęła nosem.
- Wybuch wulkanu w Pompejach. - Wyjaśniła, bez najmniejszej deilikatności w głosie. - Przeniosłaś się w przeszłość.
- Przeszłość? - Hermiona drgnęła zaskoczona i zadrdżała. - Czyli to, co widziałam... Ta dziewczynka... - Spojrzała na zabawkę trzymaną w dłoni i zaczęła płakać. - Dlaczego...?
- Wiem, że to ciężkie, ale musisz się teraz skupić. - McGonagall opuściła dziewczynę na ziemię i do niej podeszła. - Posłuchaj. - Poczekała, aż Hermiona na nią spojrzy i dopiero wtedy kontunuowała. - Zaklęcie wybrało cię na strażnika książki, a by to udowodnić, przeniosło cię w przeszłość. Gdyby tak się nie stało, musielibyśmy rozpoczynać inicjacje od początku.
Kobieta wyciągnęła ręce w stronę Hermiony i pogłaskała ją lekko po ramionach.
- Rozumiem, że jest to dla ciebie wielki szok, ale teraz masz dużo ważniejsze sprawy niż roztrząsanie się nad przeszłością.
Nagle Granger wyrwała się profesorce i spojrzała na nią z wściekłością.
- Nie roztrząsać się? Jak?! - Krzyknęła i uniosła brudną zabawkę. - Jak mam to zrobić po tym, gdy widziałam tyle bólu i cierpienia? Ci ludzie ginęli, a ja nie mogłam zrobić nic! Nic! - Łzy płynęły stumieniami po jej policzkach, a ona zaczęła się trząść. Nie z bólu, tylko z wściekłości. - Nie rozmumiem, jak można mieć w sobie tyle obojętności na ludzkie cierpienie...
- Dość. - Przerwała jej McGonagall, a dziewczyna przestała mówić. - Nie obwiniaj mnie o coś, czego nie zrobiłam. Nie jestem winna temu, co widziałaś. - Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. - To maił być tylko test sprawdzający twoją wrażliwość. - Nagle na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który w żadnym wypadku nie pasował do obenej chwili. - Ku mojej radości, zdałaś go.
- Historia strażników ma swój początek wiele wieków temu, także zagłębianie się w niej trwałaby więcej, niż byś sobie życzyła. - McGonagall przeszła przez ukryte drzwi, mieszczących się za obrazem wiszącym w jej gabinecie i sięgnęła po świecznik. - Dlatego częściowo omijamy tę część historii i przechodzimy do początku.
- Rozumiem, jednak chciałabym poznać wszystkie tajemnice związane z książką. - Odpowiedziała Hermiona i zamknęła za sobą przejście. - Skoro już jestem do tego upoważniona, to czemu by z tego nie skorzystać?
McGonagall zacisnęła usta.
- To nie będzie proste, jednak zobaczę, co da się załatwić.
Szły chwilę w ciszy. Hermiona zaciekawionym wzrokiem obserwowała każdy choć najmiejszy cień padający znad świeczki na stare cegły, budujące tajemny korytarz. Odkąd wyszła za profesorką z ciemnego pokoju, jej ciekawość wzrosła tak, że musiała zacząc się powstrzymywać przed zadawaniem pytań.
Oczywiście, nie zawsze jej się to udawało.
- Dokąd idziemy? - Spytała po kilku minutach marszu i przygryzła wargę.
- Do gabinetu Dumbledora. - Starsza kobieta uśmiechnęła się i uniosła wyżej świecznik. - Uwaga na stopnie.
- Dlaczego nie używasz magii? Przecież można było oświetlić ten korytarz, bez obaw, że zostałoby to zauważone...
- W tym miejscu jest to niemożliwe. O wszystkim dowiesz się za chwilę, obiecuje ci to.
Dziewczyna kiwnęła głową i uniosła suknię do góry, gdy stanęła przed wysokimi stopniami. Niestety była ona tak niewygodna, że po chwili Hermiona zahwiała się i prawie by upadła, gdyby nie silna ręka, która złapała ją w pasie i przytrzymała.
- Ostrożnie, Granger. - Severus Snape syknął jej do ucha, a ona krzyknęła i wyrwała mu się szybko.
- Co pan tu robi?! - Dziewczna przywarła do ściany i jedną rękę położyła na brzuchu.
- Stoje. - Uśmiechnął się szatańsko i pchnął ją do przodu. - Za pozwoleniem, Granger, ruszyłabyś się, bo nie tylko ty jesteś na dziś umówiona.
Dziewczyna prychnęła glośno i zaczęła iść. Po chwili jej oczom ukazało się małe światło, które przerodziło się w niewielkie wejście do kommnaty.
Pokój był bardzo przytulnie urządzony. Do każdej ściany przylegały regały z milionem książek, kominek jarzył się ciepłym płomieniem. Hermiona przymknęła oczy i zatrąciła się w zapachu starego pergaminu.
Dopiero gdy usłyszała ciche chrząknięcie za sobą, podskoczyła.
- Granger, przejdziesz wreszcie?
Spojrzała za siebie prosto w ciemne oczy Snape'a i zarumieniła się, gdy zdała sobie sprawę, że w dalszym ciągu stoi w tajemnym przejściu do pokoju i toruje wejście. Pośpiesznie przestąpiła próg obrazu i otrzepała skunię.
- Dobry wieczór. - Albus Dumbledore uśmiechnął się do niej za książki i upił kieliszek wina. - Poczęstujesz się, moja droga?
Hermiona kiwnęła głową i podeszła do dyrektora sabatu. Z pełnym wdziękiem wykonała dygnięcie i uśmiechnęła się do niego.
- Ciesze się, że to ty zostałaś strażnikiem. - Powiedział Albus i nalał dziewczynie wina. - Obawiałem się, że przytrafi nam się kolejny kiepski przypadek, jak ostatnio, ale...
- Albusie, jak możesz tak mówić? - Krzyknęła wzburzona McGonagall, a Hermiona mimowolnie parsknęła. - Sybilla wcale nie była taka zła...
- Poza tym, że prawie zgubiła książkę? - Snape oparł się jeden z regałów i upił łyk wina. - Tak, to automatycznie klasyfikuje ją jako najlepszego ochroniarza wszech czasów. Pomijając fakt, że jej roztrzepanie i zamiłowanie do alkoholu było...
- Zrozumieliśmy, Severusie. - Dumblerore uniosł dłon do góry i uśmiechnął się szeroko. - Ale teraz trafiła nam się wspaniała kandydatka, dlatego powinniśmy to uczcić. Co ty na to, Hermiono?
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech dyrektora, jednak nie był on całkowicie szczery. W głębi duszy martwiła się swoim nowym zadaniem. Także jedna myśl nie dawała jej spokoju.
- Co stało się z Luną i Malfoyem?
W pokoju zapadła cisza, a wszystkie spojrzenia zostały utkwione w niej. Jako że nie byla przyzywczajona do tak wielkiego zainteresowania, zarumieniła się.
- Jutro zostaną oni poddani próbie trzech wyborów. - Dumbledore odpowiedział po chwili mogącej bić się o długość z wiecznością. - Do tego czasu możemy cię przygotować.
- Czy wiesz, co zawiera w sobie książka? - Tak wyglądało pierwsze pytanie profesor McGonagall.
Siedziały na dużej werandzie i obserwowały ptaki. W pokoju za nimi spokojnie grała muzyka klasyczna, a profesor Dumbledore zaczytywał się w wielkich księgach. Hermiona spojrzała na swoją nauczycielkę i pokręciła przecząco głową.
- Wiem jedynie, że jest to wielka tajemnica. - Odpowiedziała i westchnęła. - Czy teraz, będąc jej strażnikiem, mogę ją poznać?
- Niestety, ale to niemożliwe. - Profesor upiła łyk herbaty i odchrząknęła. - Tej tajemnicy nie zna nikt, poza strażnikiem.
- W takim razie, czy mogę zobaczyć tę książkę? - Powoli zaczynała tracić cierpliwość. Szybko poprawiła włosy i zaplotła ręce na padołku by nie pokazać, że drdżą.
- Ależ oczywiście, kochana. - Dumbledore przerwał już otwierającej usta McGonagall i podszedł do Hermiony. - Ale najpierw musisz poznać jej historie. Chodź za mną.
Kiwnął na nia zachęcająco i wszedł do pokoju. Hermiona z westchnięciem wstała z miękkiego krzesła i ruszyła za nim.
- Dlaczego to wszystko jest tak skomplikowane? - Spytała, prawie depcząc mu po piętach. - Skoro wiadomo, że jestem odpowiedzialna za jej ochronę, to dlaczego nie mogę dowiedzieć się wszystkiego od razu?
- Ponieważ to mogłoby cię zniszczyć. - Odpowiedział spokojnie dyrektor i otworzył przed nią drzwi do swojego gabinetu. - Ta wiedza jest tak wielka, że nawet ja, poznawszy ją całą, prawdopodobnie nie byłbym sobą. Posiada w sobie wszystkie magie świata i materii poza nią - wiem, że trudno sobie to wyobrazić, ale instenieje coś poza znanym nam światem - dlatego podzielono ją na partię. - Tu przerwał i spojrzał na Hermionę badawczo. Po chwili schylił się i zaklęciem otworzył szufladę swojego biurka, z ktrórej wyciągnął starą książkę. Mocnym ruchem przysunął ją w stornę dziewczyny, która wsytrzymała oddech. - Nie, to nie jest ona. - Dyrektor się zaśmiał. - W tej książce zostało spisane wszystko, co strażnik powinien wiedzieć. Przeczytaj ją, a wszystkiego się dowiesz.
Draco zamrugał kilka razy i z jękiem podniósł się z pryczy. Opierająca się o niego Luna pociągnęła nosem i przechyliła się mocno w jego stronę, prawie kładąc na kolanach. Chłopak delikatnym ruchem odsunął ją od siebie i przejechał dłonią po twarzy.
- Dobrze, to już się robi niepokojące.
- Dlaczego? - Dziewczyna obudziła się i teraz patrzyła na niego swoimi wielkimi, zaspanymi oczami. Jej złociste loki okręcily się wokół jej twarzy, co powodowało, że wyglądała jak anioł.
- To, że siedzimy tu Merlin wie ile. - Chłopak zręcznie wymknął z opresji i westchnął, gdy spojrzał na Lunę. - Czy mogłabyś się trochę odsunąć? Gnieciesz mnie.
- Przepraszam. - Dziewczyna szybko odskoczyła i oparła się o ścianę. - Było mi zimno i musiałam zasnąć... Wiesz, gdzie jesteśmy?
- Wydaje mi się, że w dalszym ciągu w siedzibie Dumbledora. - Draco ściągnął kurtkę i podał ją Lunie. - Proszę, powinno ci być cieplej.
- Dziękuje. - Dziewczyna ponownie pociągnęła nosem i przykryła się kurtką. - Jesteś może chory?
Spytała z tak wyczuwalną troską w głosie, że Draco aż spojrzał na nią zdumiony. Odpowiedział dopiero po chwli.
- Nie... Nie. Dlaczego pytasz?
- Bo zazwyczaj dla wszystkich jesteś niemiły i szorstki. - Kilka włosów opadło jej na twarz, gdy pochyliła się w jego stronę. - Pomyślałam, że może...
- Źle myślałaś. - Odpowiedział gwałtownie i odsunął się od niej jeszcze bardziej. - Ze mną jest wszystko w porządku.
- Dobrze. - Powiedziała cicho i niewinnie, a jego natychmiast ogarnęło poczucie winy. Nie powinien był na nią krzyczeć.
Ponownie na nią spojrzał i zacisnął usta. Mimo że było ciemno, jedna jasna struga światła padająca prawdopodobnie za drzwi oświetliła jej twarz. Oczy dziewczyny, zazwyczaj rozbawione i tryskające inteligencją, były teraz puste i zmartwione. Chłopak wyciągnął rękę z chęcią odgarnięcia włosów z jej twarzy, jednak się powstrzymał.
- Idź spać. - Powiedział zamiast tego i oparł się o ścianę. - Nie wiadomo, kiedy nas stąd wypuszczą i co każą zrobić.
Część drugą "Pergaminowego zaklęcia" mam już napisaną w połowie, dlatego powinna się ona ukazać najpóźniej w przyszły poniedziałek. Stworzyłam listę informacyjną, gdzie możecie zobaczyć, kiedy pojawią się nowe miniaturki. Zapraszam do sprawdzenia:)
Powoli nadrabiam braki w czytaniu Waszych blogów, do wszystkich na pewno kiedyś dotrę :D Mam tylko prośbę - jeżeli jesteście zainteresowani informowaniem o nowych notkach, to napiszcie mi o tym w komentarzu, a ja następnym razem poinformuje Was o nowościach. Czasem jest tego tak dużo, że zaczynam się gubić xd
Gdybyście mieli jakieś pytania, to mój mail jest zawsze dostępny. Możecie go znaleźć na moim profilu :)
Uf, ale się rozpisałam :D
Kończę i zapraszam do czytania :)
Londyn, rok 1875
Tajna siedziba Albusa Dumbledora
Z pomiędzy drzew wyłoniła się czarna postać i stanęła, obserwując. Jej skupiony wzrok był utkwiony w drewnianym domku, znajdującym się na skraju lasu, a uszy szukały najmniejszego dźwięku, świadczącego o niebezpieczeństwie.
Po kilkunastu minutach cień przesunął się lekko do przodu i ukucnął przy pobliskim krzaku. Mógł teraz spokojnie siedzieć, nie obawiając się o zdemaskowanie - wszystko szło zgodnie z jego planem.
Już jutro o tej porze będzie pałał się zwycięstwem, a marna garstka ocalałych magów zapewne pogrąży się w rozpaczy i poszukiwaniach zwycięzcy.
Którego, zresztą, nie uda im się odnaleźć.
Już on o to zadba.
*****
- Najważniejszym zadaniem naszego zgromadzenia jest ochrona książki. - McGonagall stanęła przed tablicą i kredą namalowała okrąg, do którego wpisała literkę X. - To jesteśmy my. - Wskazała na literkę i po chwili obok okręgu narysowała kwadrat, dużo większych rozmiarów. - A to nasi wrogowie. - Powoli odwróciła się do zgromadzonych i nabrała powietrza. - Jest ich siedemdziesiąt procent więcej niż nas, co ponownie zmniejsza nasze szanse na wygranie. - Podniosła rękę do góry i przerwała, chcąc podnieść napięcie. Gdy jej się to udało, kontynuowała. - Jednak nie zapomniajcie, że to my jesteśmy magami, posiadający dar tworzenia czegoś, z nicości. To my przetrwaliśmy wojny i mroźne zimy, leczyliśmy i zabijaliśmy. Nawet podczas tych ciężkich czasów dawaliśmy radę chować i stawać w obronie książki. Nie zapomnajcie o tym. - McGonagall spojrzała lodowato na zebranych i machnęła ręką. - Jakieś pytania?
Kilka rąk uniosło się do góry. Czarownica spojrzała na siedzących i wskazała na znajdującą się w samym kącie dziewczynę.
- Luno?
- Czy zostaną wybrani ochroniarze? - Spytała rozmarzonym głosem, jednak cała jej postawa świadczyła o całkowitym skupieniu. Jedynie lekki makijaż nałożony na policzki powodował, że automatycznie zostawała ona przekierywowana do gupy ludzi lekko niedorozwiniętych.
- Na końcu zebrania. - Słysząc chłodny głos pani profesor, kilka osób się wzdyrgnęło. - Parvati?
- Chciałam zapytać o to samo. - Dziewczyna zaczerwieniła się, a jej siostra bliźniaczka spojrzała na nią karcąco. - Przepraszam.
- Nic się nie stało. - McGonagall nawet spróbowała się usmiechnąć. - Czy są jeszcze jakieś pytania, oczywiście nie dotyczące wyznaczenia ochroniarzy? - Gdy nikt się nie ruszył, kobieta westchnęła. - W takim razie możemy przejśc do inicjacji.
Na jej znak wszystcy wstali. Profesor wyjęła różdżkę i kiwnęła głową.
- Wyciągnijcie różdżki. - Nakazała i spojrzała za okno. - Gdy już to zrobicie, powtarzajcie za mną. Jeżeli ktoś poczuje słabość, mdłości, czy jakiekolwiek inne oznaki, niech natychmiast usiądzie. - Odczekała chwilę, aż wszyscy się rozstawią i zaczęła mówić. - Testor supremum sanctae et summae potestatis rogare atque... - Podczas gdy mówili, kilka osób zaczęło siadać. Niektórzy byli zadowoleni z siebie i najwidoczniej dumni lecz większość wyglądała na zaniepokojonych. Gdy na nogach pozostały zaledwie trzy osoby, McGonagall przerwała. - Cudownie. - Uśmiechnęła się i kiwnęła na stojących. - Chodźcie za mną.
Lekko dyszący pomachali do siedzących i przeszli za profesorką do następnej sali. Tam stanęli i spojrzeli na nauczycielkę.
- Poprzednie zadanie miało ukazać, jak wielką posiadacie predyspozycję do bólu, jednak jest one dość łatwe do złamania. - Klasnęła w dłonie. - Dlatego wymyślono zadanie drugie. - Lekko się uśmiechnęła i usiadła. - Hermiono, Luno, Draconie. Czy jesteście gotowi na następną turę?
Ich trójka powoli kiwnęła głową. Odkąd kewstia rywalizacji stała się jasno widoczna, żadne z nich nie spoglądało na siebie ani się nie uśmiechało. Co jakiś czas Malfoy prostował się i robił pewne miny, pozatym jednak nie zwracali oni na siebie nawet najmniejszej uwagi.
McGonagall wstała i przeszła na koniec pokoju. Poza jedną skrzynią i szczelnie zasłonionym oknem, był on pusty. Ciemne ściany tylko podkreślały jego niewielkie rozmiary, nierówna podłoga sprawiała, że stawał się on niepodobny do wszystkich podstawowych kształtów. Luna nabrała powietrza i przysunęła się do Hermiony.
- Denerwuję się. - Powiedziała szeptem i zacisnęła usta. Jej twarz była blada i nawet najmniejsze machnięcia pędzlem nie poprawiłyby jej kolorytu.
- Będzie dobrze, Luno. - Granger posłała jej niewyraźny uśmiech i utkwiła spojrzenie w profesorce. - Zabrnęliśmy już tak daleko...
- Co tylko sprawia, że stresuję się bardziej. A wiesz, że takie sytuacje nie służą trawieniu. - Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i wydała cichy jęk. - Mój tata twierdzi, że...
- Dziewczęta! - McGonagall klasnęła i spojrzała na nie surowo. Hermiona odsunęła się od Luny i wygładziła suknie.
- Jak zapewne słyszęliście, ochroniarzy jest dwójka. - Wszyscy kiwnęli głowami, a pani profesor wydęła usta w dziubek. - Niestety muszę rozwiać wasze wątpliwości. Zaklęcie wyznacza tylko jednego strażnika, pozostali są poddani następnej próbie, z której wybiera się zastępce. Ma on pomagać strażnikowi i służyć mu, jednak nie ma on dostępu do książki. Zrozumieliśmy się?
Trójka wybranych spojrzała po sobie i ponownie kiwnęła głowami, tym razem jednak z mniejszym przekonaniem. Miało to oznaczać, że tylko dwójka z nich posiądzie tajemną wiedzę, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, a jedna osoba odpadnie. Co stanie się z tą osobą, stanowiło dla nich kolejną zagadkę.
McGonagall westchnęła głęboko i machnięciem różdżki otworzyła wielką skrzynie, z której buchnął płomień kurzu. Gdy jego stężenie zmalało, zgromadzeni mogli dostrzec leżące na samym jej dnie malutkie pudełeczko. Profesor sięgnęła po nie i przykryła dłonią.
- Czy... Czy to jest właśnie ta książka? - Luna zrobiła krok w stronę skrzyni, jednak zatrzymała się w połowie. Jej oczy powiększyły się do rozmarów galeona, a usta ułożyły w równą literę "O".
- Tego dowiecie się później. - Tajemniczo odpowiedziała McGonagall i uśmiechnęła się. - A teraz zamknijcie oczy.
To, co wydażyło się później, stanowiło dla nich jedną wielką tajemnicę.
Draco obudził się i podskoczył, gdy zdał sobie sprawę, że znajduję się w obcym sobie miejscu. Jego łóżko, zazwyczaj miękkie i otulone białą pierzyną, było teraz twarde i płaskie. Chłopak złapał się za głowę, gdy poczuł nagłe ukłucie i jęknął.
- Jest tu ktoś? - Z ciemności dobiegł cichy, kobiecy głos. Malfoy wyprostował się i zmrużył oczy.
- Tak. Kim jesteś? - Odpowiedział głośno i zaczął się rozglądać.
- To ja powinnam zadać to pytanie pierwsza, nie sądzisz?
- No cóż, spóźniłaś się. - Mimowolnie się do siebie uśmiechnął, jednak po chwili wrócił do swojej wcześniejszej postawy. - Odpowiesz mi?
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Draco słyszał jedynie cichy oddech nieznajomej i głośne bicie swojego serca.
- Luna. - Gdy już myślał, że dziewczyna się rozmyśliła, odpowiedziała. - Luna Lovegood.
- Boże, dlaczego? - Mruknął chłopak i uderzył pięścią w pościel. Ta dziewczyna od początku doprowadzała go do szaleństwa, co wcale nie powodowało, że czuł się lepiej. Mimo wszystko miał nadzieje, że nie słyszała tego, co powiedział chwilę wcześniej.
- A ty?
- Draco Malfoy.
Tym razem cisza trwała dłużej. Gdy Draco zaczynał się niepokoić o życie dziewczyny, ta odezwała się ponownie.
- Szkoda.
- Czego? - Spytał, szczerze ciekawy.
- Tego, że to nie my zostaniemy strażnikami książki.
- Dlaczego tak uważasz? - Gdy tylko zadał to pytanie, odnalazł odpowiedź. Jego cała nadzijea nagle opadła, a on zdał sobie sprawę, jak bardzo to stanowisko było mu potrzebne.
Jednak Luna nie wiedziała, że Draco uświadomił sobie tę przykrą prawdę. Zamiast skierować rozmowę na inne tory, cicho odpowiedziała:
- Ponieważ to jedna osoba miała zostać wybrana. Z tego, że jej tutaj nie ma wnioskuje, że jest nią Hermiona. Chyba, że gdzieś się tu ukrywa.
- Raczej nie. - Wycedził Dracon, nagle zły na siebie samego. Czym sprawił, że wyniki były takie, a nie inne? - Pamiętasz może, jak wyglądało zadanie drugie? Mam wrażenie, że zaraz po tym, jak zamknąłem oczy w pustej sali, otworzyłem je tu.
- Mam tak samo. W dodatku ten potworny ból głowy...
Malfoy kiwnął głową i oparł się o ścianę.
- Draco?
- Hm?
- Możesz do mnie mówić?
Chłopak szeroko otworzył oczy i pochylił się do przodu, próbując dostrzec coś w otaczającej ich ciemności.
- Dlaczego?
- Bo chce do ciebie pójść. Ten kamień jest naprawdę zimny.
- Siedzisz na ziemi? - Mimo tego, że Draco nie przepadał za tą dziewczyną, przeraził się. - Jak to możliwe? Kobiete posadzić na zimnej posadzce, a mężczyzne na łóżku?
- Może się pomylili?
- Bardzo zabawne. - Odpwowiedział dopiero, gdy zrozumiał, o co jej chodziło. Niestety trwało to dość długo.
- Masz włosy bardzo podobne do moich, a twoja cera...
- Oh, daj już spokój. - Gdy tylko to powiedział, poczuł, jak łóżko przechyla się lekko na prawą stronę. Luna westchnęła głęboko i przysunęła do niego.
- Nareszcie wygodnie. - Zamruczała, a on poczuł, jak przyjemne ciepło przepływa po całym jego ciele. Natychmiastowo się znienawidził. - Ciekawe, jak długo będziemy tu siedzieć.
- Właśnie. - Powiedział, starając się odsunąc jak najbardziej od Luny. - Ciekawe.
*****
Czerwień i krzyk. Wszędzie widoczna krew i rozdarte ciała. Uciekający ludzie i rozszalałe zwierzęta. Buchający płomien z okna i rozwalające się budynki.
Hermiona stała pośrodku całego chaosu i krzyczała. Próbowała uwolnić magię, jednak całe jej trudy poszyły na marne. Mogła tylko patrzeć na nieszczęście nieznanych jej ludzi i poddać się temu, co szykował dla nich los.
Dziewczyna zaczęła iśc przed siebie. W pewnym momencie wpadła na małą dziewczynkę, która spojrzała na nią wielkimi, przesyconymi bólem oczyma i zaczęła płakać. Hermiona ukucnęła przy niej i schowała w ramionach.
- Ciii... - Zaczęła ją uspokajać, przy okazji ze strachem rozglądając się na boki.
Ludzie zrgomadzeni na ulicach szaleli. Nie było to szaleństwo takie, jakie można było zobaczyć w teatrze - było to szaleństwo mające swój początek w naturze ludzkiej i tym, w co owi wierzyli. Niektórzy wymachiwali w powietrzu rękoma, inni - zatrzymywali się na samym środku ulicy lub przed bramami domów i zaczynali płakać. Rodzielało to serce Hermiony.
W pewnym momencie grunt pod nogami dziewczyny zaczął drdżeć. Hermiona mocniej przycisnęła dziewczynkę do siebie i zamknęła oczy. Schowane w jej ramionach dziecko zaczęło dygotać tak, że trudno go było utrzymać. Wszystko, co w tym momencie mogła zrobić, to ciche uspokojanie dziewczynki.
Nage wszystko zniknęło.
Wszystkie krzyki i jęki zastapiła cisza, nie było już zrozpaczonych ludzi i chaosu panującego na ulicach. Wszystko, co kilka sekund wcześniej miało miejsce, zniknęło i zostało zastąpionee ciemnym pokojem.
Zdezorientowana Hermiona upadła na podłogę i ukryła zapłakaną twarz w dłoniach. McGonagall spojrzała na nią ze smutkiem, jednak nie podeszła i nie pocieszyła dziewczyny. Stała tylko i patrzyła, jak ta odkrywa, że w swoich ramionach trzyma okrytą popiołem zabawkę, którą w jej wyobraźni trzymała zrozpaczona dziewczynka.
- Uspokój się. - Nakazała tylko i machnęła różdżką, gdy ta nie posłuchała. Hermiona uniosła się w powietrzu i utkwiła pusty wzrok w profesorce.
- Co to było? - Spytała słabo i pociągnęła nosem.
- Wybuch wulkanu w Pompejach. - Wyjaśniła, bez najmniejszej deilikatności w głosie. - Przeniosłaś się w przeszłość.
- Przeszłość? - Hermiona drgnęła zaskoczona i zadrdżała. - Czyli to, co widziałam... Ta dziewczynka... - Spojrzała na zabawkę trzymaną w dłoni i zaczęła płakać. - Dlaczego...?
- Wiem, że to ciężkie, ale musisz się teraz skupić. - McGonagall opuściła dziewczynę na ziemię i do niej podeszła. - Posłuchaj. - Poczekała, aż Hermiona na nią spojrzy i dopiero wtedy kontunuowała. - Zaklęcie wybrało cię na strażnika książki, a by to udowodnić, przeniosło cię w przeszłość. Gdyby tak się nie stało, musielibyśmy rozpoczynać inicjacje od początku.
Kobieta wyciągnęła ręce w stronę Hermiony i pogłaskała ją lekko po ramionach.
- Rozumiem, że jest to dla ciebie wielki szok, ale teraz masz dużo ważniejsze sprawy niż roztrząsanie się nad przeszłością.
Nagle Granger wyrwała się profesorce i spojrzała na nią z wściekłością.
- Nie roztrząsać się? Jak?! - Krzyknęła i uniosła brudną zabawkę. - Jak mam to zrobić po tym, gdy widziałam tyle bólu i cierpienia? Ci ludzie ginęli, a ja nie mogłam zrobić nic! Nic! - Łzy płynęły stumieniami po jej policzkach, a ona zaczęła się trząść. Nie z bólu, tylko z wściekłości. - Nie rozmumiem, jak można mieć w sobie tyle obojętności na ludzkie cierpienie...
- Dość. - Przerwała jej McGonagall, a dziewczyna przestała mówić. - Nie obwiniaj mnie o coś, czego nie zrobiłam. Nie jestem winna temu, co widziałaś. - Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. - To maił być tylko test sprawdzający twoją wrażliwość. - Nagle na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który w żadnym wypadku nie pasował do obenej chwili. - Ku mojej radości, zdałaś go.
*****
- Historia strażników ma swój początek wiele wieków temu, także zagłębianie się w niej trwałaby więcej, niż byś sobie życzyła. - McGonagall przeszła przez ukryte drzwi, mieszczących się za obrazem wiszącym w jej gabinecie i sięgnęła po świecznik. - Dlatego częściowo omijamy tę część historii i przechodzimy do początku.
- Rozumiem, jednak chciałabym poznać wszystkie tajemnice związane z książką. - Odpowiedziała Hermiona i zamknęła za sobą przejście. - Skoro już jestem do tego upoważniona, to czemu by z tego nie skorzystać?
McGonagall zacisnęła usta.
- To nie będzie proste, jednak zobaczę, co da się załatwić.
Szły chwilę w ciszy. Hermiona zaciekawionym wzrokiem obserwowała każdy choć najmiejszy cień padający znad świeczki na stare cegły, budujące tajemny korytarz. Odkąd wyszła za profesorką z ciemnego pokoju, jej ciekawość wzrosła tak, że musiała zacząc się powstrzymywać przed zadawaniem pytań.
Oczywiście, nie zawsze jej się to udawało.
- Dokąd idziemy? - Spytała po kilku minutach marszu i przygryzła wargę.
- Do gabinetu Dumbledora. - Starsza kobieta uśmiechnęła się i uniosła wyżej świecznik. - Uwaga na stopnie.
- Dlaczego nie używasz magii? Przecież można było oświetlić ten korytarz, bez obaw, że zostałoby to zauważone...
- W tym miejscu jest to niemożliwe. O wszystkim dowiesz się za chwilę, obiecuje ci to.
Dziewczyna kiwnęła głową i uniosła suknię do góry, gdy stanęła przed wysokimi stopniami. Niestety była ona tak niewygodna, że po chwili Hermiona zahwiała się i prawie by upadła, gdyby nie silna ręka, która złapała ją w pasie i przytrzymała.
- Ostrożnie, Granger. - Severus Snape syknął jej do ucha, a ona krzyknęła i wyrwała mu się szybko.
- Co pan tu robi?! - Dziewczna przywarła do ściany i jedną rękę położyła na brzuchu.
- Stoje. - Uśmiechnął się szatańsko i pchnął ją do przodu. - Za pozwoleniem, Granger, ruszyłabyś się, bo nie tylko ty jesteś na dziś umówiona.
Dziewczyna prychnęła glośno i zaczęła iść. Po chwili jej oczom ukazało się małe światło, które przerodziło się w niewielkie wejście do kommnaty.
Pokój był bardzo przytulnie urządzony. Do każdej ściany przylegały regały z milionem książek, kominek jarzył się ciepłym płomieniem. Hermiona przymknęła oczy i zatrąciła się w zapachu starego pergaminu.
Dopiero gdy usłyszała ciche chrząknięcie za sobą, podskoczyła.
- Granger, przejdziesz wreszcie?
Spojrzała za siebie prosto w ciemne oczy Snape'a i zarumieniła się, gdy zdała sobie sprawę, że w dalszym ciągu stoi w tajemnym przejściu do pokoju i toruje wejście. Pośpiesznie przestąpiła próg obrazu i otrzepała skunię.
- Dobry wieczór. - Albus Dumbledore uśmiechnął się do niej za książki i upił kieliszek wina. - Poczęstujesz się, moja droga?
Hermiona kiwnęła głową i podeszła do dyrektora sabatu. Z pełnym wdziękiem wykonała dygnięcie i uśmiechnęła się do niego.
- Ciesze się, że to ty zostałaś strażnikiem. - Powiedział Albus i nalał dziewczynie wina. - Obawiałem się, że przytrafi nam się kolejny kiepski przypadek, jak ostatnio, ale...
- Albusie, jak możesz tak mówić? - Krzyknęła wzburzona McGonagall, a Hermiona mimowolnie parsknęła. - Sybilla wcale nie była taka zła...
- Poza tym, że prawie zgubiła książkę? - Snape oparł się jeden z regałów i upił łyk wina. - Tak, to automatycznie klasyfikuje ją jako najlepszego ochroniarza wszech czasów. Pomijając fakt, że jej roztrzepanie i zamiłowanie do alkoholu było...
- Zrozumieliśmy, Severusie. - Dumblerore uniosł dłon do góry i uśmiechnął się szeroko. - Ale teraz trafiła nam się wspaniała kandydatka, dlatego powinniśmy to uczcić. Co ty na to, Hermiono?
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech dyrektora, jednak nie był on całkowicie szczery. W głębi duszy martwiła się swoim nowym zadaniem. Także jedna myśl nie dawała jej spokoju.
- Co stało się z Luną i Malfoyem?
W pokoju zapadła cisza, a wszystkie spojrzenia zostały utkwione w niej. Jako że nie byla przyzywczajona do tak wielkiego zainteresowania, zarumieniła się.
- Jutro zostaną oni poddani próbie trzech wyborów. - Dumbledore odpowiedział po chwili mogącej bić się o długość z wiecznością. - Do tego czasu możemy cię przygotować.
*****
- Czy wiesz, co zawiera w sobie książka? - Tak wyglądało pierwsze pytanie profesor McGonagall.
Siedziały na dużej werandzie i obserwowały ptaki. W pokoju za nimi spokojnie grała muzyka klasyczna, a profesor Dumbledore zaczytywał się w wielkich księgach. Hermiona spojrzała na swoją nauczycielkę i pokręciła przecząco głową.
- Wiem jedynie, że jest to wielka tajemnica. - Odpowiedziała i westchnęła. - Czy teraz, będąc jej strażnikiem, mogę ją poznać?
- Niestety, ale to niemożliwe. - Profesor upiła łyk herbaty i odchrząknęła. - Tej tajemnicy nie zna nikt, poza strażnikiem.
- W takim razie, czy mogę zobaczyć tę książkę? - Powoli zaczynała tracić cierpliwość. Szybko poprawiła włosy i zaplotła ręce na padołku by nie pokazać, że drdżą.
- Ależ oczywiście, kochana. - Dumbledore przerwał już otwierającej usta McGonagall i podszedł do Hermiony. - Ale najpierw musisz poznać jej historie. Chodź za mną.
Kiwnął na nia zachęcająco i wszedł do pokoju. Hermiona z westchnięciem wstała z miękkiego krzesła i ruszyła za nim.
- Dlaczego to wszystko jest tak skomplikowane? - Spytała, prawie depcząc mu po piętach. - Skoro wiadomo, że jestem odpowiedzialna za jej ochronę, to dlaczego nie mogę dowiedzieć się wszystkiego od razu?
- Ponieważ to mogłoby cię zniszczyć. - Odpowiedział spokojnie dyrektor i otworzył przed nią drzwi do swojego gabinetu. - Ta wiedza jest tak wielka, że nawet ja, poznawszy ją całą, prawdopodobnie nie byłbym sobą. Posiada w sobie wszystkie magie świata i materii poza nią - wiem, że trudno sobie to wyobrazić, ale instenieje coś poza znanym nam światem - dlatego podzielono ją na partię. - Tu przerwał i spojrzał na Hermionę badawczo. Po chwili schylił się i zaklęciem otworzył szufladę swojego biurka, z ktrórej wyciągnął starą książkę. Mocnym ruchem przysunął ją w stornę dziewczyny, która wsytrzymała oddech. - Nie, to nie jest ona. - Dyrektor się zaśmiał. - W tej książce zostało spisane wszystko, co strażnik powinien wiedzieć. Przeczytaj ją, a wszystkiego się dowiesz.
****
Draco zamrugał kilka razy i z jękiem podniósł się z pryczy. Opierająca się o niego Luna pociągnęła nosem i przechyliła się mocno w jego stronę, prawie kładąc na kolanach. Chłopak delikatnym ruchem odsunął ją od siebie i przejechał dłonią po twarzy.
- Dobrze, to już się robi niepokojące.
- Dlaczego? - Dziewczyna obudziła się i teraz patrzyła na niego swoimi wielkimi, zaspanymi oczami. Jej złociste loki okręcily się wokół jej twarzy, co powodowało, że wyglądała jak anioł.
- To, że siedzimy tu Merlin wie ile. - Chłopak zręcznie wymknął z opresji i westchnął, gdy spojrzał na Lunę. - Czy mogłabyś się trochę odsunąć? Gnieciesz mnie.
- Przepraszam. - Dziewczyna szybko odskoczyła i oparła się o ścianę. - Było mi zimno i musiałam zasnąć... Wiesz, gdzie jesteśmy?
- Wydaje mi się, że w dalszym ciągu w siedzibie Dumbledora. - Draco ściągnął kurtkę i podał ją Lunie. - Proszę, powinno ci być cieplej.
- Dziękuje. - Dziewczyna ponownie pociągnęła nosem i przykryła się kurtką. - Jesteś może chory?
Spytała z tak wyczuwalną troską w głosie, że Draco aż spojrzał na nią zdumiony. Odpowiedział dopiero po chwli.
- Nie... Nie. Dlaczego pytasz?
- Bo zazwyczaj dla wszystkich jesteś niemiły i szorstki. - Kilka włosów opadło jej na twarz, gdy pochyliła się w jego stronę. - Pomyślałam, że może...
- Źle myślałaś. - Odpowiedział gwałtownie i odsunął się od niej jeszcze bardziej. - Ze mną jest wszystko w porządku.
- Dobrze. - Powiedziała cicho i niewinnie, a jego natychmiast ogarnęło poczucie winy. Nie powinien był na nią krzyczeć.
Ponownie na nią spojrzał i zacisnął usta. Mimo że było ciemno, jedna jasna struga światła padająca prawdopodobnie za drzwi oświetliła jej twarz. Oczy dziewczyny, zazwyczaj rozbawione i tryskające inteligencją, były teraz puste i zmartwione. Chłopak wyciągnął rękę z chęcią odgarnięcia włosów z jej twarzy, jednak się powstrzymał.
- Idź spać. - Powiedział zamiast tego i oparł się o ścianę. - Nie wiadomo, kiedy nas stąd wypuszczą i co każą zrobić.
KONIEC CZĘŚCI 1
wtorek, 4 listopada 2014
Po dłuuugiej przerwie
Hej, hej i czołem!
Czy ktoś tu jeszcze mnie pamięta?
Wiem, że nie było mnie bardzo długo, za co przepraszam. Pewne sprawy osobiste bardzo się skomplikowały, do tego doszła szkoła i nauka, przez co całkiem straciłam zapał i wenę. Jednak teraz, po wyjściu na prostą, stwierdziłam, że postaram się to zmienić. Od dzisiaj rusza blog Bo tak chciał los (na którego serdecznie zapraszam, dopiero zaczynam!) i możliwe, że niebawem ta strona odrodzi się na nowo.
Wszystkie blogi postaram się przeczytać możliwie jak najszybciej - wiem, że czasem obiecuje, że wejdę, a później tego nie robię, bądź robię późno, ale proszę, zrozumcie, że mam teraz nawał pracy. Wiem, że to nie jest dobre wytłumaczenie, ale staram się to zmieniać i chwilowo wychodzi :)
Także do zobaczenia niebawem!!
Wasza czarna
Czy ktoś tu jeszcze mnie pamięta?
Wiem, że nie było mnie bardzo długo, za co przepraszam. Pewne sprawy osobiste bardzo się skomplikowały, do tego doszła szkoła i nauka, przez co całkiem straciłam zapał i wenę. Jednak teraz, po wyjściu na prostą, stwierdziłam, że postaram się to zmienić. Od dzisiaj rusza blog Bo tak chciał los (na którego serdecznie zapraszam, dopiero zaczynam!) i możliwe, że niebawem ta strona odrodzi się na nowo.
Wszystkie blogi postaram się przeczytać możliwie jak najszybciej - wiem, że czasem obiecuje, że wejdę, a później tego nie robię, bądź robię późno, ale proszę, zrozumcie, że mam teraz nawał pracy. Wiem, że to nie jest dobre wytłumaczenie, ale staram się to zmieniać i chwilowo wychodzi :)
Także do zobaczenia niebawem!!
Wasza czarna
Subskrybuj:
Posty (Atom)