Ta część w niektórych momentach bardzo mi się nie podoba. Nie wyszło mi to tak, jak chciałam - miały być dwie części, na chwilę obecną wychodzą trzy (ta notka ma prawie 13 stron! :o). Nie wiem, kiedy dodam następną - rysujący się przed nami tydzień będzie dla mnie bardzo ciężki, jednak może uda mi się coś naskrobać :)
Bardzo proszę o komentarze. Jest nas coraz więcej, w niektórych postach wejść jest dużo ponad trzysta. Nie chce tego robić, ale muszę - następną miniaturkę dodam, jeżeli pod tym wpisem będzie przynajmniej pięć komentarzy.
Mam nadzieje, że się spodoba c:
"Pergamione zaklęcie" część 1
CZĘŚĆ 2
Hermiona stanęła przed lustrem i spojrzała w nie, jednak wcale nie zwracała uwagi na swoje odbicie. Myślami błąziła w tekście dopiero co przeczytanej książki i tym, jakie niebezpieczeństwo wiązało się z jej ochroną. Palcami przeczesała włosy i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że jest ubrana w te same rzeczy, co w dniu wczorajszym, a jej fryzura jest w całkowitym nieładzie.
Szybko podeszła do szafy i wyciągnęła z niej białą suknienkę, z pięknym srebrnym pasem znajdującym się pod piersiami. Delikatnie ułożyła ją na łóżku i zaczęła ściągać brudne rzeczy.
Gdy już się przebrała i umyła, zaplotła włosy w długi warkocz, który, po krótkim namyśle, upięła w górze. Dopiero wtedy wyszła z komnaty i skierowała się do jadalni.
Powitano ją cichymi i badawczymi spojrzeniami. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i szybko usiadła przy stoliku, który zazwyczaj zajmowała z przyjaciółmi. Nie minęła chwila, a obok niej pojawił się Harry.
- Gratulacje, Hermiono! - Nie przejmując się obserwującymi ich uczniami, wziął dziewczynę w ramiona i mocno przytulił. - Wiedziałem, że ci się uda.
- Dziękuje, Harry. - Hermiona posłała mu słaby uśmiech i odsunęła się na długość ramienia. - Usiądziemy?
- Słyszałem, że nie wybrano jeszcze pomocnika strażnika. - Powiedział, gdy podano śniadanie. Chłopak sięgnął po sztucće i zaczął jeść jajecznicę. - Luna i Draco w dalszym ciągu są poddani próbie?
- Harry, nie tutaj! - Szepnęła wystrasznona Hermiona i szybkim ruchem sięgnęła po sól, chcąc zapanować nad drdżeniem rąk. - Tak, to prawda, ale nie zaczynaj tego tematu, gdy wiesz, że twoje uszy nie są jedyne w pomieszczeniu. - Rozglądneła się uważnie po sali i odetchnęła, gdy zobaczyła, że nikt ich nie obserwuje. - Poza tym, wcale nie jestem zadowolona z tej pozycji. To zadanie jest bardzo niebezpieczne.
Harry zakrztusił się herbatą i spojrzał na nią wielkimi oczyma.
- Co masz na myśli?
- To, że nie tylko czarownicy z naszego sabatu pragną dostać księge w swoje ręce. - Powiedziała cicho i nachyliła się. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile mamy wrogów, tylko czekających na nasze pierwsze potknięcie! Nie wiem, jak mam ochronić książkę, skoro nawet nie wiem, jak ochronić was.
Chłopak złapał ją za ręke i ścisnął.
- O nas się nie martw. - Spojrzał na nią poważnie, jednak po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. - Zobacz, Ginny i Ron idą.
Hermiona szybko wyrwała ręke spod uścisku przyjaciela i złapała nią filiżankę. Podobno Harry spotykał się z Ginny od pewnego czasu, jednak ukrywali to przed Ronem, który, gdyby się o tym dowiedział, wpadłby w wściekłość. Były to tylko pogłoski, jednak dziewczyna bardzo często odnajdywała w nich prawdę.
- Smacznego! - Ginny usiadła obok Hermiony i uśmiechnęła się do niej szeroko. Po chwili jej spojrzenie powędrowało w stronę Pottera i zatrzymało się na nim o jedną sekundę za długo.
Hermiona trąciła lekko przyjaciółkę, a ta zarumieniła się i sięgnęła po bułkę.
- Słyszałam pogłoski, że...
- Nie rozmawiajmy o tym teraz, dobrze?
- Dlaczego? - Spytał Ron z pełną buzią, co sprawiało, że trudno go było zrozumieć. - Musimy o tym porozmaiwać, ponieważ mam nadzieje, że powiesz mi, że to nieprawda. Bo nie jest nią, co nie?
Hermiona spojrzała zrozpaczona na przyjaciół i gdy już miała odpowiadać, za jej plecami odezwał się tak znany jej głos.
- Po pierwsze, Weasley: - Severus Snape położył rękę na oparciu krzesła Hermiony i nachylił się do Rona. - nie mówi się z pełnymi ustami, chyba, że jesteś w towarzystwie takich samych prostaków, jak ty. Po drugie, zostaw pannę Granger w spokoju. Męczenie jej, to moja działka. - Uśmiechnął się i kiwnął na Hermionę. - Musimy iść.
- Dokąd?
- Nie pytaj, tylko rusz się. - Warknął i poprawił szaty. Dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że był on niesamowicie chudy, a obszerne szaty miały tylko to ukrywać. Uśmiechnęła się do swoich przyjaciół i wyszła z sali za Snapem.
Przez dłuższą część drogi szli w milczeniu, jednak gdy Hermiona zorientowała się, dokąd idą, stanęła.
- Nie zamierzam tam iść.
- To wielka szkoda, ponieważ Dumbledore na ciebie czeka.
- W pana komnatach? - Prychnęła i niechętnie do niego podeszła.
- Nie mój pomysł. - Odpowiedział niezadowolony i odwrócił się do niej plecami. - I jak, Granger? Sława podchodzi?
- Zdecydowanie nie. - Przeszła za nim do kolejnego ukrytego przejścia i kichnęła. - Ile tu kurzu!
- Dlatego, że to miejsce nie było używane przez co najmniej pięćset lat. Idziemy. - Machnął na nią ręką i zapalił świeczkę w świecznkiku.
Droga dłużyła jej się niemilosiernie. W tunelu było ciasno i ciemno, nieraz potykała się o nierówne podłoże. Gdy w pewnym momencie szczur przeleciał kilka cali przed jej nogami, krzyknęła.
Snape w mgnieniu oka znalazł się przed nią i wyciągnął różdżkę. Dopiero gdy zorientował się, że była to tylko pomyłka, wściekł się.
- Granger! Czy ty naprawdę nie myślisz?
- Wypraszam sobie! - Krzyknęła Hermiona i poczuła, jak rumieni się ze złości i wstydu. W tym momencie było jej wszystko jedno, co zrobi i powie. A już w szczególności omijała myśli dotyczące brudnego nietoperza stojącego tak blisko niej. - To nie ja idę tak szybko, że nawet bazyliszek miałby problemy z dogonieniem mnie! To nie ja rozstawiam wszystkich po kątach i poniżam przy przyjaciołach! Jesteś... jesteś...
- No dalej, powiedz to, Granger. - Snape uśmiechnął się do niej chytrze i oparł o ścianę. - Kim jestem?
Gdy Hermiona miała odpowiedzieć mu setkami przekleństw (oczywiście nauczonych od Rona) nagle uspokoiła się i spojrzała na swojego profesora spokojnym wzrokiem.
- Podobno się spieszysliśmy, nieprawdaż? - Odpowiedziała z uśmiechem, jednak w środku w dalszym ciągu gotowała się ze złości. Jak on śmiał tak stać i ze spokojem ją obserwować?!
- To prawda. - Snape spojrzał na nią jeszcze raz, a w jego oczach zabłysła ciekawość. - Ruszaj przodem, Granger, skoro boisz się ciemności i małych gryzoni.
Dziewczyna wyminęła go z godnością wypisaną na twarzy, a on mimowolnie na ten widok się uśmiechnął.
*****
Drzwi otworzyły się gwałtownie i z hukiem odbiły od ściany. Omijając sprawnie kurz, do środka dumnym krokiem weszła McGonagall.
Draco i Luna natychmiastowo usiedli na łóżku. Oboje byli zaspani i rozczochrani, w pewnym momencie chłopak nawet starał się przygładzić włosy, jednak przestał, gdy Lovegood posłała mu rozbawione spojrzenie. Odpowiedział jej tym samym i odsunął się nieznacznie.
- Jesteście gotowi na wybory?
- Pyta nas pani, bo oczekuje odpowiedzi, czy jest to pytanie retoryczne? - Draco wstał i otrzepał ubranie. Mimo że nie było na nim żadnego kurzu, chłopak ciągle je wygładzał.
- Panie Malfoy, pozwoli pan, że nie nie odpowiem na to pytanie. - McGonagall odwróciła się do nich tyłem i machnęła. - Chodźcie.
Oboje spojrzeli na siebie niepewnie i ruszyli za panią profesor.
Chwile później stali na podwyższeniu w Wielkiej Sali Teatru Magów. Draco uśmiechnął się i spojrzał na Lunę.
- Czyli tak wyglądają drugie inicjacje? Ciekaw jestem, jak wyglądało zadanie Hermiony...
Przerwał, gdy zobaczył, jak dziewczyna siada na schodach teatru i ukrywa twarz w dłoniach. Szybko do niej podbiegł i usiadł obok.
- Luna? Wszystko w porządku?
- Nie. - W jej oczach zabłysły łzy, a ona pokręciła głową. - To wszystko jest tak... skomplikowane. Co dzieje się z osobą, która nie ma żadnego przypisanego obowiązku?
Draco zacisnął wargi i przysunął się do dziewczyny.
- Nie wiem. - Westchnął i delikatnie objął ją ramieniem. - Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto posiadałby wiedzę większą, niż ja sam. Oczywiście w tym temacie.
Luna uderzyła go żartobliwie w ramię, a on się zaśmiał. W jej towarzystwie miał wrażenie, że staje się innym człowiekiem. Człowiekiem, mogącym osiągnąć wszystko.
Lepszym.
- Ty chyba naprawdę jesteś chory.
- Możliwe. - Westchnął i zamknął oczy. Gdy je otworzył, zobaczył wpatrującą się w niego Lunę i aż uśmiechnął się na ten widok. Wyglądała tak bezbronnie i krucho, że nabrał ochoty na ponowne przytulenie jej.
Czego, oczywiście, nie zrobił.
Luna przysunęła się do niego bliżej i oparła głowę na jego ramieniu. Początkowo zdrętwiał, jednal po chwili odprężył się i pozwolił jej na odpoczynek.
- Draco...
- Hm?
- Jak będzie wyglądało nasze życie po wyborach? - Wyszeptala, w dalszym ciągu opierając się na jego ramieniu. Gdy nie odpowiedział, dodała: - Boje się, że odeślą mnie gdzieś daleko i zamkną, odgradzając od wszelkiego życia.
- Czemu tak myślisz? - Zumiał się chłopak i spojrzał na zmęczoną dziewczynę.
- Ponieważ nie mam najmniejszych szans na wygraną. - Powiedziała słabo i pociągnęła nosem. - Wiem to.
Draco złapał dziewczynę za ramiona i odsunął od siebie tak, by móc na nią spojrzeć.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone. - Powiedział spokojnie, jednak wiedział, że nie może być z nią całkiem szczery. W drugich zadaniach magicznych zazwyczaj wygrywają mężczyźni, ponieważ początkowo były zaplanowane one tylko dla nich. W tamtych czasach kobiety nie miały w tej sprawie nic do powiedzenia. - Jesteś slina i inteligenta, a to liczy się najbardziej.
- To nie wszystko...
- W prawdziwym życiu oczywiście, że nie, ale tu - tak. - Spojrzał na nią i uśmiechnął się, gdy ta odpowiedziała mu tym samym.
Nagle, nie wiedząc dlaczego, nachylił się do niej i ją pocałował. Trwało to tylko chwilę, jednak wiedział, że była to najwspanialsza rzecz, jakiej kiedykolwiek doznał. Gdy zdezorientowana Luna oddała mu pocałunek, poczuł, że przepadł. Dlatego objął ją w pasie i przyciągnął do siebie mocno, nie chcąc jej puścić.
Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy do pokoju weszła McGonagall. Spojrzała na ich dwójkę rozbawiona i oparła się o ścianę.
- Skoro możemy już zacząć, to prosiłabym, byście do mnie podeszli.
Draco spojrzał na Lunę i wyciągnął w jej stronę rękę, którą ona od razu przyjęła. Razem wstali ze schodów i podeszli do pani profesor.
Tam chłopak ponownie nachylił się do dziewczyny i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
- Powodzenia, Lovegood.
- Powodzenia, Malfoy.
*****
- Cóż to się stało, że nasza sławna fontanna słów zaniemówiła? - Snape uniósł świecznik do góry i spojrzał z podniesioną brwią na Hermionę.
Dziewczyna tylko w odpowiedzi prychnęła.
- Na spotkanie z Dumbledorem radzę ci odzyskać mowę. - Powiedział wrednie i brodą wskazał jej, by skręciła w lewo.
- Dlaczego? - Spytała, gdy cisza stała się nie do zniesienia. Zmęczona, kopnęła kamień leżący jej na drodzę i spojrzała w ciemność.
- Nie znam szczegółów. - Odpowiedział, a ona nagle uzmysłowiła sobie, że pierwszy raz rozmawia z nim na temat, który zaczął sam z siebie. - W każdym razie, konwersacja będzie dość ważna.
- Tu WSZYSTKO jest ważne. - Prychnęła i zacisnęła wargi, gdy promień świecy prawie zgasł.
Snape zaśmiał się cicho.
- To prawda. - Wysunął świecznik do przodu i podał go Hermionie. - Z tyłu wieje. Zakryj świeczkę dłonią. - Wyjaśnił i oddał go dziewczynie. - Przeczytałaś książkę?
Zadowolona Hermiona z tego, że wreszcie ma choć odrobinę światła więcej, nagle zamarła.
- Skąd pan wie o książce? - Odwróciła się wolno i spojrzała mu w oczy.
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
- Jestem w zarządzie. Ta informacja jest ogólnie dostępna.
Powiedział to tak lekko, jakby wierzył, że taka jest prawda. Jednak Hermiona nie była tego taka pewna.
- Jeszcze jej nie dostałam. - Skłamała i szybko ruszyła przed siebie.
- Gdyby tak było, to nie wiedziałabyś o jej istnieniu. - Snape dogonił ją w kilku krokach i stanął obok niej. - Więc?
Postanowiła nie odpowiadać. Uniosła tylko podbródek do góry i skręciła w prawo, wprost do pustego, ciemnego korytarza. Był on tak wielki, że lekki promień światła świeczki nie oświetlił nawet jego połowy. Dziewczyna stanęła i przełkneła ślinę.
- Do przodu, Granger. - Snape stał za nią tak blisko, że aż czuła bijące od niego ciepło.
- Mam wrażenie, że kręcimy się w nieskończoność. - Odpowiedziała słabo i uniosła wyżej świeczke, w tym samym momencie jednak przybliżając ją do siebie. - Daleko jeszcze?
- Jesteśmy tu dopiero pięć minut, na oko zrobiliśmy pięćset metrów. Ruszaj, Granger. - Snape lekko pchnął ją do przodu, a ona westchnęła, gdy poczuła jego duże dłonie na plecach. Gdyby nie okoliczności, w których aktualnie się znajdowali, byłoby to całkiem przyjemne uczucie.
Hermiona zacisnęła wargi i zrobiła kilka kroków przed siebie. Dookoła było całkiem ciemno, czasem nawet nie widziała głównej ścieżki. Wyciągnęła rękę przed siebie, w poszukiwaniu ściany, jednak zamiast niej, natrafiła na coś zimnego i śliskiego.
Krzyknęła głośno i cofnęła się do tyłu.
- Granger! - Krzyknął Snape i odebrał jej świecznik. - Chcesz, byśmy tu spłonęli?
- Tam coś jest. - Powiedziała chłodno, jednak w duchu cała się trzęsła.
Snape westchnął i, rozdrażniony, podszedł do mniejsca wskazanego przez dziewczynę. Powoli, tak by niczego nie pominąć, zaczął błądzić świeczką po ścianie, jednak, ku rozczarowaniu Hermiony, niczego nie znalazł.
- Po tym wszystkim, Granger, przyjdziesz do mnie i wypijesz eliksir trzeźwości. - Mężczyzna spojrzał na nią spod przymrużonych oczu i podał świeczkę. - A teraz idź przed siebie, cały czas prosto, strając się nie zachowywać jak typowy Gryfon.
Hermiona spojrzała na njego z wściekłością, jednak po chwli przełknęła dumę i, z wyciągniętą świeczką w ręce, ruszyła do przodu.
Nagle powietrze przeszył ogłuszający pisk, a dziewczyna zgięła się w pół i zasłoniła uszy rękami. Świecznik upadł na ziemię, a niewielka świeczka zgasła, powodując, że dookoła zapanowała ciemność.
- Granger! - Krzyk Snape'a rozległ się po jej prawej stronie, jednak był tak oddalony, że nie można było dokładnie określić jego źródła. - Nie ruszaj się, zaraz do ciebie dojdę. Mów do mnie. - Rozkazał, a gdy nie odpowiedziała, krzyknął. - Granger!
- Tutaj - Powiedziała cicho i odchrząkneła. - Tu, profesorze! - Odpowiedziała, tym razem głośniej i zaczęła po omacku szukać oparcia. - Co to... - Zaczęła, jednak ponowny pisk, tym razem głośniejszy i dłuższy, przerwał jej w połowie. Hermiona zamarła. - Znam ten dźwięk.
- Ciekawe skąd, bo ja słyszę go pierwszy raz. - Snape odpowiedział z wyraźną nutą sakrazmu w głosie, jednak dziewczyna zignorowała to i odwróciła się w jego kierunku. Był coraz bliżej niej.
- Można je usłyszeć w Zakazanym Lesie. - Odpowiedziała ze świadomością, że właśnie zdradza swój największy sekret osobie prawie jej nie znanej. - Tylko co robiłyby w zamku o tej porze?
- Granger, możesz mi wreszcie powiedzieć, o czym ty mówisz? - Głos Mistrza Eliksirów rozbrzmiał przy jej prawym uchu, a ona prawie podskoczyła. - I co ty...
- Tutaj. - Powiedziała głośno i wyciągnęła ręce w jego kierunku. Po chwili zaciskała swoje palce na jego ciepłej koszuli i, nie zdając sobie z tego sprawy, przyciągała do siebie.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie zaśliniała mojej koszuli. - Stłumiony przez jej włosy głos Snape'a wdarł się do jej głowy, a ona zarumieniła się. Nie wiedziała, że tak szybko znajdzie się blisko niej.
Jednak zanim zdązyła odpowiedzieć, coś złapało ją za szatę i pociągnęło do tyłu. Hermiona krzyknęła i mocniej złapała się Snape'a, jednak tylko sprawiła, że on poleciał za nią. Mistrz Eliksirów zacisnął swoje dłonie na jej nadgarstkach i mocnym ruchem wyrwał Hermionę z uścisku nieznanego stwora.
- Biegnij przed siebie i pod żadnym pozorem się nie zatrzymuj. - Krzyknął do niej i pchnął ją do przodu.
Hermiona zaczęła biec, jednak po kilku krokach oglądnęła się za siebie i z przerażeniem stwierdziła, że profesor został z tyłu, razem ze stworem, który wcześniej próbował ją złapać. Krzykneła do niego, jednak gdy nie uzyskała odpowiedzi, zaczęła do niego wracać.
- Tam jest Dumblerore! - Nagle krzyknął, a Hermiona zadrdżała, gdy dotarło do niej to, jak brzmiał on słabo. - Biegnij przed siebie, Granger!
Następne chwile pamiętała jak przez mgłę - wiedziała, że zaczyna biec, jednak w którym kierunku i gdzie, nie. W jej świadomości było tylko to, że chciała jak najszybciej uciec z tego miejsca.
Nagle w jej umyśle zapanowała ciemność a ostatnie, co pamiętała, to bolesny upadek i zmartwione spojrzenie dyrektora.
Luna uderzyła mocno o kamienną posadzkę i jęknęła, gdy próbowała wstać. Wszystkie jej mięśnie były naciągnięte i napięte, kończyny bolały ją przy każdym ruchu. Zaciskając zęby, podparła się na dłoniach i podniosła z ziemi.
Przed sobą zobaczyła ciemność. Ciemny pył unosił się na wysokość kilkupiętrowegp budynku, niebo i słońce nie było widoczne. Dziewczyna kaszlnęła i położyął dłoń na wysokości klatki piersowiej.
Nagle z pyłu wyjechał samochód. Był on czarny jak smoła, z ciemno zamalowanmi szybami - widać było tylko kierowce, którego nie rozpoznała. Luna przestała kasłać i powoli podeszła do zatrzymującego się pojazdu.
- Kto tam? - Szepnęła i kaszlnęła ponownie. Pył był praktycznie wszędzie. - Halo?
- To my, Luno. - McGonagall trzasnęła drzwiami auta i do niej podeszła. - Witaj.
- Profesor... - Dziewczyna zakasłała ponownie, tym razem mocniej i ugięła się. Coraz trudniej było jej oddychać. - Co się dzieje? - Wykrztusiła i chrząknęła kilka razy, jednak to nie wiele pomogło.
- Nie przeszłaś próby Pomocnika. - Minerwa spojrzała na nią współczująco. - Na pocieszenie dodam, że przegrałaś jedynie jednym zadaniem. Mówiąc szczerze, jesteś silniejsza od pana Malfoya, jednak nie chciałaś tego ujawnić... Szkoda.
Luna spojrzała na nią z boku i kaszlnęła, tym razem słabiej, niż popszednio. Uznała to za drobrą oznakę i wyprostowała się.
- Co to dla mnie oznacza?
McGonagall spojrzała na nią badawczo i uśmiechnęła się lekko.
- To zależy od ciebie. Możesz wybrać wolność - Wskazała na powoli wyłaniającą się z pyłu ścieżkę i pomachała dłonią. - lub przyłączyć się do nas. - Drugą rękę wyciągnęła przed siebie i spojrzała na dziewczynę. - To już twoja decyzja.
Luna tęsknie spojrzała w stronę ścieżki i westchnęła. Wolność była tak blisko, jednak także tak daleko. Nie mogła sobie pozwolić na stratę przyjaciół, pozostawienie ojca w samotnym mu świecie. Powoli ze ścieżki przeniosła wzrok na McGonagall.
- Dlaczego niczego nie pamiętam?
- Ponieważ zaklęcie Strażnika na to nie pozwala. - Wyjaśniła profesor i wygładziła suknię. - To pewnien sposób ochrony.
- Rozumiem. - Odpowiedziała krótko i spojrzała przed siebie, na wiszący w powietrzu pył. Był ciemny, jednak w niektórych miejsach przedzierało się przez niego jasne światło powodując, że stawał się szaro-czary. Dziewczyna uśmiechneła się powoli i spojrzała na profesor.
Już wiedziała, co zrobi.
- Przyłączę się do was.
Minerwa uśmiechnęła się do niej szeroko i ponownie wyciągnęła rękę, którą Luna, bez chwili wahania, złapała.
Mocne pociągnięcie w przód sprawiło, że ponownie straciła przytomność.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem i szybko usiadła, z dłonią przyciśniętą do gardła.
Pokój, w którym się znajdowała, były wypełniony książkami. Ich zapach unosił się wszędzie, nawet dywan nimi przesiąknął. Dziewczyna z lubością zatonęłaby w ich wnętrzu, jednak głośne chrząknięcie wyciągnęło ją z oczarowania.
Dumbledore wstał z krzesła i szybko do niej podszedł. Klękając, złapał ją za podbródek i spojrzał prosto w oczy. Hermiona wciągnęła głęboko powietrze, jednak nie odezwała się ani słowem.
- Wszystko w porządku? - Spytał dyrektor i, po krótkiej analizie, ją puścił. - Co się stało?
Dziewczyna kiwnęła głową i powoli zaczęła odpowiadać na jego pytania. Z każym kolejnym głowa zaczynała boleć ją coraz bardziej, aż w koncu nie wytrzymała i spojrzała ostro na Dumblerora.
- Gdzie Severus? - Nie wiedziała, co nią kierowało, jednak wstała i podeszła do przejścia. - Zostawiłam go tam samego! - Nawet nie zwróciła uwagi na ton, w jakim zwracała się do dyrektora i w jakim mówiła o swoim nauczycielu. Kilka razy uderzyła pięścią w portret jednego z profesorów, jednak gdy to nic nie dało, oparła o niego czoło. - Proszę mnie tam puścić! - Krzykneła i ponownie uderzyła w płótno otwarą dłonią.
- Przyro mi, panno Granger, ale nie mogę tego zrobić. - Dumbledore ze smutkiem pokręcił głową, jednak pił przy tym herbatę, przez co nie wypadło to przekonywująco.
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością i sięgnęła do ramy. Na ten widok dyrektor wstał i, wcześniej odkładając filiżankę, podszedł do niej.
Gdy Hermiona już ściągała obraz ze ściany, za jej plecami odezwał się głos, przez który zamarła.
- Granger, uspokój się i zostaw tę ramę w spokoju. - Snape wyszedł z cienia i oparł się nonszlandzko o ścianę. - Już wystarczy, że zamęczasz Pottera, Weasley'a i mnie swoją osobą. Nie każ cierpieć tej ścianie.
Hermiona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma i puściła ramę obrazu. Jej ciało zrobiło się nagle tak gipkie, że osunęła się powoli na ziemię.
- Pan żyje. - Wyszeptała i spojrzała na niego zszokowana. - Jak to możliwe?
- Jestem byłym Śmierciożercą. - Zachichotał wrednie i podszedł do niej. - Wstrawaj, mamy coś do omówienia.
- Zaczekaj. - Wtrącił się dyrektor i machnął na dziewczynę. - Najpierw to ja z nią porozmawiam.
- Mam dla ciebie pewne wieści, panno Granger.
Dumbledore spojrzał na nią badawczo i usiadł za biurkiem, wcześniej zaproponowawszy jej to samo. Hermiona zajęła miejsce przed dyrektorem i okryła szczelniej kocem, który dostała zaraz po wybudzeniu.
- Słucham. - Odpowiedziała słabo i spojrzała w bok. Wszystkie wcześniejsze emocje spłynęły na jej osobę tak nagle, że nawet otwarcie oczu przychodziło jej z trudem.
Cicho westchnęła i oparła się wygodniej na krześle.
- Znamy tożsamość Pomocnika, który od tej pory będzie pod twoim rozkazem. - Powiedział, a ona nieświadomie uniosła się do pozycji prostej i otworzyła szerzej oczy. - To Draco Malfoy.
- To niemożliwe. - Wydusiła i opadła mocno na krzesło. - Nie, to nie może być on.
- Nie ode mnie zależą wyniki. - Uśmiechnął się do niej pocieszająco i sięgnął do szuflady biurka. - Mamy jeszcze kilka spraw do omówienia, jednak myślę, że już teraz możemy przejść do tej ważniejszej. - Powiedział i wolnym ruchem przesunął po balcie mały kluczyk. Jego ręka zatrzymała się chwilę przed Hermioną i puściła srebrny przedmiot powodując, że zabłysł on lekko w świetle świec. - Dzięki niemu możesz dotrzeć do książki.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Dzięki kluczowi mam się dowiedzieć, gdzie jest ukryta potężna księga magiczna? - Spytała z niedowierzeniem i sięgnęła po przedmiot.
- Tak. - Dyrektor uśmiechnął się na wiodok jej miny i po raz kolejny sięgnął do szuflady. - Mam także dla ciebie list, dzięki któremu dowiesz się, jak przywołać Pomocnika. Będzie on dostępny na każdą twoją prośbę.
- Nie podoba mi się to. - Mruknęła i zaczęła czytać list. - Traktuje się ich tak, jak Skrzaty domowe. - Zgięła kartkę i schowała ją do kieszeni szaty. - Chociaż może Malfoy'owi wyjdzie to na dobre?
Po opuszczeniu gabinetu dyrektora, Hermiona skierowała się w prawo, w stronę biblioteki. Chciała chwilę odpocząć i, co najważniejesze, zastanowić się nad wszystkimi tajemnicami Sabatu. Prawda ciążyła jej barkach, każde kłamstwo powiedziane przyjaciołom sprawiało, że czuła się źle.
Dziewczyna westchnęła i po raz kolejny obróciła w dłoni srebrny kluczyk. Praktycznie nie różnił się niczym od innych, jedynie mała różyczka wyryta na główce sprawiała, że stawał się wyjątkowy.
W pewnym momencie, gdy właśnie miała przekraczać próg szkolnej biblioteki, coś kazało jej stanąć. Posłusznie zatrzymała się i mocniej zacisnęła dłoń na kluczyku, jednak gdy rozglądnęła się, nikogo nie zauważyła. Dziewczyna zacisnęła wargi i skierowała się w stronę pustego korytarza.
Otoczyła ją ciemność. Hermiona przygryzła wewnętrzną stronę policzka i zamknęła oczy, jednak po kilku sekundach powoli ruszyła. Rąbkami długiej sukni szurała po brudnym korytażu, z każdym oddechem miała wrażenie, że jej gorset zaciska się coraz bardziej. Nagle stanęła i skierowała się w stronę lekko jaśniejącego obrazu.
Przedstawiał on młodą dziewczynę, wyglądem przypominającą Sybillę. Miała ona rozpuszczone włosy, które wiatr lekko rozwiewał. Na jej ustach błąkał się lekki uśmieszek, a jej postwa świadczyła o całkowitym rozluźnieniu.
Podobizna Sybilli siedziała na stalowej ławeczce, prawdopodobnie w parku królewskim. Otaczały ją drzewa i krzewy czerwonych róż. Jedną główkę kwiatu kobieta trzymała w wyciągniętej dłoni, jednak jej wzrok nie był na niej skupiony.
Sybilla patrzyła w bok, jej wzrok był wyostrzony i pełen powagi, tak bardzo różniący się od jej postawy i uśmiechu. Hermiona przybliżyła się do obrazu i spojrzała w tą samą stronę, co poprzednia Strażniczka, na samotnie rosnącą różę w rogu obrazu.
Dziewczyna skierowała się do niej z wyciągniętą dłonią i lekko czubkiem palca przejechała po pótnie. Kwiat był gładki, nawet jedna bruzda farby nie zniekształcała jego powierzchni. W pewnym momencie jednak Hermiona wyczuła wgłębienie w malowidle i lekko zaczęła na nie naciskać.
Płótno przerwało się z głośnym szarpnięciem, ukazując tym samym małą dziurkę w ścianie. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie pod nosem i na oślep włożyła w nią klucz, który po chwili przekręciła.
W korytarzu zabrzmiał cichy dźwięk otwieranego zamka. Hermiona pociągnęła za klucz, zastępując go gałką i pociągnęła malowidło za sobą. Obraz zsunął się ze ściany i mocno uderzył o kamienną posadzkę.
Przed Hermioną pojawiły się drewniane drzwi. Nie były one zdobione - zostały one stworzone z taniego drewna tagiego, jakiego używa się do tworzenia kuchennego wejścia. Uśmiechnięta dziewczyna powoli otworzyła drzwi i przez nie przeszła.
Jasne światło padło jej na twarz, oślepiając ją na chwilę. Luna zasłoniła oczy ręką i zamrugała kilka razy.
- Witamy w zarządzie, panno Lovegood. - Dumbledore uśmiechnął się do niej potulnie i wskazał na krzesło stojące przed jego biurkiem. - Herbaty?
- Poproszę. - Powiedziała słabo i z trudem usiadła. Z niewiadowmych przyczyn, bolało ją wszystko. - Co się stało?
- Oh, wiele rzeczy. - Dyrektor podał jej filiżankę z gorącym napojem i rozsiadł się wygodniej. - Jednak najważniejsze jest to, że dołączyła pani do nas. Dzięki temu, wreszcie możemy pozwolić sobie na pewnien odpoczynek.
- Rozumiem, że niewiele osób wybiera waszą ścieżkę. - Odpwiedziała i napiła się herbaty. Przyjemne cieło rozpłynęło się po całym jej ciele, a ona mimowolnie się uśmiechnęła.
- Niestety nie. - Dumbledore westchnął i odłożył książkę, którą wcześniej obracał w palcach. - Ostatnim razem, mniej więcej jakieś czterdzieści lat temu, dołączyła do nas Minerwa. Przegrała z Sybillą. - Wyjaśnił i spojrzał za okno. - Sprawa z Severusem natomiast rozgrywa się zupełnie inaczej. - Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej. - Jednak o niej porozmawiamy innym razem. Teraz musisz odpocząć.
Hermiona weszła do niewielkiej sali i obróciła się dookoła. Wszystkie jej ściany osadzane były diamentami, kolorowe kamienie błyszczały w świetle świec. Dziewczyna wciągnęła powietrze i prawie się zahłysnęła - cała sąsiednia komnata zapełniona była starymi książkami. Hermiona wpadła do niej jak burza, a szeroki uśmiech rozświetlił jej twarz.
Jednak zniknął on tak szybko, jak się pojawił, gdy zdała sobię sprawę, jak ciężko będzie znaleźć jej tą jedyną książkę.
Książkę, której nigdy nie widziała.
KONIEC CZĘŚCI 2
Przypominam o informowaniu o nowych notkach - jeżeli jesteście zainteresowani, to napiszcie o tym w komentarzu lub zakładce poczta :)
Cudna miniaturka <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mi wybaczysz, że nie komentowałam, ale mam zepsuty komputer, więc tylko czasem udaje mi się wejść na internet.
Miniaturka jest cudowna, jak już mówiłam.Ostatnio coś mi się w głowie pomieszało i byłam święcie przekonana, że będzie to Dramione, ale tak przynajmniej miałam miłą niespodziankę :D
Wogóle masz bardzo ciekawą fabułę :) Podczas czytania miałam taką wizję końca tej części: Nietoperz i Herma sobie siedzą i gadają, zajęci sobą, a tu nagle Książka zniknęła :D
Hahahah, ja i te moje pomysły :D
Wogóle to.. nadużywam słowa wogóle :P
Ale nie o tym chcem tu mówić. Wogóle to masz śliczny szablon :D
No ale wracając do fabuły miniaturki, to idealnym uzupełnieniem jest dla niej jest związek Malfoya z Luną w tle <3 Kocham ten parring <3
Ta część pozostawia mi taki niedosyt.
Co/kto zaaakował Snape'a?
Co Hermiona robiła w Zakazanym Lesie?
Moim pierwszym skojarzeniem był - animag.
Ale Miona? Taka przykładna uczennica?
Co Snape ma wspólnego z książką?
Współpraca Malfoy-a i Mionki - aha, już to widzę :P
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;*
Skomentuję, jak tylko będę miała dostęp do internetu/ komputera :)
Weny ;*
Ściskam ;*
e_schonheit ;*
Cudowne :)
OdpowiedzUsuńMasz talent!
Pisz dalej :) Nie mogę się doczekać nowej notki :D
Przepraszam, że Komentuję tak późno, ale nie mogłam wstawić komentarza przez jakiś czas u Ciebie. Dziwne...
OdpowiedzUsuńTa część...mrr... Pocałunek!!!♡
Koffam ciem XD
Likoria, tj. Stary Dementorek